— Zrobiłeś to?! Naprawdę to zrobiłeś?!
Obudzony krzykiem Seonghwa leniwie uchylił powieki. Nie wiedział, co się dzieje. Spojrzał na przyjaciela, czując ogromną dezorientację oraz chęć dalszego zapadnięcia w sen.
— Zrobiłeś to, czy nie?! — krzyknął Kim, wściekły jak nigdy dotąd. Zerwał kołdrę z ciała Parka, domagając się odpowiedzi. Szczerej odpowiedzi.
— Co masz na myśli?
— Yeosang został prawie... Co to jest? Skąd to masz? — Zszokowany wskazał na niewielkie stłuczenie, znajdowało się na łydce wilka, tuż poniżej kolana.
— Potknąłem się i... Jestem wilkiem, ale wyjątkowo niezdarnym, przecież wiesz...
— Kłamiesz — syknął Hong. — Wszystko jest już jasne. Zaatakowałeś Yeosanga, chciałeś go pożreć, ale ktoś pokrzyżował ci plany! I co, potknąłeś się podczas ucieczki?
— Co ty powiedziałeś? — Seo oprzytomniał. — Ktoś zaatakował Yeosanga?!
— Nie ktoś, tylko ty! Jak mogłeś? Mówiłem, żebyś się do niego nie zbliżał! Ja wiem, instynkt i tak dalej, ale naucz się nad tym panować. Uczą nas tego w tej pieprzonej szkole, czyż nie?!
— To nie ja — wyjaśnił spokojnie. — Jego zapach kusi, to prawda, ale nigdy nie skrzywdziłbym Yeosanga.
— Chciałbym ci wierzyć...
— To uwierz! Okłamałem cię kiedykolwiek? Jak w ogóle mogłeś zacząć mnie podejrzewać?
Opuścił wzrok; nie mógł wytrzymać zawiedzionego spojrzenia, jakim obrzucał go starszy. Faktycznie, nie zastanowił się, od razu stwierdził, że atakującym, który zranił królika w rękę, był Seonghwa.
— Nie tylko ja cię podejrzewam. Cała szkoła aż huczy od plotek — powiedział cicho, spoglądając na przyjaciela.
— Co mnie to obchodzi? — burknął Park. Usiadł, kompletnie wyprany z sił. Czuł się źle, dlatego odpuścił sobie udział w lekcjach. Jak się okazało, całkiem słusznie. Nie wiedział, czy dałby radę wytrzymać te wszystkie oskrażycielskie spojrzenia. W szczególności przestraszony wzrok Yeosanga.
— Co z nim? — zapytał po chwili. — Jak on się czuje?
— Wszystko z nim w porządku. — Hong usiadł obok. — Ma bandaż na ręce, poza tym żadnych widocznych obrażeń. Podobno zemdlał, wiesz, wczoraj, zaraz po tym ataku. Seo?
— Hm?
— Gdzie byłeś około godziny dwudziestej?
— Jak to gdzie? Wracałem z próby. San może to potwierdzić.
— Wracałeś z nim?
— Nie, byłem wtedy sam. Co to w ogóle za pytania? Nadal myślisz, że to ja?
— Nie, po prostu się martwię. Musisz mieć jakieś alibi. Skoro nikt cię nie widział, będzie ci bardzo trudno udowodnić swoją niewinność.
Nie zamierzał niczego udowadniać. Zależało mu na Yeosangu, nie chciał, by ten go podejrzewał, tak jak wszyscy uczniowie.
Zbyt wiele oczekuję... Yeosang boi się mnie, jestem tego niemal pewien. Tak jak i tego, że podburzanie wszystkich przeciwko mnie, to sprawka Mingiego.
Wstał, nie zamierzając użalać się nad sobą. Jeśli miał stawić czoła całej szkole, to właśnie teraz. Dopóki miał odwagę i motywację pod postacią Yeosanga.
✩。:*•.───── ❁ ❁ ─────.•*:。✩
Odetchnął, opuściwszy salę.
Zbliżał się wieczór, upragnione cisza i spokój. Po całym dniu zmagań i konfrontacji, po całym dniu odpierania ataków — właśnie tego potrzebował. Roślinożercy schodzili mu z drogi, a ci należący do grupy teatralnej — do której należał także Seo — zachowywali dystans, niemal do przesady.
Zajęcia, dotychczas sprawiające mu ogromną radość, stały się prawdziwym utrapieniem.
Ruszył przed siebie. Zmierzał do ogrodu, miał nadzieję zastać tam kogoś, kto będzie w stanie mu pomóc. O ile w ogóle zechce mu pomóc...
Wszedł na teren przyszkolnego ogródka. Szedł powoli, rozglądając się, teren wydawał się być pusty — poza roślinami, żadnej żywej duszy.
Zatrzymał się, dostrzegając labirynt. Prawdziwy, stworzony z żywopłotu labirynt. Nigdy nie był w jego środku, nie kusiło go, by tam wejść. Tym razem zbliżył się, porzucając poszukiwania.— Chcesz wejść do środka?
Zaskoczyła go. Zjawiła się tak nagle, strasząc przewrażliwionego od kilku dni wilka.
— Wystraszyłam cię... — mruknęła Yeoreum. — Nie chciałam, wybacz.
— Ja... — zająknął się, czując swe serce, bijące tak mocno i tak szybko, jakby dostało palpitacji. — Należysz do kółka ogrodniczego?
— Tak, jestem przewodniczącą. Dlatego tak często tutaj przebywam.
— Dobrze się składa, bo ja właśnie...
— Potrzebujesz kwiatów? — wtrąciła się, ruszając ku rzędom posadzonych róż.
— Skąd wiesz? — Ruszył za nią.
— San prosił, bym przygotowała kilka bukietów. To do musicalu, prawda?
— Zgadza się. Przewodniczący kółka teatralnego, to znaczy San, jest bardzo dobrze zorganizowany... Zawsze o wszystkim pamięta i troszczy się, by wszystkiego na czas dopilnować. Mogłem się domyślić, że zadbał także o zorganizowanie dekoracji, choć to zadanie sekcji dekoratorskiej.
— Należysz do niej? Myślałam, że jesteś jednym z aktorów...
— Tak, jestem, ale... — Zawahawszy się, zdecydował zwierzyć dziewczynie. Nie zauważył wrogości, ani strachu w jej oczach, jak i postawie. To przesądziło. — Musiałem wyrwać się z zajęć. Dlatego postanowiłem przynieść bukiety.
— Wyrwać się? Dlaczego?
— Wiadomo. To nie ja odpowiadam za ten atak. Nikt mi nie wierzy, bo tak jest lepiej. Znaleziono winnego, dlaczego mieliby szukać innego, prawdziwego sprawcy?
Milczała, pakując przygotowane zawczasu bukiety do drewnianej skrzynki. Następnie wręczyła ją Parkowi.
— Proszę. Mam nadzieję, że tyle wystarczy. A jeśli chodzi o tą wczorajszą sytuację... Rozmawiałam z Yeosangiem. Nie podejrzewa ciebie, nie martw się.
— Nie podejrzewa?... Jak myślisz, dlaczego? Nie uległ tym wszystkim plotkom?
— Najwidoczniej nie. — Uśmiechnęła się, całkowicie szczerze i życzliwie. — Możemy już iść? Robi się późno...
— Jasne. Dziękuję za przygotowanie bukietów, no i... za chwilę rozmowy.
— Nie ma za co. To drobnostka.
We względnie dobrym humorze wrócił na zajęcia. Zdobył się nawet na uśmiech, nie dostrzegając atmosfery, która zgęstniała, gdy wszedł na salę. Jeżeli Yeoeum mówiła prawdę — nie sądził, by kłamała — będzie miał szansę pogadać z Yeosangiem.
Skoro ten mnie nie podejrzewa, nie powinien przede mną uciekać.
CZYTASZ
𝓗𝓸𝔀𝓵𝓲𝓷𝓰 ° 𝓼𝓮𝓸𝓷𝓰𝓼𝓪𝓷𝓰 °
ФанфикPᴀʀɪɴɢ : ᴾᵃʳᵏ ˢᵉᵒᶰᵍʰʷᵃ ˣ ᴷᵃᶰᵍ ᵞᵉᵒˢᵃᶰᵍ˒ ⁽ ᴾᵃʳᵏ ˢᵉᵒᶰᵍʰʷᵃ ˣ ᴷᶤᵐ ᴴᵒᶰᵍʲᵒᵒᶰᵍ ⁾ Tᴇᴍᴀᴛʏᴋᴀ﹕ʰʸᵇʳʸᵈᵃ Gᴀᴛᴜɴᴇᴋ﹕ ᵉˡᵉᵐᵉᶰᵗʸ ᶻ ᵍᵃᵗᵘᶰᵏᵒ́ʷ ⁻ ᶠˡᵘᶠᶠ˒ ˢᵐᵘᵗ˒ ᵃᶰᵍˢᵗ Począтeĸ: ²⁰⁰⁸⁰⁹ Koɴιec: ²⁰⁰⁹¹⁷