Rozdział 12

2.9K 131 40
                                    


Michael

Tak jak sobie obiecałem, rano pojechałem do niej.

Pukałem do jej mieszkania, ale nikt nie otwierał. Zaczynałem się martwić, że coś się mogło stać. Bałem się, że mogła sobie zrobić krzywdę, albo wypłakiwać oczy, po tym co przeszła w nocy. Chciałem tam szybko wejść, ale wiedziałem, że nie mogę wyważyć drzwi. Mogła też się kąpać i najzwyczajniej na świecie nie słyszeć pukania.

Zdecydowałem, więc trochę poczekać, zanim znowu zacznę się dobijać. Siedziałem tak z kwadrans i zapukałem ponownie. Nadal bez rezultatów. Nie miałem pojęcia ile tak będę jeszcze czekał, więc postanowiłem w tym oczekiwaniu napić się kawy, czego w pośpiechu zapomniałem przed wyjściem od siebie.

Wiedziałem, że obok jest całkiem niezła kawiarnia. Nie było sensu tak nadal kwitnąć pod drzwiami, więc udałem się w jej stronę. Będąc już na miejscu, zacząłem rozglądać się przez okno za wolnym stolikiem, przy którym mógłbym usiąść, po czym złapałem za klamkę, by otworzyć drzwi.

Wtedy zobaczyłem Olivię. Nie była sama, była z Adrianem.

Rozmawiali i śmiali się, jakby sytuacja z nocy nie miała miejsca. Teraz rozumiem, dlaczego udawał, że jej nie zna, gdy o nią pytałem. Zdradzał z nią żonę, więc oczywiste, że się ukrywają i udają nieznajomych. Dotarło też do mnie, dlaczego nie obawiał się oskarżenia wobec Twilight - bo ona nie była zwykłą klientką. Ciekawiło mnie czy była z nim jak się spotykaliśmy? A może to on był powodem, dla którego przestała się do mnie odzywać? Dla niego mnie zostawiła?

Nie chciałem dłużej na nich patrzeć. To bolało. Kurwa, zajebiście bolało. Nie sądziłem, że kiedykolwiek nie spodoba mi się widok jakiejś kobiety z innym facetem. Odszedłem więc i wróciłem do siebie, żeby się odpowiednio znieczulić alkoholem. I podziałało - jak już straciłem przytomność.

Kolejny tydzień spędziłem w rozjazdach. Każdego dnia inne miasto, inny hotel, inni ludzie. Musiałem nadrobić spotkania z klientami. Choć był on niezwykle męczący, to odpowiadało mi to, ponieważ przynajmniej czasami odrywało mnie od myśli o niej i o nich. Byłem jak robot. Pracowałem po siedemnaście godzin na dobę, więc pod koniec tygodnia nie czułem prawie nic, znieczulica, po prostu dawny ja.

Z delegacji wróciłem w piątek wieczorem i po ciężkim tygodniu, nabrałem ochoty na wysiłek fizyczny. Przeważnie wystarczyła mi siłownia. Jednak po tych wszystkich lotach, przelotach, hotelach i biurach, dziś rano miałem ochotę na aktywność na powietrzu. Dawno nie biegałem, więc ubrałem się wygodnie i skierowałem w stronę pobliskiego parku.

Biegałem tak kwadrans, gdy w oddali dostrzegłem osobę, której nie chciałem spotkać. Liv była tam z jakąś dziewczynką. Mała biegała w kółko i goniła motylki, a jej opiekunka miała niezłą rozrywkę z obserwowania jej. Nie chciałem podchodzić, żeby nie wystraszyć dziewczynki. Poza tym nie miałem zamiaru rozmawiać z Olivią. Stałem, więc tylko oparty o drzewo w bezpiecznej odległości, nie spuszczając z nich oczu. Dziewczyny dobrze się bawiły w swoim towarzystwie. W pewnym momencie o czymś rozmawiały, ale nic z niej nie słyszałem, bo stałem zdecydowanie za daleko. Po chwili dalszej zabawy, dziewczynka zaczęła krzyczeć:

- Tak! Mama!!! - wołanie to utwierdziło mnie w moich przypuszczeniach.

Dziewczyny zaczęły kręcić się wokół własnej osi, a po chwili Liv wzięła małą na ręce i zrobiła jej samolocika. Obie zaczęły się tak głośno śmiać, że aż do mnie dotarł ten dźwięk. Musiałem przyznać, że był przyjemny, mimo iż nigdy nie chciałem go słuchać, bo ani nie chciałem być w związku ani tym bardziej mieć dziecka. Później bawiły się jeszcze chwilę w berka, gdy mała znowu zaczęła krzyczeć:

NieZwykła [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz