𝙲𝙷𝙰𝙿𝚃𝙴𝚁 𝟸𝟾

217 26 29
                                    

—  Nie płacz, cholera, tylko nie płacz, proszę cię...

Odepchnął od siebie starającego się go uspokoić Hongjoonga. Towarzystwo chłopaka rozzłościło go. Potrzebował samotności. Dlatego bez namysłu krzyknął:

—  Proszę się zatrzymać!

—  Seonghwa, co ty...  —  wyjąkał zaskoczony Kim.

—  Niech się pan zatrzyma!  —  powtórzył, chwyciwszy za klamkę.

Kiedy wysiadł, puścił się biegiem prosto przed siebie. Nie wiedział, dokąd zmierza. Po prostu biegł, w nasilającym się z sekundy na sekundę deszczu.

—  Seonghwa, zaczekaj!  —  zawołał Hong, płacąc taksówkarzowi.

Ruszył w ślad za przyjacielem. Nie chciał go zgubić, co prawie mu się udało. Odnalazł Parka siedzącego na jednej z ławek. Całe jego ciało trzęsło się od płaczu. A także z zimna. Przemakał na wylot, a deszcz nie ustawał.

—  Wstawaj! Idziemy do domu!  —  zawołał, łapiąc starszego za ramię.

—  Zostaw mnie!  —  Wstał, odpychając dłoń Kima.  —  Jak... jak mogłem?! Zostawił mnie, a ja... ja mu na to pozwoliłem!... Tak po prostu! Jak mogłem?!

—  Co innego mogłeś zrobić?  —  zawołał, odgarnąwszy z oczu mokre kosmyki.  —  Nie byłby w stanie ci wybaczyć, przecież wiesz! A nawet jeśli, to... Wasz związek... rozpadłby się prędzej, czy też późnej. Związki mieszane są... To po prostu... kompletny bezsens! Mięsożerca z roślinożercą?! Inni? Proszę bardzo. Ale nie mój najlepszy przyjaciel. Wystarczająco długo siedziałem cicho, ale teraz... koniec z tym! Nie pozwolę ci zmarnować życia na związek z kimś, kogo mógłbyś pożreć, gdybyś tylko chciał!

Oberwał. Park uderzył go, co młodszy skwitował wyrazem szoku na twarzy. Dotknął obolałego policzka, zaciskając drżące wargi. Pojedyncze krople łez zalśniły w jego oczach.

—  Nie obchodzi cię moje szczęście!  —  warknął Hwa, rozgoryczony i mocno rozczarowany postawą przyjaciela.  —  Chcesz, bym należał do ciebie. To egoistyczne! Nie jestem twój, nigdy nie byłem i nie będę, rozumiesz? Właśnie...  —  Zdusił w sobie kolejną falę łez.  —  Właśnie straciłem przyjaciela. Chociaż... sam nie wiem... może to nigdy nie była przyjaźń. Prawdziwi przyjaciele nie zachowują się tak jak ty!...

Zawahał się przed odejściem. Powiedział wystarczająco, choć nadal czuł drzemiącą w nim samym złość. Ruszył przed siebie, w końcu przeistoczył w wilka, czego nie powinien był robić, mknąc przez miasto. Pognał w stronę jego obrzeży, gdzie schronił się za zasłoną gęsto rosnących drzew. Zwinął się, tuląc do szorstkiego pnia. Nie wiedział, co dalej...
Czuł, że to koniec, prawdziwy koniec. Teraz stracił wszystko, na czym tak bardzo mu zależało.

✩。:*•.───── ❁ ❁ ─────.•*:。✩

Spędził noc w kompletnym osamotnieniu. Zasnął dzięki wspomnieniom; długo rozmyślał, tęskniąc za Yeosangiem. Postanowił zawalczyć, za szybko poddał się. Odpuścił, czego nie powinien był robić. Bardzo żałował, teraz musiał naprawić popełniony błąd.
Z samego rana, gdy weszło słońce, udał się z powrotem do miasta. W ludzkiej postaci droga ta zajęła mu mnóstwo czasu, dopóki nie wsiadł w mijający go autobus. Czuł rzucane w jego stronę zaniepokojone spojrzenia. Musiał wyglądać okropnie po nocy spędzonej na dworze, jak i po wczorajszym starciu z arlekinem. Ciągle czuł na twarzy zaschnięte krople krwi. Doskwierało mu zmęczenie, pragnienie, jak i równie uporczywy ból głowy. Ignorując złe samopoczucie, dotarł na miejsce. Wysiadłszy z windy, zaniepokoił się. Zrozpaczone krzyki słyszalne były niemal na całym jedenastym piętrze.

—  Nie... Nie chcę tam wracać, proszę! Zostawcie mnie! Pomocy, niech mi ktoś pomoże...

—  Hongjoong...  —  wyszeptał, następnie zerwał się z miejsca.

Zaniepokojony o los przyjaciela, chcąc pomóc mu, sam wpadł w pułapkę. Złapały go czyjeś silne dłonie. Wyrwał się, sekundę później obrywając ciosem w skroń. Upadł, krzywiąc się z bólu. Zamroczyło go. Syknął, mrugając powiekami, by odgonić ciemność i zobaczyć, co z Hongjoongiem. Leżał na podłodze, tuż przy wyłamanych z zawiasów drzwiach. Przytrzymywany przez dwójkę policjantów, znieruchomiał, gdy lek usypiający, wstrzyknięty przez trzeciego, zaczął działać.

—  Seonghwa...  —  mruknął, spoglądając na Parka, który wyrwał się do przodu.

—  Hong, nie...  —  zawołał, nim został odciągnięty i potraktowany w ten sam sposób. Nie był w stanie przeciwstawić się policjantom. Poczuł ukłucie; znieruchomiał, obraz rozmył się niczym w deszczu. Wszystkie dźwięki odbierał jak przez wodę — były stłumione i niewyraźne. Nie potrafił już opierać się senności. Zamknął oczy...

"Przepraszam, Hongjoong... Za wszystko"  —  powiedział w myślach, zanim zasnął.

Obudzić miał się dopiero na wyspie.

Jutro dwa końcowe rozdziały 😢

𝓗𝓸𝔀𝓵𝓲𝓷𝓰 ° 𝓼𝓮𝓸𝓷𝓰𝓼𝓪𝓷𝓰 °Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz