Eddie niechętnie pakował swoje rzeczy do plecaka. Gdy tylko przez chwilę byłem nieuważny, wziął drugą dawkę leków przeciwbólowych. Wtedy to role się odwróciły i to ja byłem tym wkurzonym. Gdyby nie moja mama zwabiona krzykami, to pewnie rozszarpałbym go na miejscu.
- To nie są żarty, Eddie - mówiła spokojnie. - Kto jak kto, ale ty najlepiej powinieneś wiedzieć o możliwych skutkach przedawkowania lekarstw.
Brunet tylko przewrócił oczami.
- I widzisz?! - krzyknąłem. - Robi tak cały czas!
- Zachowujecie się jak stare dobre małżeństwo... - podsumowała. - O której wychodzicie?
- Za jakieś pół godziny - odpowiedział Eddie.
Kobieta pokiwała głową.
- Zdąrzycie jeszcze wypić kawę. Chodźcie.
Pomogłem lekko kulejącemu chłopakowi i schodząc ze schodów wziąłem go na barana. Usiedliśmy przy stole, a mama zakręciła się przy blacie. Po chwili stały przed nami trzy parujące kubki.
- Muszę z wami porozmawiać.
Ton jej głosu nie zwiastował niczego dobrego. Poczułem gulę w gardle.
- O czym? - zapytałem ostrożnie.
- Wczoraj tata napisał do mnie wiadomość, że gdy wróciliście, to wyglądaliście trochę niewyraźnie...
Oblały mnie zimne poty. Czyżby staruszek nas wydał? Ale przecież obiecał, że o niczym nie wspomni mamie! Eddie, jakby przeczuwając moje odczucia, zaczął mnie głaskać uspokajająco po udzie.
- ... Zmartwiłam się i postanowiłam, że do was zajrzę. Tak też zrobiłam. Lecz nie spodziewałam się tego, co tam zastałam.
Palce chłopaka zacisnęły się na mojej nodze. Teraz już oboje siedzieliśmy zestresowani. Tu chodziło o coś znacznie gorszego od alkoholu.
- Richie? Eddie? Macie mi coś do powiedzenia?
Spuściłem wzrok na mój kubek. Moje okulary natychmiast zaparowały.
- B-bo my... - zacząłem. Ale nie potrafiłem dokończyć. Nie byłem gotowy na tą rozmowę. Nie podejrzewałem, że nastąpi tak szybko. Miałem kompletną pustkę w głowie. Lecz cieszyłem się, że nie jestem w tym sam.
Eddie splótł nasze dłonie i położył je na stole. Moja mama wpatrywała się w nas wyczekująco.
- ... jesteśmy razem - dokończył młodszy.
Przez chwilę panowała głucha cisza. Nawet dźwięk cykania zegara ucichł, jakby i ten oczekiwał na reakcję kobiety.
Mama uniosła kubek do ust i wzięła łyka kawy. Złożyła swoje dłonie i zaczęła pocierać kłykcie. Westchnęła głośno.
- Od jak dawna? - zapytała w końcu.
Spojrzałem na Eddie'ego. Ten odważnie patrzył na moją mamę. Byłem mu za to niewyobrażalnie wdzięczny.
- Od kilku dni - odparł.
Kobieta wydawała się być zaskoczona tą odpowiedzią.
- A kiedy poczuliście, że darzycie się innym uczuciem?
- Ja w dniu wypadku.
Spojrzenie kobiety przeniosło się na mnie. Na to pytanie musiałem sam odpowiedzieć. Eddie już nie mógł mnie wyręczyć.
- A ty, Richie? - ponaglała.
- Od pięciu... - zacząłem, lecz mama gwałtownie mi przerwała.
CZYTASZ
What the fuck is going on?! //REDDIE
FanfictionRichie od wielu lat podkochuje się w swoim najlepszym przyjacielu - w Eddie'm. Ale czy postępuje słusznie wyznając mu miłość w najbardziej pechowy dzień w życiu? Ta jedna sytuacja wywróci wszystko do góry nogami. Ale czy będą to dobre, czy złe zmia...