ⱤoɀʣìɑԎ 17

2.7K 65 129
                                    

Jadwiga

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jadwiga

Zamek w Budzie, 14 luty Roku Pańskiego 1387 roku.

Erzsebet delikatnie zapukała kilka razy nim weszła do dawnej komnaty swojej pani.

Pamiętała jak jeszcze dzieckiem będąc, biegały między korytarzami, chowając się przed najstarszą Margit: ona i królewny. Wciąż miała w uszach śmiech malutkiej Jadwigi, gdy uczepiła się nogi jej siostry. Jej bystre, piękne oczy, taką radością wypełnione. Tak żywe i wolne od cierpienia, nieznające jeszcze niegodziwości świata.

Gdy spojrzała teraz na Jadwigę, odzianą w tą ponurą czerń, z chustą przesłaniającą jej długie, lśniące włosy jak morskie fale, nie potrafiła dostrzec tego ognia, jaki w sobie miała. Jakby zgasł na dobre. I nawet śmierć księcia Wilhelma nie zdołała go wtedy ugasić.

— Pani... — przemówiła łagodnie, choć czuła, że odejdzie nie usłyszawszy z jej ust odpowiedzi.

Od powrotu z mszy żałobnej w intencji jej matki, królowej Elżbiety, która oddała ducha uduszona własnym warkoczem, młoda księżna położyła się na łożu i leżała bez życia. Tak naprawdę już podczas podróży niewiele nie odzywała, ale nie raz słyszały z Margit jak popłakuje po kątach. Od jakiegoś czasu nawet tego nie robiła.

Erzsebet przystanęła tuż przy łożu królewny.

— Przyniosłam zioła, ukoją nerwy...

— Nie jestem zdenerwowana... — odparła, a serce panny Lackfi zabiło mocniej, nie wiedziała ino czy z trwogi, że jej głos tak słaby był czy z radości, iż w ogóle cokolwiek rzekła po długim milczeniu.

— Jadwigo... wiem, jak się czujesz.

— Wiesz?! — spytała z oburzeniem i podniosła się z łoża, jakby weszły w nią nowe siły. — Straciłam ojca, matkę, babkę i ukochanego. Jak śmiesz się do mnie porównywać?

— Pani... Wszyscy chcemy dla ciebie dobrze! — krzyknęła ze łzami w oczach, bo słowa, choć wypowiedziane w rozpaczy, zabolały.

— Tak, jak dziś, gdy nie wolno mi pożegnać matki, czy wtedy, gdy wydaliście mnie za poganina wbrew mej woli?

Lód spłynął do żołądka biednej dwórki i Jadwiga wiedziała, iż grzeszy mową, myślą i uczynkiem, ale słów swych nie żałowała. Wszak dziś kończyła 13 wiosen, to w sam raz, by zacząć mówić to, co skrywały jej myśli, choćby te najgłębiej skrywane.

Jadwiga miała w sercu dziurę, której nie uleczy ani cyrulik, ani czas, ani nawet dobre słowo. Już na zawsze będzie miała przed oczami wykrzywioną strachem twarz matki, której przed śmiercią nie zdołała uściskać ani ją przed okrutnym losem ochronić. W swej naiwności zaufała niewłaściwej osobie i po kres swoich dni będzie nosiła ten ciężar na barkach jak Szymon z Cyreny chrystusowy krzyż.

Kniahini, Poganin & Książęcy Brat. KSIĘGA 1 i 2 (PRZED KOREKTĄ:ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz