Tristan

1.2K 70 8
                                    

Po zajęciach weszłam do swojego pokoju, zabierając z niego szampon, żel do ciała i ręcznik. Wsadziłam stopy w kapcie z białym futerkiem i wyszłam prosto do łazienki. Gdy weszłam, w środku była tylko garstka dziewczyn poprawiających przed lustrem makijaż. Zlekceważyłam je. Jedynie, o czym myślałam, to prysznic, by zmyć z siebie dziwne uczucie, jakie zostawił po sobie pająk.
Powiesiłam ręcznik na haczyku, Zdjęłam ubranie, po czym weszłam do kabiny zasuwając za sobą zasłonkę. Natychmiast się zrelaksowałam przy gorących strugach wody. Po kąpieli owinęłam mokre włosy ręcznikiem, przebrałam się w fioletowy sweter z długimi rękawami i szare spodnie dresowe. Od razu poczułam się lepiej, chociaż myślami wracałam do zdjęcia w gabinecie Adlera. Być piękna kobieta, była jedynie znajomą mojego ojca...

Po powrocie do pokoju, ubrałam skarpetki na bose stopy, a zaraz później trambki. Rozczesałam wilgotne włosy, związując je gumką i delikatnie pokreśliłam rzęsy tuszem. Zastanowiłam się przez chwilę nad użyciem kredki, ale w końcu zamieniłam ją na eyeliner, robiąc kreski przy oku. Zakręciłam dokładnie zakrętkę i opuściłam pokój wchodząc w korytarz, który doprowadził mnie do biblioteki. Snułam się jak duch pomiędzy regałami szukając powieści, która zainteresowałaby mnie najbardziej. Wzięłam do ręki książkę z ciekawym opisem. Usiadłam samotnie na fotelu przy rogu ściany, otwierając powieść na pierwszej stronie i zabierając się do czytania. Rozsiadłam się wygodnie, a powieść zaczęła stawać się coraz ciekawsza, aż nie zdawałam sobie sprawy z płynącego czasu. Nie interesowały mnie godziny, które spędziłam w bibliotece, ani lekcje, które muszę odrobić na juto. Teraz dopiero mogłam odpocząć.

- Wszystko w porządku? - podszedł Heyden stawiając książkę na półce.

- Tak. - Spojrzałam na niego, po czym znowu wróciłam do książki, przekładając kartkę na kolejną stronę.

- Na pewno? Jest po północy.

Rozejrzałam się, w poszukiwaniu zegara, jednak jedyny jaki widziałam wisiał w małym pomieszczeniu bibliotekarki.

- Po prostu się zasiedziałam. - Nie czułam zmęczenia, wstałam i odłożyłam książkę.

Po powrocie do sypialni zamknęłam okiennice i wskoczyłam do łóżka. Nacisnęłam wyłącznik lampki stojącej na biurku i pokój pogrążył się w całkowitej ciemności. Zrobiło się zdecydowanie zbyt ciemno. Pospiesznie ponownie sięgnęłam do wyłącznika, strącając po omacku budzik, i zapaliłam światło.
Wyskoczyłam z łóżka i rozsunęłam okiennice. Poczułam się zdecydowanie lepiej. Zaczęłam przyglądać się pierwszym gwiazdom rozbłyskującym na niebie. Gdy wróciłam na miękki materac przekręciłam się na bok i zasnęłam.

- Lysandro. - usłyszałam swoje imię, dobiegający z ciemnością. Nie miałam pojęcia, dlaczego ktoś mnie woła.

- Lysandro. - Powtórzył raz jeszcze. Był to spokojny, męski i łagodny głos.

Otworzyłam jedno oko, ale zaraz później ponownie zamknęłam chcąc spać dalej. Nie mogłam. Nagle zrobiło mi się gorąco, więc zwaliłam kołdrę na podłogę. Usiadłam na łóżku. Nie rozumiałam, dlaczego temperatura tak wzrosła, przy otwartym oknie. Czułam jak co kilka sekund robiło mi się coraz bardziej ciepłej jakbym siedziała przy kaloryferze. W końcu wzięłam ze stoliczka obok telefon, a światło ekranu oślepiło mnie przez chwilę. Otworzyłam szerzej przymrużone oczy patrząc na godzinę, która wskazywałam dwadzieścia minut po pierwszej.
Wygramoliłam się z łóżka i wyjrzałam na zewnątrz. Światło księżyca pogrążyło całą okolicę w nieziemskim błękitnym blasku. Oparłam brodę na rękach, wbiłam wzrok w ciemność i przysłuchując się odgłosom ptaków głęboko oddychałam świeżym powietrzem. Samo stanie przy oknie mi nie wystarczyło. Wyciągnęłam z plecaka chusteczki i wytarłam w nie spocone dłonie oraz czoło.
W końcu przebrałam się w granatową bluzkę z długimi rękawami, a odkrytymi ramionami, włożyłam czarne dżinsy i  wsunęłam stopy do butów. Wyszłam, a powiew wiatru uderzył we mnie niczym cios.
Postanowiłam przespacerować się po terenie szkoły, chłodząc trochę ciało by móc na spokojnie zasnąć.
Po krótkim czasie chodzenia wzdłuż ogrodu noc zaczęła robić się z czasem coraz chłodniejsza. Usiadłam na ławce i popatrzyłam w gwieździste niebo za chmurami. Nie chcąc się przeziębić, wróciłam do środka świecąc przed sobą latarką. Szłam, skręcając za ścianę i właśnie wtedy zaczynam słyszeć głosy.

- Kto tam jest? - nerwowo zaczęłam świecić na wszystkie strony. Nikogo nie widziałam, ani też nikt mi nie odpowiedział.

Nogi zrobiły mi się jak z waty. Wyraźnie kogoś słyszałam. Zrobiłam kilka kroków do przodu nasłuchując, po czym rzuciłam się do biegu. Nie oszalałam, jednak to miejsce chcę zrobić ze mnie wariatkę. Biegłam przed siebie, wymachując latarką, aż nagle poczułam czyjąś rękę, owijającą się wokół mojej tali, zatrzymując w miejscu. Chciałam zacząć krzyczeć, ale napastnik zasłonił mi usta szorstką dłonią. Szamotałam się, próbując wyrwać, ale jego siła była przytłaczająca. Uderzyłam go z całej siły łokciem w brzuch i kopnęłam w nogę, bez skutecznie.

- To ja. - powiedział szeptem.

Rozpoznałam ten głos. Uniosłam dłoń i poświęciłam latarką na jego twarz, co mu się nie spodobało bo zacisnął mocno powieki. Tristan.

- Wyłącz tą latarkę. - wyrwał mi ją z ręki, a wokół nas nastała ciemność.

Uwolnił mnie z uścisku, lecz zawahał się i dłoń z moich ust ściągnął bardzo powoli.
Nie widziałam jego twarzy, a samą posturę, stojącą przede mną.

- Co ty tu robisz? - ściszyłam głos.

Jak to możliwe, że dostał się do środka i czy mam się go bać? Tristan poluje na nadprzyrodzonych, ale nie wydaje mi się, żeby wiedział czym się stałam.
Bo niby skąd?

- Ochraniam. - podszedł do okna i spojrzał ostrożnie przez zasłony. Jego kosmyki włosów oświetliła latarnia na zewnątrz, a twarz zrobiła się poważna.

- Yyy Co? - Nie rozumiałam jego odpowiedzi. - O kogo Ci chodzi? - zmarszczyłam brwi.

Spojrzał na mnie, odsuwając palce od długiego, bordowego materiału zasłaniającego szybę.

- Ciebie. - odpowiedział.

- Nic z tego nie rozumiem, jak to mnie ochraniasz? Wyjaśnij, bo naprawdę zaczynam się coraz bardziej bać.

Łowca nie odpowiedział. Nie należał do gadatliwych ludzi.

- Tristanie?

- Muszę cię pilnować, żeby mieć pewność, że jesteś bezpieczna. - Chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął. Niechętnie poszłam do przodu, ale zaraz później zatrzymałam się posyłając mu ostre spojrzenie, które zapewne nie widział w tej ciemności.

Tristan coraz bardziej stawał się tajemniczy i zagadkowy dla mnie. Jego słowa nie miały sensu. Dlaczego chce mnie chronić i jak mogę mu zaufać skoro ewidentnie próbuje coś przede mną ukryć.

- Ale dlaczego?

Zapalił latarkę i poświęcił na schody, podając mi dłoń. Przez chwilę zastanawiałam się nad ruszeniem za nim, lecz ostatecznie uścisnęłam jego rękę i poszłam przed siebie uważając na schodki. Nie chciałam się potknąć.
Po chwili Tristan ustał. Było zbyt ciemno, żebym rozpoznała miejsce, przy którym stanęliśmy. Chciałam coś powiedzieć, ale gdy tylko otworzyłam usta, Tristan uciszył mnie. To wszystko wydawało mi się coraz bardziej niejasne.
Nagle zobaczyłam światło w chwili gdy drzwi delikatnie uchyliły się pod naporem Tristana. Od razy rozpoznałam miejsce przy którym się znaleźliśmy - gabinet Adlera.

W środku palił się szklany żyrandol, co sugerowało, że pomieszczenie nie jest puste. Poczułam dym papierosowy od którego zakręciło mi się w nosie, ledwo powstrzymując się od kichnięcia. Jak to możliwe, przecież Adler nie pali.
Spojrzałam do środka widząc, mojego brata siedzącego przy biurku, a naprzeciwko niego stał jakiś mężczyzna w granatowym garniturze podpierając się blatu, a w drugiej ręce trzymał kieliszek z pomarańczową cieczą.
Rozmawiali między sobą, jednak za cicho, żebym cokolwiek usłyszała.

- Musisz coś wiedzieć, ale nie uwierzysz mi na słowo. - Stanął za mną, szepcząc mi do ucha. - Za siedem dni przyjdź do opuszczonej kaplicy.

Odwróciłam głowę, ale go już nie było.

Akademia nadprzyrodzonych Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz