3. Kogo witam, kogo goszczę

119 7 0
                                    


„Zdaję sobie sprawę, że wiem o nim niewiele więcej, niż wiedziałam godzinę temu, ale przynajmniej zobaczyłam, że jest blondynem o niebieskich oczach i szerokim, słodkim uśmiechu, odsłaniającym pełen garnitur zębów"

Sharon Cameron – „Światło ukryte w mroku"

W tamtym czasie oglądałam tylko Netflixa, telewizji i Internetu unikałam celowo. Nie chciałam tego wiedzieć, ale mimowolnie przeczytałam gdzieś wiadomość, że pogrzeb Norberta Hubera się już odbył. Unikałam oglądania zdjęć jak ognia, szukania pośród żałobników znajomych twarzy, a także rozważania, czy dobrze zrobiłam, że się tam nie pojawiłam. Nie byłabym w stanie. Przechodziłam to miesiąc temu i drugi pogrzeb siatkarza, w dodatku tego, który tak wpłynął na moje życie, byłby także moim wewnętrznym pogrzebem. Kiedy obejrzałam już wszystkie zaległe sezony ulubionych seriali oddałam się mojej wielkiej pasji – gotowaniu, a ściślej mówiąc – pieczeniu. Nie mogłam już patrzeć na szklany ekran pięćdziesięciopięciocalowego telewizora, toteż wypiekanie chleba, bajgli, bagietek czy ciabat przynosiło mi smakowite ukojenie. Niemal wszystko zjadałam sama – czasem zanosiłam bułki rodzicom. Tego popołudnia padło na idealną napoletanę z cienkim, chrupiącym spodem, wyrośniętymi brzegami upstrzonymi ciemnymi plamkami, które wytworzyły się podczas pieczenia w bardzo wysokiej temperaturze, z najlepszą mozzarellą fior di latte, dojrzewającymi we włoskim słońcu pomidorami San Marzano i kroplą oliwy z oliwek z pierwszego tłoczenia. Wkładałam właśnie drugą pizzę do piekarnika i myślałam o tym, że Mateusz ją uwielbiał.

-Jest zupełnie taka, jaką jadłem we Włoszech. Masz talent – chwalił, składając pizzę jak kopertę cztery razy i wkładając sobie do buzi – Włosi nazywają takie składanie pizzy „na portfel".

Potem zawsze otwieraliśmy prosecco, albo którąś z przywiezionych przez niego butelek białego Santa Libera. Teraz też miałam taki zamiar, ale kiedy po raz kolejny szukałam korkociągu (jakoś nigdy nie potrafiłam odłożyć go na miejsce i przez swoje roztargnienie znajdowałam go w lodówce, szafce z produktami sypkimi, a rekord padł, kiedy nieopatrznie wyrzuciłam go do kosza wraz ze złotkiem, które otulało szyjkę butelki), rozległ się donośny dzwonek do drzwi. Rodzice lub znajomi zawsze uprzedzali mnie, że wpadną, upewniając się przy tym, że mnie zastaną. Zerknęłam odruchowo na zegar w piekarniku – do końca pieczenia drugiej pizzy zostało trzydzieści sekund, pierwszy placek w mojej ocenie już odparował i nadawał się do krojenia. Pobiegłam więc otworzyć, żeby zdążyć załatwić sprawę przed dźwiękiem zwiastującym koniec procesu wypiekania. Gdybym wiedziała, kto stoi po drugiej stronie z pewnością dla świętego spokoju wyłączyłabym piekarnik. Z napoletaną nie było żartów – nawet kilka sekund potrafiło zaważyć na jej smaku. Zdążyłam jeszcze w biegu, w niechlujny sposób, wytrzeć ręce z mąki o kraciastą ścierkę, która przewieszona była przez uchwyt drzwiczek piekarnika.

Otworzyłam drzwi i prawie się przewróciłam. Nie takiego widoku się spodziewałam.

-Cześć, chcielibyśmy porozmawiać o Norbercie, jesteśmy jego kumplami – tak śmiertelnie poważnego Pawła Halaby nie widziałam nigdy w życiu.

W ogóle na żywo widziałam go chyba tylko raz i to nie z tak bliskiej odległości. Zupełnie nie rozumiałam, czemu zawdzięczam jego wizytę, chociaż dokładnie wyjaśnił, że powodem powyższego jest Norbert Huber. Nie zamierzałam jednak narzekać na takiego gościa. Otworzyłam już usta, aby dopytać o szczegóły, ale piekarnik zaczął pikać, więc w popłochu rzuciłam tylko: „wejdźcie" nie zwracając uwagi nawet na to, kto jest towarzyszem Halaby. Dopiero kiedy w szalonym sprincie wyłączyłam piekarnik, rzuciłam gorącą pizzę na metalową kratkę, parząc sobie przy tym kciuk, a potem wróciłam do przedpokoju spostrzegłam, że drugi z gości kulturalnie zdjął buty. Był nim atakujący Bartosz Filipiak.

To mógł być ktokolwiekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz