11. Veritaserum

99 12 16
                                    


Syriusz przerzucił Dorcas przez ramię i ruszył w stronę zamku. Nogi grzęzły mu w mokrej ziemi, w której z każdym kolejnym krokiem zapadał się coraz bardziej. W końcu, wywrócił się, a Ślizgonka zupełnie bez życia padła tuż przed nim.

Nagle, na głowę nieprzytomnej Dorcas wskoczył znajomo wyglądający gruby szczur. Syriusz chciał go przepędzić, ale gdy zamachnął się, zwierzę samo zniknęło. Palcami dotknął  zimnego policzka dziewczyny, po czym chwycił za jej ramiona i zaczął intensywnie potrząsać.

— Dorcas?

Miał wrażenie, że mówi, ale z jego ust nie wydobywały się żadne dźwięk. Spróbował więc głośniej, lecz wciąż bez rezultatów. Nawet gdy wydawało mu się, że krzyczy, jego głos zdawał się grzęznąć w gardle.

— Dorcas?!

Dziewczyna nie dawała żadnych znaków życia. Syriusz nie wiedział co robić. Nie widział nawet zamku, bo mrok, który go otaczał był nieprzenikniony. Gdzieś w oddali dało się słyszeć wycie wilka. W końcu, pojedyncza błyskawica przeszyła niebo, oślepiając go jasnym światłem.

Nagle, zerwał się do pozycji siedzącej. Był w dormitorium i to promienie słońca, dokuczliwie raziły go w twarz. Od razu powitała go twarz Jamesa, który kończył kanapkę, siedząc na brzegu jego łóżka.

Dziwny sen był jedynie snem, choć mocno inspirowanym wydarzeniami dnia poprzedniego. Na szczęście w porę udało mu się zaalarmować nauczycieli i dostarczyć Dorcas do Skrzydła Szpitalnego nim było za późno.

— No i co tam? — spytał rozbawiony. — I jak tam?

— O co ci chodzi? — spytał jeszcze nie do końca obudzony.

— Od kilku minut wołasz Dorcas. Mam ci ją tu przyprowadzić?

Syriusz zrzucił okularnika z krawędzi łóżka, który w momencie zetknięcia się z posadzką, głośno zaprotestował.

— Chyba się przejąłeś, co? — spytał po chwili, już na poważnie, poprawiając przekrzywione okulary. — Nie tak jak wtedy Snape'em.

Syriusz z lekkim rozrzewnieniem wrócił wspomnieniami do szóstej klasy, gdy podczas pełni, posłał ciekawskiego Snape'a w okolice Wierzby Bijącej. Głupi żart z pewnością skończyłby się tragicznie, gdyby nie reakcja Jamesa.

— Mimo wszystko Smarkerus to Smarkerus, i dalej uważam, że mu się należało — skwitował historię z zeszłego roku. — Selwyn jest... jest dziewczyną — odparł. — Nieszkodliwą — dodał szybko. — Względnie – wyjaśnił, widząc coraz bardziej rozbawioną twarz Jamesa. — Zdecydowanie się na nią lepiej patrzy, niż słucha — podsumował, chcąc zakończyć temat.

Ale James Potter nie mógł sobie darować możliwości podręczenia najlepszego przyjaciela.

— Pójdziesz ją odwiedzić?

— Zwariowałeś? — fuknął Syriusz, patrząc na niego jak na wariata. — Niby czemu miałbym to zrobić?

— A jak coś komuś powie?

— Pewnie załatwią to jak ze Smarkerusem. Nie ma czym się przejmować. Wcisnąłem McGonagall, że byliśmy na spacerze.

Ambiwalencja | Czasy HuncwotówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz