Rozdział 2

2.3K 112 695
                                    

Pięć uwag, kolejne dwie jedynki, zgubiona kasa na składkę klasową i plama na bluzie. Z takim arsenałem wyszedłem po siedmiu lekcjach. A przecież dzień się jeszcze nie skończył.

Wychodząc z tej zatęchłej budy dostałem SMS'a. Wyjąłem moją przestarzałą cegłę i odczytałem wiadomość.

Mama: Otrzymałam nagłe wezwanie z biura. Będę w domu wieczorem. Obiad masz w lodówce. Kocham Cię

- Ja ciebie też - szepnąłem.

- D-do kogo ty m-mówisz? - usłyszałem za plecami głos Bill'a.

- Do telefonu, nie widać? Stęsknił się biedaczek i potrzebował trochę atencji.

Pocałowałem ekran, a Bill parsknął. Chwilę później dołączyła do nas cała ekipa. Nie chciałem wracać od razu do domu. Nic tam na mnie nie czekało. Od razu więc wypaliłem:

- To co, frajerzy? Gdzie idziemy?

- Może kryjówka w lesie? - zaproponowała Bev.

- Remont. Sory - Ben odrzucił pomysł, a my spojrzeliśmy na niego z wyrzutem.

- Na klif jest za zimno. Z salonu gier nas ostatnio wyrzucili - w tym momencie wszyscy spojrzeli na mnie - a w parku raczej długo nie zabawimy.

Wszyscy pogrążyliśmy się w myślach. Każdy odrzucił myśl, aby spotkać się u kogoś w domu. W Derry nie było zbyt wiele ciekawych miejsc. Oprócz wesołego miasteczka, na które nie mieliśmy pieniędzy.

- A może podchody w lesie? - zaproponował Mike.

- Czemu nie! Może być śmiesznie!

W trakcie drogi podzieliliśmy się na dwa zespoły. Ja byłem z Bill'em, Stan'em i, co najważniejsze, z Eddie'em. My jako pierwsi mieliśmy się chować. Biegliśmy przez las zostawiając za sobą wskazówki na kartkach i strzałki. Przewróciłem się kilka razy przez wystające korzenie. Wyglądałem już jak rasowy menel. Zatrzymaliśmy się dopiero przy rzeczce. Była to idealna okazja, aby zmylić trop. Ale jeden czynnik stawiał sprzeciw.

- Nie! Nie ma mowy! Wiecie, ile w tej wodzie jest bakterii?! Tu niedaleko są kanały! Na bank się czymś zarazimy!

- Przesadzasz, Eddie. A tak poza tym, to właśnie tam będziemy się chować.

Cała trójka spojrzała na mnie z niesmakiem.

- No co? Przecież dobrze znają Eds'a i wiedzą, że nigdy w życiu by tam nie poszedł. Wygramy to.

- To w sumie nie głupi pomysł - westchnął Stan.

- I ty przeciwko mnie?! - pisnął Eddie.

- Spokojnie, misiaczku - spróbowałem go uciszyć. - Jak chcesz, to mogę cię wziąć na barana.

Spodziewałem się, że odmówi. Inaczej nawet bym tego nie zaproponował. Tymczasem brunet od razu stanął za mną i położył dłonie na moich ramionach. Byłem lekko zdezorientowany, ale sprawnie chwyciłem jego nogi gdy ten podskoczył. I tak z dodatkowym ciężarem na plecach ruszyłem wzdłuż rzeki.

Mimo że było mi ciężko iść, to bliskość obiektu moich westchnień całkowicie mi to wynagradzała. Eddie był strasznie lekki. Jednak ciepło bijące od jego ciała mogło zastąpić kaloryfer. Czułem jego spokojny oddech na karku. Delikatnie trzymał się mnie tymi swoimi ślicznymi rączkami. Gdybym tylko lekko skinął głową, mógłbym je musnąć ustami. Ta myśl zawładnęła moim umysłem do tego stopnia, że nieświadomie to zrobiłem.

- Richie, co ty odwalasz? - zapytał zdziwiony Eddie.

Gdy uświadomiłem sobie, co się właśnie stało, spaliłem buraka. Dobrze, że chłopak mógł widzieć tylko tył mojej głowy. 

What the fuck is going on?! //REDDIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz