Rozdział 16

1.2K 75 210
                                    

Kiedy słońce zaczęło tańczyć po mojej twarzy, dopiero się ocknąłem. Wpatrzony w najsłodsze stworzenie świata spoczywające w moich ramionach, kompletnie zapomniałem o śnie. Przez całą noc mocno przytulałem mojego chłopaka tak, że nie był w stanie nawet zrobić jednej z tych swoich słynnych porannych poz. Lecz jedno się nie zmieniło: nadal się uroczo ślinił.

Zerknąłem na zegarek. Była dopiero szósta, ale bałaganu było mnóstwo. Dodatkowo miałem na głowie sześcioro zkacowanych przyjaciół. A i ja od braku snu nie byłem najprzytomniejszy...

Spróbowałem delikatnie obudzić Eddie'ego. Składałem pocałunki na całej jego twarzy i na odsłoniętej części torsu. Nic nie działało. Wziąłem mój telefon i wszedłem w alarmy. Przystawiłem urządzenie do ucha chłopaka i wybrałem najgłośniejszy z nich.

Głośny dźwięk przeciął ciszę zalegającą w całym domu. Nawet ja sam się przestraszyłem. Eddie pisnął przerażony i zatkał sobie uszy. Próbując uciec od hałaśliwego alarmu, mocniej wtulił się w moją klatkę piersiową. Zadowolony wyłączyłem telefon.

- Dzień dobry, kwiatuszku - mruknąłem składając mu na czole szybkiego całusa.

- Umieram... - wysapał.

Przewróciłem oczami i zmusiłem go do zmiany pozycji na siedzącą.

- Trzeba wstawać. Zanim zdążymy to ogarnąć, moja mama już wróci.

- Moja głowa... - marudził dalej.

I pewnie narzekałby dalej, gdyby nie dostrzegł swojego stroju. Z wielkimi wypiekami na twarzy przeniósł wzrok na mnie.

- Kurwa, Richie! Znowu?! Nie mogłeś mnie powstrzymać?!

Westchnąłem.

- Powstrzymałem. Ale przez te twoje kocie ruchy ledwo powstrzymałem sam siebie.

- Czyli my nic...

- Nie. Wiedziałem, że byś się wściekł. Wolę robić z tobą takie rzeczy, jak jesteś trzeźwy.

Czule zgarnąłem loczki z jego twarzy. Chłopak odetchnął z ulgą i się zarumienił.

- Wiem, że teraz i tak mi nie dasz żadnych leków. Weź mnie chociaż pocałuj... - poprosił.

Uśmiechnąłem się i delikatnie złączyłem nasze usta. Nie chciałem być gwałtowny i chaotyczny. Zamiast tego oddawałem maksimum uczuć, jakimi darzyłem mojego chłopca. Mogłem tak spędzić cały dzień. Ale obowiązki wzywały.

- Pomożesz mi się ubrać? - zapytał Eddie.

- Z przyjemnością.

Złożyłem jeszcze motyli pocałunek na jego usteczkach i pomogłem mu wstać. Nie bez trudu wciągnąłem na niego jego jeansy. Większą zabawę miałem, kiedy próbowałem moimi zdrętwiałymi palcami zapiąć mu koszulę. Nie byłbym sobą, gdybym nie zostawił kilka górnych guzików rozpiętych. Rozczochrałem mu jeszcze włosy i wziąłem go na barana.

Odstawiłem go dopiero w łazience. Ja sam poszedłem na inspekcję. Do pokoju rodziców bałem się zaglądać. Było cicho, więc przynajmniej wiedziałem, że skończyli. Na kanapie w salonie Ben i Bev spali wtuleni w siebie. Mieli na sobie wczorajsze ubrania, więc chyba dotrzymali obietnicy. Mike nadal leżał ledwo żywy pod stołem.

Gdybym był wystarczająco głupi lub gdybym miał jakieś skłonności masochistyczne, to wziąłbym garnki i nawalał nimi póki wszyscy by się nie obudzili. Miałem jednak resztki rozwagi i postanowiłem obudzić ich na spokojnie.

- Wstawajcie, frajerzy! Koniec spania! Ruszać tyłki do sprzątania!

Beverly spojrzała na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Sprawdziła godzinę i westchnęła.

What the fuck is going on?! //REDDIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz