Rozdział 9

2K 82 273
                                    

Nigdy nie sądziłem, że Eddie może być w sprawach intymnych tak niewyżyty. Kiedy już powoli brakło mi sił zacząłem się poważnie zastanawiać, czy to aby na pewno mój chłopak. Wszystko wyjaśniło się dopiero po przebudzeniu. A konkretnie po bardzo gwałownej pobudce...

Po naszej poprzedniej nocy już wiedziałem, że obudzimy się w pozycjach jakbyśmy spadli z czwartego piętra. Tym razem byliśmy jednak nadzy. Z braku sił nie pomyśleliśmy nawet o zamknięciu drzwi na klucz. Gdy odpływałem w krainę Morfeusza pomyślałem jeszcze, że moja mama i tak nie wejdzie bez pytania do pokoju. Ona nie. Ale ktoś inny już tak...

- W-wstawać, lenie! P-potrzebuję wa... - zaraz po otworzeniu drzwi ktoś zamarł w środku zdania. - O cholera! Chłopaki!

Natychmiast otworzyłem oczy. Pierwszym co zobaczyłem był zgrabny tyłek Eddie'ego tuż przed moją twarzą. Uśmiechnąłem się delikatnie po czym zerknąłem na zszokowanego gościa.

- Sie masz, Bill! - przywitałem się siadając i zakrywając kołdrą wciąż śpiącego bruneta.

- C-co tu się... - chłopak zaciął się nie wiedząc, co dalej powiedzieć.

- Chyba widać... Jak wszedłeś? Moja mama już jest?

- T-tak. To ja m-może pójdę do salonu, a wy się o-ogarnijcie...

Chłopak już wychodził, gdy nagle zerwałem się z miejsca prawie odsłaniając swoje miejsca centralne.

- Czekaj! Jak tam pójdziesz, to moja mama może zacząć coś podejrzewać. Jeszcze nie jestem gotowy na... TAKĄ rozmowę.

Bill westchnął głośno i odrzucił głowę w tył.

- N-nie chce mi się oglądać w-waszych gołych tyłków - mruknął niezadowolony.

- Odwrócisz się plecami. Bill, prooooszę.

Zrobiłem szczenięce oczka i złożyłem rączki jak aniołek. Bill uśmiechnął się kpiąco. To był jeden z tych momentów, kiedy na nowo chciałem być małym gówniakiem, który owijał sobie dorosłych wokół palca właśnie taką miną. Lecz z moim obecnym ryjcem musiało to wyglądać conajmniej śmiesznie.

- I-idiota - westchnął jąkała i usiadł na krześle przy biurku tyłem do nas.

Od razu pognałem do szafki z bielizną i szybko wygrzebałem byle jakie spodnie. Tak ubrany podszedłem budzić Eds'a.

Mój kwiatuszek znów ślinił się przez sen. Jego ciało było pięknie przyozdobione krwistymi śladami. Włosy miał w całkowitym nieładzie. Wplotłem w nie palce i przyklęknąłem przy nim. Zbliżyłem twarz do jego szyi. Próbowałem go obudzić delikatnymi muśnięciami ust. Ten się jednak nie obudził nawet wtedy, kiedy przeszedłem do robienia kolejnej malinki. Patrząc na swoje kolejne dzieło westchnąłem głośno.

- Eds, wstawaj! - krzyknąłem.

Mruknął coś niezrozumiałego. Okrył się szczelniej kołdrą i poszedł spać dalej.

- Eddie, wstawaj do cholery!

Ponownie nie zareagował. Chwyciłem więc broń ostateczną. Złapałem go za ramię i lekko nim potrząsając zawołałem:

- Eddie, twoja wściekła mamuśka tu idzie!

Brunet zerwał się z miejsca. Od razu jednak skulił się od bólu głowy. Chłopak przeżywał kaca o wiele gorzej niż ja. Nawet jeśli wypiliśmy tylko tyle, aby wszystko pamiętać.

- Ciszej, debilu - syknął. - Gdzie...?

- Nigdzie. Musiałem cię jakoś obudzić - wyszczerzyłem się.

What the fuck is going on?! //REDDIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz