E P I S O D E O N E
PART FIVE
TOO MANY TROUBLES
Wybija godzina dwunasta, a ja jeszcze nie wyskoczyłam z okna. Sukces. Skoro przeżyłam lekcje wychowania fizycznego, fizyki i chemii, przeżyje wszystko, włącznie z końcem świata. W końcu te lekcje nie były takie złe. Na wuefie oczywiście siedziałam i się opierdzielałam ( i być może spowodowałam, że znienawidzona koleżanka dostała piłką w pusty łeb), na fizyce czytałam komiks, zaś na chemi było trochę gorzej. Kiedyś udało mi się rozumieć te wszystkie pierwiastki, reakcje spalania i tak dalej, ale ostatnio moja wiedza z tego przedmiotu się pogorszyła, i gdy baba zapytała mnie o reakcje czegoś tam, to moją jedyną reakcją było pacnięcie się w czoło. Pewnie baba sama chciało to zrobić widząc, iż żadne z pozostałych uczniów nie potrafiło odpowiedzieć na to pytanie.
Poza tym nie mogłam się na niczym skupić. Moje myśli krążyły tylko wokół tej sytuacji z lekcji wuefu. Byłam prawie pewna, iż te dziwne zjawiska, podczas, których cierpią moi wrogowie są wywołane przeze mnie.
No albo mi się w mózgu pojebało jeszcze bardziej, iż wmawiam sobie takie rzeczy, lub...lub nie mam pojęcia jak inaczej wytłumaczyć te wszystkie dziwne rzeczy. Przypadkiem?
Mądrym posunięciem było by z kimś o tym porozmawiać, lecz nie mogę ryzykować, że pomyślą o mnie jak o jescze większej dziwaczce lub oddadzą mnie do wariatkowa jak ciotkę Linde.
Choć powinnam powiedzieć chociaż Larry'emu, który zawsze mówił mi wszytko. Dosłownie wszystko. A ja ukrywałam przed nim coś takiego i cholernie źle się z tym czułam.Lecz teraz moje zmartwienia i złe myśli próbowałam choć na chwilę eliminować skupiając się na dobrym narysowania Black Canary-mojej ulubionej żeńskiej bohaterki. Obok szkicownika na szkolnym parapecie leżał również komiks "Black Canary\Oracle: Birds of pray", z którego rysunków czerpałam inspiracje swego szkicu. Próbowałam jak najlepiej tylko potrafiłam dobrze odwzorować bohaterkę i elementy jej stroju. Mimo, iż starałam się nie myśleć o tych wszystkich zwariowanych rzeczach, to mój umysł chyba celowo mi o tym przypominał.
Usłyszałam za sobą kilka znajomych głosów, więc odwróciłam się, aby tylko sprawdzić kto to. Byers'owie. No tak. Przecież oni są wszędzie jak karaluchy. Szli za Fisherem zagadując go, a raczej uprzykrzając mu życie, lecz chłopak tylko szedł nie zwracając na nich uwagi. Pospiesznie chciałam zebrać z parapetu moje rzeczy, a następnie ruszyć z niebieskowłosym na zajęcia. Gdy znów się odwróciłam zobaczyłam jak Billy dosłownie zrywa z twarzy Sala jego protezę, a obrabowany chłopak panikuje zakładając na głowę kaptur i zakrywając dłońmi twarz ucieka w drugą stronę.
CZYTASZ
❝ 𝚆𝙴 𝙶𝙴𝚃 𝙲𝚁𝙰𝚉𝚈 𝚃𝙾𝙶𝙴𝚃𝙷𝙴𝚁 ❞ -𝙎𝙖𝙡𝙡𝙮 𝙁𝙖𝙘𝙚
FanfictionW życiu 𝙲𝚕𝚊𝚒𝚛𝚎 𝙺𝚊𝚜𝚙𝚋𝚛𝚊𝚔-𝚁𝚘𝚜𝚎𝚗𝚋𝚎𝚛𝚐 pokręciło się jeszcze bardziej, gdy do apartamentów Adisona wprowadza się 𝚂𝚊𝚕 𝙵𝚒𝚜𝚑𝚎𝚛. Zaraz po tym w budynku jak i wokół nastolatków zaczynają dziać się dziwne zjawiska, a oni sami cz...