trzynasta strona w linie

122 27 1
                                    

Lubię, gdy popołudniowe promienie słońce głaszczą Twoje policzki. Zawsze wydaje mi się, że nawzajem posyłacie sobie ciepłe uśmiechy. Do twarzy Ci z tym. Ze słońcem, ze złotem, z uśmiechem.

Ale słońce już zaszło. A ty wyszłaś z biblioteki pod ramię z Frankiem. Słyszałem waszą rozmową. Mówił coś o quidditchu, a ty wtrącałaś tylko co jakiś czas drobne uwagi. Słuchałaś. Widziałem to po Twoich oczach. Zawsze słuchasz, choćby plótł największe bzdury. Miałem ochotę za wami iść. Nie byłbym jednak mile widziany, a sama myśl, że to on Ciebie obejmie, muśnie wargi i odgarnie włosy doprowadza mnie do rozpaczy. Dlatego nie poszedłem. Siedziałem skulony nad pergaminem, obserwując, jak wychodzicie.

Co w nim widzisz, Dafne, czego ja nie potrafię dostrzec?

Zazdroszczę mu jednej rzeczy.

Jest z Tobą w chwilach, o których ja tylko śnię.

Tamto miasto ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz