Minęło kilka dni, od mojego powrotu z Killianem. Obiecałam mu, nie powiedzieć choćby słówkiem o sytuacji, jaka miała miejsce, nikomu nawet Heydenowi i Colinie. To była nasza tajemnica, którą sama nie chciałam się dzielić. Miałam żal do Colina, za wstrzyknięcie mi pod skórę leku, nie licząc się z moim zdaniem, ale z czasem mi przeszło. Nie potrafiłam się długo gniewać.
Adler, nauczyciele, wszyscy myśleli, że kolejny dzień byłam nieprzytomna. Colin zrobił ze mnie w oczach wampirów i wilkołaków totalnego słabeusz, innymi słowy jestem zwyczajnym człowiekiem, za jakiego mnie biorą. Mam to gdzieś, co o mnie myślą. Gdybym przejmowała się każdą, jedną rzeczą na mój temat, słowem, pierdołą, zapewne popadłabym w depresję z niskim poczuciem wartości.
Heyden otworzył drzwi do biblioteki, jak na dżentelmena przystało, wpuścił mnie pierwszą. Przywitałam się z bibliotekarką, odwzajemniając uśmiech nieco sztywniej, wchodząc do kolejnego większego pomieszczenia z książkami. Mordercze tempo pracy, narzucone przez nauczycieli, nie ustawało. Wszyscy nauczyciele jakby się zmówili przeciwko mojej klasie, codziennie robiąc kartkówki z trzech różnych przedmiotów. Można było dostać szału! W Los Angeles narzekałam na niski poziom, jednak nie chciałam zmieniać go na poziom kujona. Od rana w szkolnej bibliotece panował taki tłok, że uczniowie, którzy nie znaleźli miejsca w środku, porozsiadali się grupkami na korytarzu, otoczeni stosami zeszytów i książek.- Jaki masz temat pracy? – spytał Heyden, idąc obok.
- Rok uchwalenia japońskiej konstytucji, wprowadzenie parlamentaryzmu. – odpowiedziałam, a na samą myśl napisania pięćset słów, chciało mi się spać. – A ty?
- Ja idę, żeby trochę poduczyć Colina, chyba z fizyki. Przecież jak się mu nie pomoże, sam się do nauki nie weźmie.
- No tak, ale gdzie on jest? – przenosiłam wzrok po zajętych stolikach.
- O tam. – wskazał palcem okrągły stolik z czterema krzesłami, dwa zajęte przez Colina i Killiana.
Usiadłam obok Killiana, który nie odrywał wzroku, znad zeszytu pospiesznie pisząc, ładnym, estetycznym pismem niepodobnym do chłopaka, a bardziej dziewczęcym. Colin jednak pozostawał obojętny z nogami opartymi na stole, które Heyden szybkim ruchem zwalił, układając na stoliku przed nim grube książki. Zawodnik lacrosse popatrzył na nie niechętnie i na Heyden nie mając ochoty na naukę. No Ba, nigdy jej nie miał. Rozpięłam plecak wyjmując z niego długopis, książkę oraz zeszyt. W głowie miałam pustkę. Gapiłam się w kartkę z liniami i marginesem nie wiedząc, od czego zacząć, a na czym skończyć. Mijały minuty, gdy zaczynałam pisać zdanie, po chwili stwierdzałam, że jest do bani i skreślałam.
- Idę, po kawę chce ktoś? – Killian wstał.
- Z chęcią. – Przytaknęłam.
Odszedł, a ja przegryzłam dolną wargę, próbując się skupić, przy głośnym wyjaśnianiu Heydena. Podziwiam go, za spokój i cierpliwość, jaką potrafi zachować w stosunku do Colina. Ja bym tak długo nie umiała wytrzymać.
- Dlatego, musisz....
- Jezu Colin, nawet ja zdąrzyłam to zrozumieć. – Przerwałam Heydenowi, nie mogąc opanować nerwów. – Skup się.
- Dobraa Sorry. – Przeciągnął, będąc lekko zdziwiony moim zachowaniem.
Może niepotrzebnie się uniosłam, niektórzy potrzebują więcej czasu na przyswojenie wiedzy, mimo to, Colin powinien się cieszyć z możliwości, jakie daje mu przyjaciel.
- Przepraszam. – Spojrzałam na zegarek, odliczając czas i nerwowo obracając długopis w dłoni.
Killian wrócił, stawiając jeden kubek gorącej kawy przede mną, a drugi obok siebie. Wzięłam łyk. Czepiałam się Colina, a sama nie mogłam się skupić nad zadaniem, mając w głowie spotkanie z Tristanem. Czy wreszcie powie, mi co się dzieje w Akademii? Jest osobą z zewnątrz, znienawidzoną, jednak jego twarz, zachowanie i mowa zdradza, że wie on dużo więcej od kogokolwiek.
CZYTASZ
Akademia nadprzyrodzonych
Teen FictionŚwiat Lysandry legł w gruzach. Istnienie wampirów i wilkołaków nie jest tajemnicą. Od najmłodszych lat ludzie uczą się bać istot nadprzyrodzonych przyjmując przekonanie, że są mordercami. Dziewiętnastoletnia Lysandra Mayer dostała list od derektora...