𝙲𝙷𝙰𝙿𝚃𝙴𝚁 𝟷𝟶

351 38 7
                                    

—  Słuchajcie, mam ważną, ale bardzo przykrą wiadomość!  —  zawołał San.

Zgromadzeni w sali  —  wszyscy członkowie grupy teatralnej  —  umilkli, skupiwszy uwagę na przewodniczącym.

—  Rozmawiałem z dyrekcją  —  kontynuował.  —  Musimy zawiesić działalność kółka. Co za tym idzie...  —  Westchnął, przygnębiony.  —  Planowany musical nie odbędzie się, przynajmniej narazie. Musimy cierpliwie czekać, aż odwołane zostaną wszystkie ograniczenia w związku z tym wczorajszym atakiem na biedną Yejin.

—  Tak długo przygotowywaliśmy się do tego wystąpienia... — mruknął zawiedziony Tae.

—  Wiem. Ale jedyne, co możemy teraz zrobić, to dostosować się do poleceń. W końcu chodzi o bezpieczeństwo naszych roślinożernych przyjaciół.

—  Została zawieszona działalność wszystkich kółek?  —  zapytał ktoś, zaciekawiony.

—  Za wyjątkiem ogrodniczego. Rośliny wymagają codziennej pielęgnacji, ale z tego, co mi wiadomo, ma się nimi zajmować wyłącznie przewodnicząca.

—  Bez sensu...

Dobry humor grupy ulotnił się niczym dym. Zawiedzeni sytuacją, powoli zaczęli się z nią oswajać, mając nadzieję, że wszystkie zakazy niedługo zostaną zniesione.

—  Przeprowadzimy próbę, póki jeszcze możemy?  —  zaproponował Choi.  —  Decydujcie.

Pomysł przyjęto z niekłamanym entuzjazmem. Dawano z siebie wszystko, choć była to tylko próba, nie różniąca się niczym od poprzednich. Prawie niczym  —  ostatnia próba przed długą, konieczną przerwą.

Jedynym, niepotrafiącym skupić się na odgrywanym, opracowanym do perfekcji musicalu, był Seonghwa. Pogodziwszy się z Hongjoongiem, zaczął myśleć o Yeosangu. Jedno zmartwienie, zastąpiło kolejne. Nieuchwytny drapieżnik, lubujacy się w królikach, nadal stanowił zagrożenie.

Otaczający go nadmierną opieką Yunho nie da sobie rady w sytuacji prawdziwego zagrożenia  —  stwierdził, zapomniawszy, że właśnie nadeszła jego kolej wyjścia na scenę.

—  Seo, wszystko w porządku?  —  zagadnął San.  —  Nie musisz brać udziału w próbie, nie jest obowiązkowa... A widzę wyraźnie, że coś cię dręczy.

—  To nic takiego. Właściwie to... może faktycznie powinienem sobie odpuścić. Dzięki, San.  —  Pobiegł do drzwi, nie oglądając się na pozostałych, mocno zdziwionych jego zachowaniem.

Pognał do budynku mieszczącego internat. Przemknął się do skrzydła, w którym mieszkała roślinożerna część uczniów. Nie chciał, by go zauważono. Niestety, wpadł prosto na tego, którego szukał.

—  Seonghwa-hyung?

—  Cześć, Yeosang...  —  zakłopotał się Park.

—  Biegłeś... Coś się stało?

—  Nie, nie... Chciałem tylko wiedzieć, czy... jesteś bezpieczny.

—  Aż do przesady  —  mruknął cicho, zerkając w stronę drzwi, zza których w każdej chwili mógł wyjść Yunho.  —  Chodzi za mną krok w krok. Zaraz zorientuje się, że mnie nie ma i poleci na poszukiwania.

—  Hm, po prostu się martwi, trochę go rozumiem, ale...

—  Mam pomysł  —  wtrącił się Yeo. Nie wyjaśniając, o co chodzi, złapał Parka za rękę, po czym pociągnął schodami w dół.

—  Jaki? Gdzie my biegniemy?  —  zapytał zdezorientowany wilk.

—  Nie wiem. Gdziekolwiek. Muszę choć na chwilę uwolnić się od tego psychola. Poza tym dostanie za swoje. Niech się zamartwia, mam go dość.

𝓗𝓸𝔀𝓵𝓲𝓷𝓰 ° 𝓼𝓮𝓸𝓷𝓰𝓼𝓪𝓷𝓰 °Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz