Rozdział 6

2.1K 91 305
                                    

W każdej romantycznej historii jest taki moment, kiedy zakochani budzą się nad ranem wtuleni w siebie. Są tacy idealni, piękni i pasują do siebie jak ulał. Zasypiając z Eddie'em w ramionach oczekiwałem właśnie takiego obrotu spraw. Niestety ta pobudka wcale nie była romantyczna... Obudziłem się ze stopą chłopaka w ustach.

Byliśmy rozwleczni po całym łóżku. Nasze kończyny były tak poplątane, że nawet po kilku głębszych nie udałoby się ich tak poskręcać. Eddie spał z głową w nogach. Ślinka ściekała mu po policzku. Wyglądał na conajmniej pięć lat młodszego i słodkiego aż do bólu. Ostrożnie uniosłem się i przekręciłem na bok. Szybko założyłem okulary. Próbując nie obudzić młodszego położyłem się tak, aby móc spokojnie go obserwować.

Nasze twarze były bardzo blisko siebie. Czułem jego ciepły oddech na policzku. Poranne promienie słońca oświetlały mu buźkę. Jego długie rzęsy malowały mu tatuaże z cieni. Włosy, które tak rzadko widziałem u niego w nieładzie, rozsypywały się dookoła niego. Zapatrzyłem się w jego małe różowe usteczka. Byłem na nim tak skupiony, że zupełnie nie zareagowałem na jego nagły ruch. Niespodziewanie obrócił się w moją stronę. Rączką złożoną w pięść niechcący uderzył mnie w twarz. Z mojego nosa natychmiast trysnęła krew. A Eddie obudził się dopiero, kiedy wrzasnąłem z bólu.

Zerwał się do pozycji siedzącej przy okazji waląc mnie w czoło z dyńki. Oboje jęknęliśmy głośno.

- Richie! Co ty robisz?! - piszczał jeszcze niewystarczająco rozbudzony Eddie.

- To ty mi przywaliłeś!

- Matko Bosko, krew!

Brunet nagle zaczął panikować przyglądając się czerwonej fontannie. Po chwili musiał już sięgnąć po inhalator.

- Eddie, spokojnie. To tylko drobny krwotok - próbowałem go uspkoić.

- Drobny?! Co ci się stało?!

- Jesteś trochę niebezpieczny kiedy śpisz... Co nie zmienia faktu, że jesteś uroczy.

- Idiota...

Z wypiekami na twarzy poszedł po chusteczki. Starannie wytarł czerwoną maź spod mojego nosa. Potem szybko uciekł do łazienki umyć ręce. Gdy wrócił, usiadł naprzeciwko mnie. Chwycił moją dłoń.

- Przepraszam... Nawet nie wiedziałem, że coś zrobiłem.

- Eds, daj spokój - przerwałem mu. - To nie twoja wina. Mogłem wcześniej zareagować i nie przysuwać się tak blisko.

- Zaraz zaraz... Co ty robiłeś kiedy spałem?!

Zagwizdałem uciekając wzrokiem. Eddie po raz kolejny spanikował. Obejrzał swoje barki i brzuch w poszukiwaniu malinek. Ale kiedy zajrzał sobie w gacie, wtedy już nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem.

- To nie jest śmieszne, Tozier. Jeśli dobrałbyś się do mojego krocza bez mojego pozwolenia, to obudziłbyś się z kołkiem w dupie.

- Uu! Brzmi jak zachęta!

- Richie!

- Oj przecież żartuję. Nawet cię nie dotknąłem. A poza tym co to za zabawa, jeśli przyjemność czerpie tylko jedna strona?

Eddie przewrócił oczami. Popatrzył mi prosto w oczy. Przybliżył się do mnie i usiadł mi okrakiem na nogach. Moja reakcja była oczywista... Lecz on tylko wtulił się w moją klatkę piersiową. Otuliłem go szczelnie ramionami.

- Jesteś za chudy - mruknął. - Wbijają mi się wszystkie twoje kości.

- Przesadzasz, Misiu.

What the fuck is going on?! //REDDIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz