„Prawda to cudowna i straszliwa rzecz, więc trzeba się z nią obchodzić ostrożnie."
- y
We wszystkich amerykańskich filmach z końca dwudziestego wieku policjanci występowali w duetach. Nieistotne, czy tropili seryjnego mordercę, badali sprawę włamania do industrialnej przestrzeni starej, zamkniętej fabryki, w podziemiu której ukryte było złoto z czasów Indian, czy rozwiązywali sprawę przybyszy z zaświatów – zawsze było ich dwóch, bądź dwoje. Tango i Cash, Starsky i Hutch, Sonny i Rico z Miami Vice, w końcu Mulder i Scully z kultowego „Z archiwum X", przykłady można mnożyć. Ja miałam swój osobliwy duet – Halaba i Filipiak.
Sprawa butów tego drugiego, choć mogłaby się wydawać trywialna, znów mnie zaskoczyła. Tym razem przyszedł w czarnych, zapinanych na rzep kubotach z białym paskiem. Widziałam, że klapki są czyste, chyba nawet były nowe, więc zupełnie nie miałam pretensji, że ich nie ściągnął i traktował jak kapcie. Tym samym upewniłam się w przekonaniu, że klub kupił mu za ciasne adidasy, więc Filipiak dawał stopom odpocząć, postanowiłam więc nie drążyć tematu.
-Niestety tym razem nie mam pizzy i nie zdążę upiec, bo ciasto trzeba wyrobić około trzy dni wcześniej, żeby drożdże dobrze wyżarły mąkę i tym samym sprawiły, że ciasto będzie lekkostrawne – mówiłam tonem piekarniczego eksperta i obserwowałam ich reakcję. Chyba udało mi się wzbudzić w nich szacunek. -Ale mam w lodówce risotto i trochę placków ziemniaczanych, jakbyście chcieli.
Nie musieli potwierdzać, po ich minach było widać że umierają z głodu. Podsmażyłam więc szybko placki na suchej patelni, risotto podgrzałam w garnku z chochelką bulionu i odrobiną oliwy i podałam na stół. Postanowiłam przejść od razu do rzeczy, ponieważ nauczona ostatnim doświadczeniem zwyczajnie bałam się, że znów najedzą się i jakby nigdy nic sobie pójdą, zostawiając mnie z zagadkowymi pytaniami bez odpowiedzi.
-Wiem, że dla ciebie to bolesny temat – zaczął Paweł, smarując placki ziemniaczane ryżem, co wprawiło mnie w osłupienie – ale rozmawiałem z dziewczyną Norberta na jego pogrzebie. Nie byłaś, prawda?
Rzeczywiście, temat Alicji, o której istnieniu dowiedziałam się przypadkiem i to w najmniej spodziewanym momencie, nie był dla mnie zbyt przyjemny. Wróciły wspomnienia rozbitego o ścianę kamionkowego wazonu. Postanowiłam się od nich odciąć, w końcu Norbert już nie żył, wszystko, co było związane z nim zawisło dla mnie w próżni, zamieniło się w stan nieważkości i było zupełnie nieistotne.
-Nie. Po co miałabym iść? Może z nią porozmawiać, tak jak ty? – moje retoryczne pytanie podszyte wyrzutem lekko rozeźliło Pawła, bo na jego chłopięcej twarzy pojawił się brzydki grymas.
Przeczesał palcami ciemną czuprynę, a potem powiedział tonem obrażonego dziecka:
-Norbi był moim przyjacielem. Należy mu się szacunek.
Zastanawiało mnie, dlaczego o zmarłych zawsze trzeba mówić dobrze, nieważne kim byli za życia. Filipiak chyba znów mi czytał w myślach, bo zebrał się na odwagę i wyartykułował swoje krytyczne zdanie na ten temat:
-Stary, on był złym człowiekiem. Może nie od zawsze, ale na ostatnim etapie życia nie zrobił nic, za co moglibyśmy go teraz chwalić. Nie możemy mu śpiewać pieśni pochwalnych i rozliczać ludzi z frekwencji na jego pogrzebie, szczególnie tych, którzy przez niego cierpieli.
Trochę zaskoczyła mnie jego buńczuczna postawa, ale podobała mi się odwaga, z jaką to mówił. Tym bardziej, że miał rację. Wywnioskowałam, że Bartosz Filipiak i Norbert Huber chyba nie przepadali za sobą. Tak czy siak, zarówno Bartek, jak i Paweł musieli znać moją historię, skoro wiedzieli, że moja burzliwa znajomość z ich nieżyjącym kolegą nie była usłana różami.
CZYTASZ
To mógł być ktokolwiek
Fiksi PenggemarNorbert Huber nie żyje. Tragiczna śmierć znanego siatkarza w tak małej społeczności, jaką jest Bełchatów staje się główną pożywką lokalnej gawiedzi. Co dopiero dzieje się, kiedy niedługo potem okazuje się, że kolejny siatkarz Skry i reprezentacji Po...