6. Temat

84 5 0
                                    

PRZESZŁOŚĆ

„Z małego miasta wiekie sny"

Dawid Podsiadło – Małomiasteczkowy

Czułam się poniżona i oszukana. Nie miałam najmniejszego zamiaru pisać do niego na Instagramie, tak jak polecił Karol. Chodź do feministycznych przekonań było mi daleko, bezczelne zachowanie Norberta uważałam za szczyt chamstwa i męskiego szowinizmu. Wypiłam szklankę wody z cytryną, założyłam czarne dżinsy i biały T-shirt w paski i poszłam do pracy. Pomyślałam sobie, że przynajmniej tam pozbieram myśli i zajmę się czymś innym, niż bezustanne przeglądanie się w lustrze i zastawianie co jest ze mną nie tak, skoro w moim dwudziestoośmioletnim życiu każda próba rozpoczęcia jakiegokolwiek romansu kończy się fiaskiem.

Budynek Urzędu Miasta w reprezentatywny sposób wieńczył Plac Narutowicza. Aby się do niego dostać trzeba było przespacerować przez obsadzoną młodymi brzozami Siatkarską Aleję, innymi słowy deptak, w które gwiazdy bełchatowskiej, tak istotnej dla promocji mojego miasta siatkówki, odbiły swoje dłonie niczym aktorzy w Międzyzdrojach przy nadmorskim trakcie. Uwielbiałam tę drogę o każdej porze roku i cieszyłam się, że mogę ją codziennie mijać. Latem, wracając do domu kupowałam dwie gałki czarnych jak smoła lodów węglowych, po których moja twarz barwiła się dokładnie na takim sam kolor, zimą zaglądałam do pobliskiej herbaciarni i kupowałam na wagę limonkową senchę z imbirem, albo czarną, liściastą herbatę o smaku pieczonego jabłka z cynamonem, w okresie Bożego Narodzenia natomiast wybór padał na pomarańczę z goździkami.

Redakcja dwutygodnika „Biuletyn Bełchatowski" mieściła się na końcu długiego korytarza na trzecim piętrze. Weszłam do biura i po minach współpracowników od razu zauważyłam, że coś jest nie tak.

-Naczelny dał nam miesiąc na znalezienie tematu bomby. Takiego, który zmieni naszą gazetkę – wyjaśniła Aśka, która była moją koleżanką jeszcze z czasów podstawówki. – Inaczej Biuletyn przestanie być wydawany przez Urząd Miasta.

Miała duże oczy, jeszcze większe usta i szeroki nos, ale właśnie ta uroda to było coś, co sprawiało, że nie dało się jej nie zapamiętać. Była na swój sposób ładna

i charakterystyczna.

-To klops, biorąc pod uwagę, że w tym mieście nic się nie dzieję – odparłam zrezygnowana.

-Wojtek pomyślał o oczyszczalni ścieków pod lasem – powiedziała bez przekonania Aśka – ale szybko okazało się, że nasze jedyne wiarygodne źródło informacji, wujek Andrzej, już tam nie pracuje.

-Wujek Andrzej? – zapytałam.

-To wujek naszego Wojtka – wytłumaczył Tomek, który bujał się na krześle pod ścianą i zagryzał długopis. – Nie wiem jak wy, dziewczyny, nie wiem jak Wojtek, ale według mnie to jest niemożliwe do zrealizowania. Temat proboszcza ze św. Stanisława został już rozłożony na czynniki pierwsze, temat nielegalnych straganów na targowisku też...

-To może afera z jakimś lokalnym politykiem w tle? – wpadła na pomysł Aśka i zwróciła się do mnie – Ten młody działacz, który startował w wyborach prezydenckich, ty go znasz... Zaraz, jak mu tam?

-Nie – zaprzeczyłam stanowczo. – Lubię go, ma ciekawe poglądy, poza tym to prawie moja rodzina, a w dodatku stracił dziecko, więc nie mam zamiaru dokładać mu ciężaru na barki. Nie będę go oczerniać.

Do pokoju wszedł Wojtek z dwoma kubkami kawy. Zawsze robił sobie na zapas. Kiedyś kupiliśmy mu nawet na urodziny wielki, litrowy kubek z jego imieniem, który natychmiast pękł pod wpływem wysokiej temperatury. Wojtek stwierdził wówczas, że to sygnał od losu, by dalej korzystać z dwóch. Stało się to jego znakiem rozpoznawczym.

-Po pierwsze, to wujek Andrzej nie jest moim wujkiem, tylko mojej żony – powiedział od progu. – Po drugie, to też uważam, że w politykę nie ma co się bawić, to wrażliwy temat, no chyba, że chcecie stąpać po grząskim gruncie. Albo jeszcze bardziej grząskim, wtedy dla odważnego polecam temat lokalny sport.


To mógł być ktokolwiekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz