OliviaZnowu nadszedł poniedziałek. Znowu cały tydzień użerania się z kierowniczką działu. Delikatnie mówiąc, nie dogadywałam się z szefową. Ona nie lubiła jak ktoś posiadał własną opinię na jakiś temat i nie chodziło tu o niesubordynację. Chodziło o posiadanie własnego zdania popartego argumentami, których ona nie potrafiła obalić, bo miała ku temu za małą wiedzę. Do tego była zakompleksiona. Czuła ambicje, by piąć się wyżej, ale zarazem nie robiła nic, by na ten awans zasłużyć. Wyznawała zasadę, by robić, ale się nie narobić, a wszystko, co tylko możliwe, zwalać na swoich pracowników.
A dlaczego wyjątkowo bardzo nie lubiła mnie? Cóż. Zbyt dobrze wykonywałam swoją pracę, a do tego posiadałam kwalifikacje, których ona nigdy mieć nie będzie, żeby je posiąść, trzeba coś robić, a nie tylko siedzieć i odliczać czas do pójścia do domu. Najchętniej by mnie zwolniła, żeby najzwyczajniej na świecie przestać czuć się zagrożona, ale nie łatwo było mnie zastąpić, a to dla niej zbyt duża przeszkoda.
To był właśnie jeden z największych powodów, przez którego w każdą sobotę potrzebowałam odpowiedniego, tanecznego resetu. Jaki jest drugi powód? Prosty, kochałam tańczyć!
Każdy mój dzień wyglądał praktycznie tak samo. Wstawałam rano, szłam do pracy, gdzie męczyłam się z szanowną królową-szefową, a potem wracałam wykończona do domu.
Czasami popołudniami odwiedzałam bratową i pomagałam jej przy córeczce, innym razem popracowałam w domu, jeśli wiedziałam, że nie wyrobię się z zadaniami na bieżący tydzień.
Właśnie tak wyglądał prawie każdy mój dzień. Tak naprawdę, poza bratem i jego rodziną, nie miałam życia prywatnego. Była tylko praca i wszystko kręciło się wokół niej. Jedyne, co mnie ratowało od wewnętrznej samozagłady, to cosobotnie imprezy. Każdego dnia, wręcz odliczałam godziny, aż nadejdzie upragniona sobota i będę mogła wejść na parkiet i... zniknąć.
Ten tydzień zupełnie nie różnił się od poprzednich. Opuszczałam biuro o wyznaczonej godzinie. Później jechałam do brata pobawić się z bratanicą, małą Mią, odciążając przy tym bratową. Aż w końcu wykończona wracałam do domu, w którym jeszcze trochę popracowałam, po czym kładłam się spać. Każdy dzień był dokładnie tak samo męczący i monotonny.
Wreszcie po pięciu dniach męki, nadszedł upragniony i wyczekiwany weekend. Nadeszła ubóstwiana przeze mnie sobota. Tego dnia jak zawsze leniłam się w łóżku do południa. Później trochę posprzątam i emocjonalnie szykowałam się na Twilight. Cieszyło mnie, że nie mam potrzeby szykować się zewnętrznie, bo nie zależało mi na tym, by się komuś podobać. Jak zwykle nie planowałam się stroić i ubrałam się tak jak zwykle. Dla mnie tylko przygotowanie wewnętrzne było ważne.
Brat z jednej strony trochę się przez to wkurzał, bo mogłam popsuć mu renomę jego klubu. A z drugiej był zadowolony i dumny ze mnie, że nie ubierałam i nie zachowywałam się jak te wszystkie lalunie, jakie tam bywały. Cieszył się, że niezależnie od wszystkiego zawsze jestem sobą.
W klubie, mój starszy i nadopiekuńczy braciszek, zawsze dawał mi czyjąś ochronę i zawsze byłam pod czyjąś obserwacją - jego, ochroniarzy czy barmanów. Ktoś mógłby się zastanawiać dlaczego? Przecież i tak nikt nie zwróciłby uwagi na kogoś tak ubranego jak ja. Niestety, nie miałam tyle szczęścia i byłam tam niewidzialna do czasu wejścia na parkiet. Co jakiś czas zdarzali się bardziej natarczywi faceci, a wtedy ktoś z pracowników musiał interweniować i ratować mnie od problemu. Zawsze mi pomagali, gdy tego potrzebowałam. Znałam ich, a oni znali mnie. Jednak jeśli ktokolwiek o mnie pytał, to kategorycznie wypierali się znajomości ze mną. Oficjalnie mnie nie znali i nie mieli pojęcia kim jestem.
CZYTASZ
NieZwykła [ZAKOŃCZONE]
RomanceDopóki nie poznałam JEGO, nie narzekam na swoje życie. Byłam zdrowa, miałam wspaniałego brata, przyzwoitą pracę. A przede wszystkim TANIEC, który dawał mi szczęście, przenosząc do upragnionego świata. Tylko tańcząc odnajdowałam spokój i to dzięki n...