szesnasta strona w linie

103 28 3
                                    

Frank mnie dzisiaj pobił.

Sam się o to prosiłem.

Po zielarstwie chwycił mnie za kołnierz i zaciągnął do miejsca, którego nawet nie kojarzyłem. Ma takie twarde pięści. Malował dłońmi obrazy Pollocka na mych policzkach. Farby fioletowe i czerwone. Kolory, których nazw nie znam. Krzyczał.

Tak głośno i ostro.

Krzyczał, bym więcej na Ciebie nie patrzył. Krzyczał, że porachuje mi wszystkie kości. Krzyczał, że jestem nikim. Że mam się od Ciebie odwalić.

Milczałem. Kuliłem się na dźwięk uderzenia i płakałem. A on uderzał jeszcze mocniej.

Jestem cholernym tchórzem, Dafne. Tchórz. Tchórz. Tchórz. Nic niewarty tchórz.

Rzucił mną ostatni raz i odszedł, szeleszcząc szatami. Leżałem, modląc się, by nikt mnie nie zauważył. Nawet nie miałem siły, by zetrzeć krew. Zalewała mi oczy, a ja płakałem.

Tchórz.

Tamto miasto ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz