𝙲𝙷𝙰𝙿𝚃𝙴𝚁 𝟺

394 35 7
                                    

Szpital psychiatryczny, też coś...

Pokręcił głową, oburzony plotkami, jakie usłyszał. Nikt nie znał prawdy o masakrze w Blackton, jedynie ci, którzy ją przeżyli, nieliczni roślinożercy, w tym Yeosang.
Obiecał sobie zapomnieć, trwając w tym postanowieniu. Od rzezi minął miesiąc, a wydarzenia, jakich był świadkiem, wciąż widywał w snach. Bądź we wspomnieniach, tak jak teraz.
Przeciął dziedziniec. Nie wiedział, dokąd idzie. Nie znał należących do szkoły terenów. Począł szukać ustronnego miejsca, miejsca, gdzie mógłby się ukryć, nie zamierzał tkwić na widoku. Wtem usłyszał nieznajomy, damski głos, wołający jego imię.

—  Yeosang!

Zatrzymał się. Zlokalizował dziewczynę; stała nieopodal, uśmiechnięta od ucha do ucha.

Zbyt optymistyczna  —  pomyślał, podchodząc bliżej.

—  Znasz moje imię?  —  zapytał, nie okazując zdziwienia. Minął tydzień, odkąd rozpoczął naukę i zamieszkał w internacie.

—  Przepraszam. Nie odpowiada ci to?  —  Opuściła wzrok, zażenowana.  —  Kilka razy słyszałam, jak zwraca się do ciebie Yunho. Poza tym siedzimy obok siebie na lekcji komunikacji między gatunkami. Nie pamiętasz, prawda?

—  Um... Coś musiało mi umknąć.

—  Wszystko w porządku? Byłam świadkiem wydarzeń w stołówce...

—  A, nie, nie przejmuj się. To było nic w porównaniu...

... z rzezią, jakiej doświadczyłem  —  dokończył w myślach, nie mówiąc nic więcej.

Dziewczyna zakłopotała się, postanowiła nie dopytywać.

—  Są okropni, fakt, ale to normalne u tak... dominujących samców  —  zachichotała niewinnie.  —  Jestem Yeoreum  —  przedstawiła się, poruszywszy szaro-burymi uszami. Była chomiczką, malutką, drobną. Najmniejszym przedstawicielem swojego gatunku, podobnie jak Yeosang.

—  Przepraszam, że nie zapamiętałem twojego imienia. Teraz wiem, że już je wcześniej słyszałem, prawdopodobnie na lekcjach.

—  Nie przejmuj się.

Roześmiała się, następnie schyliła po skrzynkę, którą odłożyła, dostrzegłszy Yeosanga. Chłopak przyjrzał się zawartości.

—  Sadzonki truskawek  —  wyjaśniła.  —  Pomożesz mi? Muszę je posadzić.

—  Ja właśnie...  —  Zamierzał odmówić, jednak szybko zmienił zdanie.  —  W sumie z chęcią. Daj.  —  Odebrał od niej skrzynkę. Następnie ruszyli razem w stronę przyszkolnego ogrodu.

✩。:*•.───── ❁ ❁ ─────.•*:。✩

—  Dziękuję za pomoc. Masz rękę do roślin. Zauważyłeś?

—  Naprawdę?

—  Jasne. Zapisz się do kółka ogrodniczego. Potrzebujemy rąk do pracy. Starsi uczniowie odeszli, kończąc szkołę, niewiele jest kandydatów na ich miejsce...

—  Pomyślę nad tym  —  odpowiedział szczerze Yeosang.  —  Muszę wracać, nie odrobiłem jeszcze lekcji...

—  Oh, w takim razie przepraszam, że cię zatrzymałam.

—  W porządku. Do zobaczenia jutro na lekcjach, Yeoreum.

—  Do zobaczenia!

Ruszył przed siebie, prosto do internatu. Nie czuł niepokoju, instynkt ofiary, na którą poluje drapieżnik, zwyczajnie go zawiódł. Dlatego nie wyczuł czyhającego w mroku niebezpieczeństwa. Został złapany. Zdjęty strachem, przestał oddychać. Padł na trawę, policzkiem przylgnął do podłoża. Poczuł spoczywającą mu na plecach ciężką łapę zwierzęcia, usłyszał warczenie, ostre pazury dotykające karku...

—  Puść mnie, proszę...  —  zakwilił, z trudem dobywając oddech.

Nie widział drapieżnika. Choć wodził oczami, nie był w stanie dostrzec absolutnie żadnego szczegółu, który pomógłby mu ocenić, jakie zwierzę ma tuż nad sobą. Wilk. Tygrys, albo lew . Ewentualnie inny gatunek dzikiego kota  —  przemknęło mu przez głowę.

—  Nie chcesz tego zrobić... Wiesz, co grozi za to uczniowi, proszę...

Opadł z sił. Czuł, że nic nie wskóra. Ów osobnik, kierujący się instynktem łowcy, nie posłucha błagającej o ratunek ofiary. Zacisnął powieki, drżąc na całym ciele.
Wtem usłyszał nadchodzących uczniów. Rozmawiali, głośno śmiali się, co spłoszyło mięsożernego. Zaczął uciekać, wcześniej raniąc Yeosanga w przedramię.
Zakwilił, odczuwając ból większy od poprzedniego. Draśnięta na karku skóra zaczęła krwawić, podobnie jak rana na ręce, tyle że znacznie mniej obficie.

Muszę wstać, potem jakoś dotrzeć do internatu  —  pomyślał, z trudem podnosząc z ziemi swoje obolałe ciało.

—  Yeosang!

Uniósł głowę. Ku niemu biegł Yunho, któremu jak zawsze towarzyszył Jonho. Dopadli do niego, zaczęli zadawać pytania. Yeo zemdlał, zanim zdołał odpowiedzieć. Zanim zdołał powiedzieć cokolwiek.

𝓗𝓸𝔀𝓵𝓲𝓷𝓰 ° 𝓼𝓮𝓸𝓷𝓰𝓼𝓪𝓷𝓰 °Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz