W lodówce było już tylko zimno i światło. Musiałam w końcu zrobić zakupy. Eldorado się skończyło, bowiem mój dostawca przestał mnie ostatnio zaopatrywać. Doskonale wiedziałam, że sama sobie jestem winna, w końcu to ja trzymałam się na dystans. Nie umiałam inaczej. Jeśli to on zabił Norberta, to wybaczę mu, ale tylko wtedy, kiedy poda konkretny argument przekonujący mnie do swojej racji. Bądź co bądź nienawidziłam Norberta, ale dopiero po tym, jak obejrzałam filmik mówiący prawdę o tym, co się wydarzyło. Wcześniej bardzo mi na nim zależało i był dla mnie najważniejszy na świecie. Niestety ważniejszy, niż Mateusz Bieniek – to mył mój błąd.
Z domu wychodziłam tylko wtedy, kiedy nie widziałam z okna czarnego mercedesa. Bałam się niezręcznej sytuacji, w której spotkałabym go na schodach i musiałabym tłumaczyć się, dlaczego udaję od kilku dni, że się nie znamy. Brak auta na parkingu oznaczał brak Bartosza Filipiaka i wysokie prawdopodobieństwo, że nie miniemy się na klatce schodowej, w drzwiach, albo na chodniku. Tego dnia też tak było. Słońce zalało gorącą falą całe osiedle, założyłam więc szorty, klapki i podkoszulkę w biało- niebieskie paski i dzierżąc w dłoniach zwinięte w kłębek reklamówki zamknęłam mieszkanie. Żołądek związał mi się w supeł, kiedy obróciłam się z kluczem w ręku, a moim oczom ukazała się strzelista sylwetka.
-Cześć, chyba jestem nie w porę – zaczął Karol Kłos, tak jakbyśmy znali się od wielu lat.
Nasze kontakty ograniczały się dotychczas do przypadkowych, maksymalnie kilkuminutowych spotkań.
-Zajmę ci tylko kilka sekund...
„Czyli jak zwykle" pomyślałam, zachodząc jednocześnie w głowę, czego może ode mnie chcieć. Dopiero teraz zauważyłam, że nos ma zbity na kwaśne jabłko.
-Bartosz Filipiak mieszka piętro wyżej, chyba się pan pomylił – powiedziałam pewnym siebie tonem, który nawet mnie zaskoczył.
Jeszcze zaledwie kilka miesięcy wcześniej nie byłabym taka harda w kontakcie z jakimkolwiek siatkarzem. Raczej dziękowałabym Bogu, że w ogóle na mnie spojrzał.
-Wiem, ale nie przyszedłem do Many'ego, tylko do ciebie – powtórzył niemniej przekonany o swojej racji Kłos.
Włosy miał dziwnie zaczesane na bok i przyklejone do czoła brylantyną, która błyszczała na nim jak śluz na ślimaku. Nie wyglądało to dobrze. I znów użył tej ksywki. Many. Czyli w Skrze pseudonim wymyślony przez Halabę także się przyjął. Od tej pory sama zaczęłam używać go w myślach, co było dla mnie dużo bezpieczniejsze, niż nazywanie Filipiaka Bartkiem. Im chłodniej, tym lepiej.
- Słucham zatem, w czym mogę pomóc?
-Zasadniczo, to w niczym – Kłos chyba żywił nadzieję, że otworzę z powrotem drzwi i zaproszę go do środka, ale nie czułam takiej potrzeby.
Jego wizyta była co najmniej podejrzana. Niemniej od słów, które przyszedł wyartykułować.
-Nie możesz mi w niczym pomóc, po prostu chciałbym, żebyś wiedziała, że masz moje wsparcie. To, co zrobił ci Norbert było naprawdę skurwysyńskie. Wiem coś o tym.
„A co ty możesz o tym wiedzieć?" zapytałam go, obserwując rozbity nos, ale tylko zadałam to pytanie tylko w swojej głowie. Nagle błysnęła mi myśl, niczym żarówka zapalająca się nad głowami postaci w kres-kówkach, że to może on sprawił, że zobaczyłam ten nieszczęsny filmik, na którym jasno widać, jak bardzo skrzywdził mnie Norbert.
-Naprawdę, jest mi bardzo przykro, że cię to spotkało. Daj znać, gdybyś czegoś potrzebowała. Many da ci do mnie numer – obrócił się i zostawił mnie samą na klatce schodowej, zupełnie zbitą z tropu. Po chwili jednak wrócił się o kilka stopni i stojąc na półpiętrze zawołał między schodami:
-A, mój nos to wina piłki na treningu. Przepraszam!
Miałam wrażenie, ze stoję tam godzinę, albo i dłużej, ale minęło zaledwie kilka sekund, przez które czułam, jakby posadzka pode mną się topiła, a ja jakbym wpadała do środka. Nie miałam żadnego gruntu pod nogami. Kiedy się ocknęłam po chwili, która wydawała się godziną, nie mogąc wciąż dojść do siebie zeszłam na dół. Musiałam w końcu coś zjeść.
CZYTASZ
To mógł być ktokolwiek
FanfictionNorbert Huber nie żyje. Tragiczna śmierć znanego siatkarza w tak małej społeczności, jaką jest Bełchatów staje się główną pożywką lokalnej gawiedzi. Co dopiero dzieje się, kiedy niedługo potem okazuje się, że kolejny siatkarz Skry i reprezentacji Po...