Przeczytał w myślach treść ogłoszenia.
Do wszystkich mięsożerców!
Roślinożerna część uczniów, w związku z niedawnym atakiem, wymaga ochrony, którą zapewnić możecie im Wy — naturalni drapieżnicy. Czuwanie nad ich bezpieczeństwem — nakazane przez dyrekcję — będzie odpowiednio nagrodzone. Nie wahajcie się, sytuacja wymaga zjednoczenia. Pomóżcie wszystkim odzyskać dawny spokój.✩。:*•.───── ❁ ❁ ─────.•*:。✩
Podniósł maleńką, złożoną na pół kartkę. Sfrunęła na podłogę, gdy otworzył drzwi szkolnej szafki. Przeczytał treść. Wiadomość — krótka, ale zrozumiała — wywołała uśmiech na twarzy Seonghwy.
Ogrodowy dom schadzek. Dziewiętnasta. Mam nadzieję, że przyjdziesz ^_^
Yeo
PS Podobno naprawiono przeciekający dach ;)
Schował karteczkę, maskując uśmiech, by nie dostrzegli go przechodzący korytarzem uczniowie. W szczególności zmierzający ku niemu Hongjoong.
— Czytałeś to durne ogłoszenie? — zapytał, niezadowolony kręcąc głową.
— Osobiście nie widzę w nim nic durnowatego.
— Co? — Niedowierzał Kim. — Wykorzystują nas. To szkoła powinna zapewnić bezpieczeństwo roślinożernym.
— Jesteśmy uczniami, a więc, jakby nie patrzeć, częścią tej szkoły. — Wzruszył ramionami, zamykając metalowe drzwiczki.
— Tak to sobie tłumaczysz? Nie bądź naiwny, proszę cię.
— Słyszałeś o rzezi w szkole Blackton? Nie chcę, by doszło do masakry także tutaj.
— Naiwny jesteś jak dziecko, naprawdę. Od kiedy wierzysz w niepotwierdzone plotki? Tak, to co mówią, to same bzdury. Nikt nie wie, jak było naprawdę. Z wyjątkiem tych, którzy tam zginęli.
— I także tych, którzy przeżyli.
— Nie rozśmieszaj mnie. Żaden roślinożerca, a już zwłaszcza nieprzystosowany do życia w społeczeństwie nastoletni uczeń, nie przeżyłby tak masowego ataku drapieżników.
— Dobra, Hong, nie chcę o tym rozmawiać. — Westchnął, zmęczony bezsensowną gadaniną przyjaciela. — Jak chcesz, nie ochraniaj roślinożerców. Najwyżej narazisz się dyrekcji, ale ty, jak to ty, z wszystkiego potrafisz się wywinąć. Z tym również sobie poradzisz.
— Ten drapieżnik, kimkolwiek jest, nie zaryzykuje ponownego ataku.
— Tego akurat nikt nie może być pewien.
— Ja jestem. I będę się tego trzymać. W końcu sam jestem drapieżnikiem, wiem, jak myślą i jak atakują.
Dźwięk dzwonka, oznajmiający koniec przerwy, wybawił Seonghwę od dalszej rozmowy.
— Dobra, uważaj sobie, jak chcesz. Ale, według mnie, nie powinieneś lekceważyć niebezpieczeństwa — rzucił na odchodnym.
✩。:*•.───── ❁ ❁ ─────.•*:。✩
Zjawił się punktualnie.
Zapukał do drzwi, następnie zajrzał do środka, zamierając w progu. Stojący przy łóżku Yunho odwrócił głowę, zmierzywszy Seonghwę morderczym spojrzeniem. Yeosang wstał, wyraźnie niezadowolony. Na widok Parka uśmiechnął się, podchodząc bliżej. Wciągnął do środka niemile zaskoczonego wilka.— Więc to z nim się tu spotykasz? Naprawdę, Yeosang? Życie ci niemiłe?
— Skrzywdziłem go kiedykolwiek? — odezwał się Park. — No, powiedz. Skrzywdziłem?
— Zamknij się, z tobą nie rozmawiam.
— On ma rację. Nie skrzywdził mnie i wcale nie zamierza. — W obronie wilka stanął Kang. — Co więcej, mam nadzieję, że zapewni nam ochronę...
— Ja? — Zdziwiony, odwzajemnił spojrzenie miniaturki.
— W ramach tego ogłoszenia — wyjaśnił. — Czytałeś je, prawda, hyung?
— Nie, po moim trupie — sprzeciwił się Yunho. — Sam potrafię o siebie zadbać. Nie potrzebuję ochrony jakiegoś wilka, który sam z chęcią by nas zjadł, gdyby mu pozwolono.
— Dosyć! — krzyknął Kang. Nie zamierzał tolerować chamskich odzywek uprzedzonego względem drapieżników przyjaciela. — Jeśli to wszystko, co masz do powiedzenia, to wyjdź.
— Nie mówisz tego serio...
— Wyjdź.
Zapadła cisza. Zaskoczony, mocno rozczarowany arlekin jeszcze chwilę stał, przygladając się współlokatorowi. W końcu wyszedł, trzasnąwszy drzwiami. Czuł ogromny żal, jednak był zbyt dumny, by przeprosić miniaturkę. Dlatego obronił się złością. Typowa reakcja arlekina, pozwalająca jemu samemu jakoś przetrwać okres kłótni.
— Przepraszam cię. Śledził mnie... — wyjaśnił Yeo, pełen poczucia winy względem wilka. Przekręcił klucz w zamku, następnie spojrzał na uśmiechającego się Seonghwę.
— Od razu się tego domyśliłem.
— Nawet nie wiesz, jaki jestem na niego wściekły. Mam nadzieję, że zrozumiał, że mam go serdecznie dość.
— Yeo? — zagadnął, przysiadłszy obok królika. — Mówiłeś serio o tej, hm... ochronie?
— Mhm. Skoro ten idiota nie chce skorzystać, jego sprawa. Ale... ja chcę czuć się bezpieczny. Przy Yunho nie jestem, a przy tobie... — Uśmiechnął się, opuszczając głowę. Czuł płonące z zawstydzenia policzki. — Podświadomie czuję, że przy tobie nie stanie mi się nic złego...
Obroniłbym go przed każdym niebezpieczeństwem — stwierdził w myślach. Ale czy przed samym sobą jestem w stanie go uchronić...
Zbliżała się pełnia. Wilczy apetyt, jak i instynkt drapieżnika zaczęły się w nim bezwolnie uaktywniać. Nie miał na to wpływu, toteż musiał uważać. Najbezpieczniej byłoby ograniczyć kontakt z Yeo w tym czasie. Nie wiedział natomiast, jak miałby wytłumaczyć kwestię swojej wilczej natury. Nie był pewien, czy Kang się go nie wystraszy. Choć, jak sam uważał, nie należał do grona osób strachliwych.
— Hyung? To jak, mogę na ciebie liczyć?
Park otrząsnął się z głębokiego zamyślenia. Spojrzał w niewinne, ale jakże piękne oczy miniaturki. Zignorował pytanie, którego treści nawet nie dosłyszał. Ujął w dłonie twarz chłopaka, kątem oka dostrzegając, jak ten kładzie uszy i zamiera. Chciał go pocałować, miał nadzieję nie zepsuć tej wyjątkowej chwili. Nie spodziewał się z kolei, że zepsuje ją Kang, który umknął wzrokiem, po czym powiedział:
— O, patrz... Jednak nie naprawili tego dachu.
Zawstydzony, odsunął się. Cofnął dłonie, kładąc je na swych udach. Wpił palce w skórę, czując minimalny ból, ale jakże przyjemny w tej chwili.
— No, fakt... — mruknął cicho, dostrzegając spływające po ścianie strużki. Znów zaczęło padać.
CZYTASZ
𝓗𝓸𝔀𝓵𝓲𝓷𝓰 ° 𝓼𝓮𝓸𝓷𝓰𝓼𝓪𝓷𝓰 °
ФанфикPᴀʀɪɴɢ : ᴾᵃʳᵏ ˢᵉᵒᶰᵍʰʷᵃ ˣ ᴷᵃᶰᵍ ᵞᵉᵒˢᵃᶰᵍ˒ ⁽ ᴾᵃʳᵏ ˢᵉᵒᶰᵍʰʷᵃ ˣ ᴷᶤᵐ ᴴᵒᶰᵍʲᵒᵒᶰᵍ ⁾ Tᴇᴍᴀᴛʏᴋᴀ﹕ʰʸᵇʳʸᵈᵃ Gᴀᴛᴜɴᴇᴋ﹕ ᵉˡᵉᵐᵉᶰᵗʸ ᶻ ᵍᵃᵗᵘᶰᵏᵒ́ʷ ⁻ ᶠˡᵘᶠᶠ˒ ˢᵐᵘᵗ˒ ᵃᶰᵍˢᵗ Począтeĸ: ²⁰⁰⁸⁰⁹ Koɴιec: ²⁰⁰⁹¹⁷