2. Sąsiad

160 9 3
                                    

PRZESZŁOŚĆ


„Be careful what you wish for

Cause you just might get it"

Uważaj, czego pragniesz,

Bo jeszcze to dostaniesz.

- powiedzenie amerykańskie.

Mateusz Bieniek był mi znany od kilku lat, oczywiście znany ze stacji Polsat Sport, a ściślej mówiąc z siatkarskiego parkietu. Występował to tu, to tam, kariera jego była szybka, zawrotna, ale jakoś nie zwracałam na niego większej uwagi. Był dobrym środkowym, nawet bardzo dobrym, jednym z najlepszych w Polsce, a może i na świecie. Mocniej zainteresowała mnie jego osoba, kiedy w maju czy czerwcu zajął mieszkanie, znajdujące się dokładnie nad moim. Dałabym wcześniej wszystkie swoje kosztowności, aby być sąsiadką jakiegoś znanego siatkarza, modliłabym się dniami i nocami, ba, gdyby było trzeba poszłabym w tej intencji na kolanach na Jasną Górę, do jego rodzinnej Częstochowy. A tu proszę, moje marzenie spełniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, bez specjalnego wysiłku. Nie musiałam nawet szczególnie o to prosić, po prostu ten przywilej został mi dany, stając się faktem.

-Jestem Mateusz – przedstawił się, kiedy wychodziłam z mieszkania, a on zbiegał po schodach.

Oczy błyszczały mu na niebiesko, co idealnie korespondowało z jego sportową torbą. Z trzydniowym zarostem wyglądał obłędnie. Światło, wpadające przez małe okienko na półpiętrze muskało jego jasne włosy. Nie było innego wyjścia - z moją słabością do blondynów ten widok musiał na mnie zrobić wrażenie. Szala mojego wariactwa spowodowanego jego osobą przeważyła się, kiedy w głowie zawrócił mi jego wzrost... Przy moich stu osiemdziesięciu centymetrach znalezienie faceta, który sięgał mi ponad głowę graniczyło niemal z cudem, tymczasem jeden taki zamieszkał tuż obok. W dodatku grał w siatkówkę, całkiem nieźle. Powiedziałabym, że nawet lepiej, niż nieźle. W żołądku zrobiło mi się przyjemnie gorąco. To, że mi się przedstawił i wyciągnął do mnie rękę sprawiło, że zmiękły mi kolana. I chociaż do tej pory za żadne skarby świata nie powiedziałabym, że Mateusz Bieniek mógłby mi się kiedykolwiek spodobać, to właśnie tak się stało. W telewizji był zupełnie inny. Teraz znajdował się tuż obok, na wyciągnięcie ręki.

Na jego powitanie chciałam zareagować: „Wiem jak masz na imię" ale na całe szczęście, przemknęło mi przez myśl, że wyszłabym na jakąś napaloną psychofanką więc w głębi duszy uznałam, że chociaż nie do końca będzie to zgodne z prawdą, po prostu będę zachowywała się tak, jakbym nie miała pojęcia, kim jest mój nowy sąsiad.

Po naszym pierwszym spotkaniu, które tak doskonale zapamiętałam, następowały kolejne, zupełnie przypadkowe, na klatce schodowej, tuż pod jej drzwiami, czasem prowokowane przeze mnie celowo - gdy widziałam przez okno, że on wchodzi do bloku otwierałam drzwi i udawałam, że gdzieś wychodzę, na przykład do piwnicy, albo do skrzynki pocztowej. Kiedy skończyły mi się ostatnie zapasy zalegających w podziemiu ziemniaków, dżemów czy czegokolwiek, co mogłabym stamtąd przywlec, a ulotki sama wrzucałam sobie wieczorem, żeby mieć co wyjąć kolejnego dnia, podczas gdy Mateusz będzie wracał z treningu uznałam, ze to czyste szaleństwo i muszę przestać się tak zachowywać. Sytuacja dodatkowo skomplikowała się, kiedy wyliczyłam, że mój sąsiad – najpewniej w ramach kolejnego treningu – pokonuje za jednym razem dwa stopnie, co zdecydowanie przyspieszało jego tempo w stosunku do mojego. Przestałam nadążać schodzić na dół i udawanie, że nasze spotkanie jest przypadkowe nie miało już najmniejszego sensu, bo tylko idiota nie zorientowałby się, że moje cowieczorne wyprawy na dół nie są celowe. W końcu poprzez studiowanie wyciąganych ze skrzynki ulotek poznałam ofertę wszystkich supermarketów w mieście, menu pizzerii i rodzaje pakietów u lokalnego dostawcy usług internetowo-telewizyjnych. I znów – jak na zawołanie, tego samego dnia, kiedy zaprzestałam „przypadkowych" spotkań, Mateusz Bieniek zaprosił mnie na wino.

To mógł być ktokolwiekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz