Wybiła godzina szesnasta. Wybiegłem ze szkoły, a plecak obijał się o moje plecy. Theodore czekał już za ogrodzeniem, jego czapka przysłaniała mu oczy, zakrywając tym samym jego platynowe loki. Kujońskie okulary tylko jeszcze bardziej zakrywały jego twarz, a workowaty sweter sprawiał, że w nim tonął. Dobiegłem szczęśliwy, obdarowując go leniwym uśmiechem. - Hej, gotowy?
Zawiesił swój plecak na ramieniu, uśmiechając się nieśmiało. - T-tak, hej.
Torowaliśmy sobie drogę między samochodami, mijając tłumy dzieciaków, którzy śmiali się i rozmawiali. Dotarliśmy do mojego jeep'a, który znajdował się na drugim końcu parkingu. Po tym jak wsiedliśmy, odpaliłem silnik i wyjechałem ze szkolnego parkingu, a radio brzęczało pomiędzy nami.
- G-gdzie twoja kuzynka? - Spytał, bawiąc się rękawami od swojego swetra, gdy zmierzaliśmy w kierunku weterynarza przez drogę usłaną kałużami.
- Poszła na manicure z Sam i Dayą. - Zaśmiałem się. - Powiedziałem jej, że mam trening.
Jego błyszczące oczy spoczęły na mnie. - N-nie musia-
- Zamknij się. - Zaśmiałem się, parkując przed sklepem zoologicznym. - Stary, uwielbiam kociaki. Zdecydowanie wolę być tutaj, wierz mi.
Byłem pewien, że on nadal czuł się winny, gdy wysiadł z auta, a ja zablokowałem drzwi. Sklep był już otwarty, kiedy do niego weszliśmy, mimo że tabliczka wskazywała 'zamknięte' i dodatkowo nikogo nie było za ladą. Theodore zmierzał przez sklep, oraz przez salę w której Milo operował Bugsy'iego.
Przystanąłem, gdy moje oczy spoczęły na młodej kobiecie, która zajmowała się małym rudym kotkiem. Ona - tak jak Milo - miała zielone oczy Theodore'a, ale jej włosy były ciemniejsze, a skóra nie tak bardzo blada. - Oh, dobrze, że już jesteś. - Westchnęła, spojrzała na nas, zanim zamilkła. - Oh, hej. - Kiwnęła w moim kierunku.
- Mamo, t-to jest Luca. - Przedstawił mnie Theodore.
- Hej, miło mi cie poznać. - Uśmiechnąłem się ciepło.
- Jaki uroczy akcent. - Skomentowała, wywołując rumieńce na policzkach syna. - Miło cie poznać, Luca. - Po tym jak zmierzwiła włosy swojego syna i po odłożeniu kota do dużego kartonu, opuściła pomieszczenie.
- Ona i-i mój tata mają dzisiaj zmianę. - Wytłumaczył, siadając na zimnej podłodze. - Ja i M-milo mamy zmianę popołudniową.
Usiadłem obok niego, przed wysokim kartonem, zaglądając do środka. Karton był wyłożony kocami i zabawkami. Małe futerkowe kuleczki biegały dookoła i miałczały delikatnie. Większość z nich była ruda. Ich drobne ciałka pokryte były futerkiem, a łapki były bardzo drobne. Wydawało się, że nie są w stanie unieść ich ciężaru, ich ogonki były w strzępach. - O mój Boże. - Odetchnąłem. - Są cholernie urocze.
Theodore zaśmiał się delikatnie, ostrożnie podnosząc jednego z nich. Trzymając go blisko swojego ciała, palcami gładził jego futerko, a maluch wtulił się w jego klatkę piersiową. - Tak, są urocze. - Zgodził się. Zauważył jak wpatrywałem się w kotka, którego trzymał. - M-możesz je potrzymać, j-jeśli chcesz. - Powiedział cicho.
Zbliżyłem się do kartonu, moje oczy patrzyły pomiędzy różnobarwnymi maluchami, w końcu wybrałem białego z małymi brązowo-czarnymi łatkami. Wsunąłem palce pod jego delikatny brzuszek i ostrożnie go podniosłem, kładąc zwierzę na swoich udach. - Myślisz, że ludzie je przygarną?
Theodore westchnął. - Nie wiem, m-mam nadzieję.
- A co jeśli nie?
Jego spojrzenie spoczęło na kocie, którego trzymał w ramionach. Maluch miał zamknięte oczka i mruczał delikatnie, kiedy Theodore go głaskał. - M-możliwe, że przygarne kilka. Reszta będzie musiała zostać wydana do hodowców, czy c-coś.
CZYTASZ
The Dutch Boy ● PL [BxB]
Fiksi RemajaLuca Bakker, podpalacz w skórzanej kurtce z seksownym holenderskim akcentem. Oraz Theodore Hart, nieśmiały dzieciak ze szkoły, który pracuje w miejscowym sklepie zoologicznym. Pomysł, że ta para może kiedykolwiek skrzyżować swoje ścieżki - nie mówią...