nieprzydatny.

1.2K 28 7
                                    

Odkąd pamiętał w jego rutynie były treningi i misje. W dzień w dzień stawiał się na sali gimnastycznej, gdzie ćwiczył całymi godzinami. Wyjątkami były akcje. Wtedy czuł się jak w swoim żywiole. O ile wiedział, co to w ogóle znaczy. Wszystko musiało być perfekcyjne. Jego zepsuta dusza i umysł pragnęła perfekcji oraz porządku. Jedyna rzecz nad jaką miał kontrolę. Nie lubił bałaganu podczas misji, dlatego wolał je w pojedynkę. Był panem sytuacji. No przynajmniej w niewielkim stopniu. Wmawiał sobie to i dużo łatwiej wykonywało mu się egzekucję. Bo tylko po to był. Od czarnej roboty. Nieuchwytny, niezawodny, zepsuty... bo jak to inaczej nazwać? Wszystko, co go otaczało psuło go z każdym dniem coraz bardziej, udoskanalając w zadaniach. Do czasu. Nie spodziewał się, że po tylu misjach, akcjach, do tego perfekcyjnie przeprowadzonych został... zastąpiony. Wiedział, że tak się stało zanim do tego doszło. Jego nowym zadaniem było szkolenie ulepszonych. Przez pierwsze trzy treningi nie czuł się zagrożony. Żołnierze byli przeciętni, mało co potrafili. Albo raczej nie mało, ale wciąż nie w żaden sposób nie dorównywało to jego umiejętnością. Na czwartym treningu zrozumiał jak bardzo się pomylił. A był nieomylny. W żaden sposób nie okazał tego, ale widział w przynajmniej trzech rekrutach wspaniały potencjał. On był lepszy od swoich trenerów. Uczeń przerósł mistrza. Teraz sytuacja była taka sama, ale uczniów było więcej. A czym więcej, tym bardziej będą wstanie wpędzić nauczyciela w zapomnienie. Nie chciał na to pozwolić, ale było już za późno. Zabawne. Chciał czegoś. Chciał być jedynym "pupilkiem" HYDRY, dopiero w chwili, kiedy wiedział jak blisko był zostania zastąpionym. Niezły paradoks. Szkolenia trwały dwa miesiące. W połowie tego czasu już czuł, że zarządzający organizacją widzą przewagę przyszłych żołnierzy HYDRY nad nim. Ani na chwilę się nie poddał. Zawsze walczył do końca. Nie mógł przed sobą przyznać, że jest słabszy. Nie z jego winy do tego. Nowi żołnierze dostawali regularnie nowe dawki serum. Nie było tak dobre jak jego, ale w tak ogromnej ilości w porównaniu z jego jedną fiolką było wielką różnicą.

Zacisnął wargi, przyciśnięty do ziemi. Był tak blisko wygranej, a jednak tak daleko. Pół sekundy. Metal został mocno wygięty w tył, a miejsce łączenia przyciśnięte do ziemi kolanem. Druga ręką mężczyzny trzymała go mocno za szyję. Ale on się nie poddawał. Wygiął się dość nienaturalnie, kopiąc go w głowę. Poczuł jak coś mu strzeliło w kości łączącej biodro z udem, ale uzyskał zamierzony efekt, bo mężczyzna go puścił. Cholerny i uporczywy ból był kwestią drugą planową, zasłonięty adrenaliną. Zrobił szybki ruch ramieniem w tył, rozruszając je i mocno uderzając mężczyznę w twarz. Podniósł gardę, blokując jego ataki. Noga w końcu zaczęła dawać o sobie znać, na co jego przeciwnik tylko czekał, kopiąc w miejsce złączenia biodra z udem z całej siły. Powstrzymał krzyk, upadając. Mężczyzna przygwodził go do ziemi, siadając na jego biodrach i przytrzymując mocno przy ziemi. Szarpnął się, ale przeciwnik docisnął kolano do nakurwiającego już bólem miejsca, uderzając go szybko w brzuch. Zgiął się na ile był w stanie. To był koniec. Dopiero po dłuższej chwili przestał się szarpać. Musiał. To był koniec. Tak samo jak jego ostatni przeciwnik na dzisiaj. I na najbliższe lata jak się spodziewał. Kątem oka widział jak dowódca podpisuje papierek. To był koniec.

- Novokov wstań - rekrut od razu wykonał polecenie. - Żołnierzu - dodał sugestywnym tonem. Brunet podniósł się z ziemi. Na pewno nie pogodzony z porażką, ale nie mógł już nic zrobić. - To był twój test Żołnierzu - zaczął beznamiętnie przedstawiciel HYDRY. - Została podjęta decyzja o twoim usunięciu z oddziałów organizacji - rozbrzmiało to w jego głowie głuchym echem. - Nie jesteś już wystarczający - machnął lekko dłonią w stronę dwóch nowych żołnierzy, każąc iść za sobą. Wzięli ex Zimowgo Żołnierza pod ramiona, prowadząc za dowódcą. Zatrzymali się przed wyjściem, żeby mężczyzna mógł zasłonić mu oczy. Nie mógł zrozumieć dlaczego. Czyżby nie chcieli zabić go przed wszystkim jako pokaz, co się dzieje z niewystarczającymi? Czy też za tyle lat służby mógł mieć chociaż tak małą część szacunku? Nie wiedział gdzie idą. Przez promieniujący ból stracił orientację przy trzecim korytarzu, które wcale nie były krótkie. Zacisnął wargi, żeby nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Posadzili go gdzieś, przykładając do nosa maskę. Po chwili odpłynął w błogą nieświadomość.

Obudził się z bólem głowy w... właśnie. Gdzie? Uderzyła go po chwili zewsząd fala najróżniejszych dźwięków. Strasznie głośnych. Czuł się niczym na kacu. Ostatnie, co pamiętał to... nic. Czarna dziura. Jego umysł był pustką. Podniósł się powoli, jak się okazało, z chodnika. Rozejrzał się powoli. Miał na sobie jedynie ciemne poszarpane spodnie. Dopiero też po chwili zauważył, że nie ma drugiej ręki. Dochodziło do niego coraz więcej bodźców. Ktoś do niego coś mówił. Zauważył niebiesko-czerwone światła jadące w ich stronę. Nogi wyrwały się z odrętwienia.

- Halo, proszę pana - powiedziała po raz kolejny kobieta o czarnych włosach. - Jak się pan czuje? Powie pan swoje imię? - jej słowa doszły do niego z opóźnieniem. Imię?... Miał jakieś? Po chwili po prostu... uciekł. Pobiegł w uliczkę. Przez chwilę chyba nawet go gonili, ale i tak im uciekł. Miał mętlik w głowie. Myśli chaotycznie napływały z każdej strony. Jego umysł był pustką. Czarną dziurą bez wspomnień z przeszłości. Nie miał nic.

Od kilku dni albo nawet kilkunastu spał w kartonie w "swojej" uliczce. Nikt tu nie chodził praktycznie. Był zagubiony. Nie wiedział gdzie jest. Co robić. Za każdym razem, kiedy próbował sobie coś przypomnieć napotykał barierę. Po kilku dniach i ona zniknęła. Nie miał już niczego.

Miał zamiar sprawdzić, co mu powiedziała Natasha. Parę osób zdawało się widzieć brązowowłosego mężczyznę bez ręki. Przeczucie mu mówiło, że powinien to sprawdzić. Wszedł bezgłośnie między bloki. Poznał go od razu. Nie wiedział czy mężczyzna go zauważył, ale jeśli tak było nic z tym nie zrobił. Siedział nieruchomo jak posąg. Niezwruszony. Wręcz zrezygnowany.  Podszedł do niego powoli, nie chcąc go wystarczyć. Spojrzał na niego troskliwym wzrokiem, przykucając.

- Bucky? - szepnął, drżącym nieco z emocji głosem.

- Kim do cholery jest Bucky? - zapytał cicho po dłuższej chwili, zachrypnięty głos bruneta. Był nieobecny. Steve zdjął kurtkę, kładąc ją na skostniałych ramionach Jamesa.

- Nie martw się - szepnął. - Pomogę ci. Zabiorę cię do domu - mężczyzna spojrzał na niego przygasłymi oczami. Dom? Miał go? Blondyna bolał jego wzrok, pozbawiony nadziei na cokolwiek. Zrobi wszystko, aby James znowu mógł być szczęśliwy. Wszystko.

20 sierpnia 2020

(na końcu będzie zawsze zdjęcie jakim się inspirowałam)

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

(na końcu będzie zawsze zdjęcie jakim się inspirowałam)

Moje małe uzależnienia ▪one-shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz