4. Oszust matrymonialny

97 6 0
                                    

PRZESZŁOŚĆ


„Nie mam zaufania do uśmiechających się do mnie mężczyzn"

Paweł Zagumny- „Życie to mecz"


Kwitłam pod Halą Energia już dobre piętnaście, może nawet i dwadzieścia minut. „Ile można brać prysznic?" zachodziłam w głowę. W końcu Norbert Huber był facetem, może nawet facetem o bardzo wysokim poczuciu własnego ego, ale tym bardziej, zdając sobie sprawę ze swojej atrakcyjności, zupełnie nie musiał spędzać tyle czasu w klubowej łazience. Potem dotarło do mnie, że na ten moment zawodników jest około dziesięciu, a łazienki maksymalnie dwie, toteż jego spóźnienie jest efektem tworzących się do prysznica kolejek. Mimowolnie wyobraziłam sobie odór, jaki generuje dziesięciu spoconych facetów i pomyślałam sobie, że jestem w stanie poczekać drugie dwadzieścia minut, byle by pozbył się tego kwaśno-słonego fetoru spod pach. Mijały jednak kolejne minuty, a Norbert się nie pokazywał. Zamiast jego wyłonił się Szary Kaptur. Tak nazwałam w myślach tę postać, bo oprócz zarysu wysokiej sylwetki i szarego kaptura narzuconego na głowę zupełnie nie byłam w stanie dostrzec żadnych cech identyfikujących tożsamość tej postaci. Wbiłam więc w nią wzrok, z pewnej odległości i obserwowałam, jak Szary Kaptur wyciąga coś z butelkowozielonej toyoty, potem wraca do hali, a za kilka minut znów wychodzi. Potem Szary Kaptur wsiadł do auta, wymanewrował na niewielkim parkingu i wyjechał przed barierki odgradzające część, gdzie miejsca do parkowania były przeznaczone dla zawodników i prasy od części dla kibiców. Mijając mnie otworzył automatyczną szybę i wychylił się lekko. W pierwszej chwili pomyślałam sobie, że to Norbert, ale kiedy szary kaptur opadł, moim oczom objawił się Karol Kłos.

-Norbi prosił, abym panią przeprosił, ale coś mu wypadło i jednak nie da się dziś rady spotkać. No, sorry. Kazał przekazać, żeby odezwała się pani do niego na Instagramie, wtedy umówicie się na inny termin. Mimo wszystko, miłego dnia!- wyjaśnił jasno i wyraźnie.

Skinęłam głową, tak, żeby Karol uzyskał potwierdzenie mojego zrozumienia.

-Ale ja nie mam instagrama – skłamałam, ale on tego już nie słyszał, bo podciągnął szybę i odjechał.

„Adwokat Diabła" pomyślałam o nim. Nazwiska Hubera nawet w myślach wspominać nie było warto. Moje rozgoryczenie sięgało zenitu, w końcu czego ja się spodziewałam? Właściwie nieistotne, ale przecież sam zaproponował kawę. No dobra, nie sam. Kłos na nim to wymusił, Norbert przecież zasłaniał się tym, że spotykam się z Mateuszem. Mimo wszystko, nawet jeśli został wkopany, to powinien mieć na tyle cywilnej odwagi, żeby przyjść i to odkręcić. No tak, w końcu Kłos go wkopał, to i Kłos odkręcał.

Wracałam do domu na piechotę dobre cztery kilometry i biłam się po drodze z myślami. Miałam już gdzieś Norberta, bo najbardziej brakowało mi spaceru z Mateuszem. Frytek w MacDonaldsie też mi brakowało, tak samo, jak rozglądania się za znajomą twarzą, która mogłaby mnie zobaczyć w tak doborowym towarzystwie i mi zazdrościć. Wreszcie brakowało mi smaku Santa Libry, albo Martini Prosecco. Mogłam minąć swoje drzwi i wejść piętro wyżej, zastukać do drzwi Mateusza i jeszcze wykorzystać ten wieczór, ale moje poczucie godności mi na to nie pozwalało. Nie pozwalało także na wysłanie wiadomości na Instagramie do Norberta Hubera.

To mógł być ktokolwiekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz