PRZESZŁOŚĆ
Najgorsze było to, że dalej nie miałam tematu na artykuł, a czas powoli dobiegał końca. Ponadto zasady gry się zmieniły. Waldemar Szulc, czyli mój bezpośredni przełożony, a szwagier dyrektorki szkoły, w której pracował mój tata postawił sprawę jasno – gazetę można uratować, ale zdecydowanie nie w takiej formie. Zostaną tylko najlepsze jednostki. Cały zespół redakcyjny, który był zatrudniony po znajomości i miał równe szanse. O ile do tej pory stanowiliśmy dla siebie wsparcie i jak jeden kolektyw wspólnie szukaliśmy dla siebie wzajemnie interesujących tematów, to teraz pozostać mieli w składzie tylko ci, którzy wypiorą największe miejskie brudy. O innych tematach nie mogło być mowy. Otwarcie nowej sali gimnastycznej albo galerii handlowej nikogo nie interesowało. To musiały być silne układy, grube afery finansowe, a pod sukcesem miał się oczywiście podpisać urząd miasta. Święty był sport i jego ruszać nie wolno, bo cały sponsorowany jest z miejskiego budżetu. Ukazanie więc jakiejkolwiek słabości w sporcie stawiałoby magistrat w niekorzystnym świetle. Jednocześnie sport był bardzo bliski mojemu sercu i wydawał się wyjątkowo atrakcyjny. Musiałam tylko znaleźć aferę.
Dłużej tak nie mogłam. Rozsądek przegrywał z tęsknotą zero do jednego. Posłusznie spisałam na rogu pomiętej karteczki dwudziestosześciocyfrowy numer konta należącego do rodziców i udałam się w stronę sąsiedniego osiedla, na którym mieszkali. Mieszkał tam także Norbert Huber i właśnie w jego stronę się kierowałam.
Po drodze przypominałam sobie każdą minutę naszej wspólnej nocy. Jego zmysłowy szept i ciepły dotyk, który powodował, że moja skóra roztapiała się jak kostka lodu czułam na sobie ciągle. Szłam i myślałam, że mimo tego było w nim coś tej nocy, co mnie irytowało, brak czułości, agresja, egoizm. Norbert nie był takim doskonałym kochankiem, na jakiego się kreował. Smakował słonym potem, a po wszystkim zniknął nagle, pozostawiając mnie samą. Ale oddałabym wszystko, aby tę noc powtórzyć, by dotknąć jego nagich pleców, znów usłyszeć ciężki, zmęczony oddech i poczuć, jak mną włada. Jak jestem cała jego. Jak czuje, że może zrobić ze mną wszystko.
Minęłam park, potem blok moich rodziców, potem kościół i sklep spożywczy. Blok Norberta nie wyróżniał się niczym – był mały i niski. Pod jedyną klatką, która prowadziła do mieszkań stał on, poznałam od razu. Rozmawiał z kimś, żywo gestykulując. Najprawdopodobniej szedł na trening. Trudno było mi się teraz rozeznać w godzinach, Mateusz Bieniek znikał na całe dnie, więc nie potrafiłam ocenić gdzie wychodzi, nigdy nie brał ze sobą torby, zatem woził ją zapewne w aucie. Nie wiedziałam początkowo, kim jest ten drugi mężczyzna, ale już po chwili obrócił głowę i byłam pewna, że to wieloletni środkowy Skry – Karol Kłos, który niejako zeswatał mnie z Norbertem. Wycofałam się, bo nie chciałam, żeby ktokolwiek wiedział, ze coś nas łączy. No dobra, według Mateusza Bieńka cała szatnia już o tym wiedziała. O ile mówił prawdę, bo moim zdaniem chciał skłócić mnie z Norbertem. Karol wyciągnął z przepastnej kieszeni swojej szarej bluzy jakieś zawiniątko, które Huber umieścił w tym samym miejscu, tylko u siebie. Jego czarne ubranie powodowało, że słabo go widziałam, bo zupełnie zlewał się ze zgniłobrązowymi drzwiami klatki.
Uznałam, że będzie lepiej, jak zrezygnuję ze spotkania z Norbertem i w tej sytuacji, skoro już jestem na osiedlu, odwiedzę rodziców. Odwróciłam się na pięcie tak, aby mnie nie zauważyli i bezszelestnie ruszyłam w stronę, z której przyszłam. Widziałam go, ale czułam rozczarowanie, bo nasza znajomość dalej stała w miejscu.
CZYTASZ
To mógł być ktokolwiek
FanfictionNorbert Huber nie żyje. Tragiczna śmierć znanego siatkarza w tak małej społeczności, jaką jest Bełchatów staje się główną pożywką lokalnej gawiedzi. Co dopiero dzieje się, kiedy niedługo potem okazuje się, że kolejny siatkarz Skry i reprezentacji Po...