dwudziesta strona w linie

148 31 6
                                    

Czasami ma się wrażenie, że płuca wypełnia woda, a ty dławisz się nią, jednocześnie nabierając jej coraz więcej. Twoje włosy zaczynają wirować, jakby na wietrze. Przecinasz wodę dłońmi, choć wiesz, że to nie ma sensu. Nie ma sensu nic, co zrobiłeś.

A potem sobie uświadamiasz, że to wszystko dzieje się naprawdę. Że naprawdę toniesz, a w kieszeniach masz kamienie. Że wokół ciebie tylko chłód i woda. Że jesteś cholernym egoistą, bo postanowiłeś utonąć w szkolnym jeziorze. Że prawdopodobnie ktoś przez Ciebie będzie miał traumę.

Ostatni raz próbujesz rozpaczliwie chwycić się czegoś i wypłynąć, jednocześnie żałując, że nie zabrałeś więcej kamieni.

A potem czujesz to.

Na początku myślisz, że już umarłeś. Że to może to jedna z tych dziwnych istot, której nazwy nie znasz, bo zrywałeś się z lekcji. Że to koniec.

Ale nie przestajesz tego czuć.

Ktoś szarpie za Twoje włosy i nadgarstek, a ty wiesz, że to ona.

Poddajesz się. Pozwalasz się uratować.

Może tamto miasto nie chciało również moich ran.


a/n koniec! bardzo dziękuję osobom, które dały szansę temu re-writingowi (czy to się odmienia?). wiele zmieniło się od poprzedniej wersji tego opowiadania i z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że jestem wdzieczna, że młodsza wersja mnie zdecydowała się to opublikować.

zaznaczę tylko, że jeśli czujecie się jak teodor — poszukajcie pomocy. jego działania, zachowania, myśli podszyte są traumą z dzieciństwa i osamotnieniem. to nie tylko zakochanie, uczucie do dafne było jedynie kolejną rzeczą, która przyczyniła się do tej lawiny. 

choć dużo piszę angstu, w życiu potrzebujemy też fluffu — a ja życzę wam, by nigdy go nie zabrakło w waszej własnej, codziennej historii.

do następnego!

Tamto miasto ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz