Rozdział szósty

8.4K 236 1
                                    

James

      Ostatni raz przejrzałem się w lustrze. Choć nawet nie musiałem się starać, bo i tak zawsze wyglądałem seksownie, a laski na mnie leciało, nawet jeśli nie próbowałem z nimi flirtować. Po prostu miałem ten urok osobisty.
     Nawet nie pamiętałem, kiedy ostatnio poszedłem na imprezę z moim bratem. A tym bardziej kiedy ostatnio w ogóle na jakiejś byłem? Ale wiedziałem, że tego potrzebowałem. Alkohol choć trochę sprawiał, że się rozrywałem i przestawałem myśleć o pracy, o Ivy, o znalezieniu odpowiedniej kandydatki na moją niby narzeczoną.
      Zazwyczaj spotykaliśmy się z Parkerem u mnie w domu, a później razem jechaliśmy na imprezę limuzyną, ale to było dawno. Dzisiaj jednak mu coś wypadło, więc postanowiłem pojechać swoim samochodem, który miał odebrać któryś z moich kierowców.
      Gdy tylko wszedłem do klubu, uderzył we mnie zapach papierosów i alkoholu. Muzyka leciała w tle, a ludzie tańczyli. Byłem tu częstym gościem, więc obsługa mnie już znała, dlatego zawsze dostawali wysokie napiwki ode mnie, choć zazwyczaj było to po prostu za bycie miłym wobec mojej osoby.
      Zamówiłem czystą wódkę i usiadłem na stołku, przy barze, czekając na brata. Spodziewałem się, że spóźni się o wiele bardziej niż trochę, bo nie raz już miałem z nim taką sytuację. Ale wiedziałem też, że zająłbym sobie ten czas z kimś innym. A taka okazja nadeszła, gdy obok mnie usiadła jakaś blondynka.
- Cześć. - powiedziała kusząco, a jej ręka zaczęła gładzić mnie po kolanie. Zlustrowałem ją z góry na dół i zdałem się, że znalazłem idealną towarzyszkę na ten wieczór. Kusa sukienka, aż się prosiła, by ją podwinąć, zerwać z niej stringi, choć podejrzewałem, że nawet ich nie miała i wbić się w jej napaloną na mnie cipkę. Tak, tego mi teraz trzeba było. - Chodź. - to była, jak propozycja. Ta kobieta doskonale wiedziała, czego chciała i czego potrzebowałem ja.
      Farbowana blondynka złapała mnie za rękę i zaciągnęła do damskiej toalety, w której zaczęła mnie namiętnie całować. Oddawałem każdy jej pocałunek, przesiąknięty już lekko alkoholem. Ale nam to nie przeszkadzało. Byliśmy spragnieni swoich ciał. Przycisnąłem jej drobne ciało do drzwi jednej z kabin, wcześniej się upewniając, że na pewno nikogo tu nie było. Zgiąłem jej nogę w kolanie, dzięki czemu kobieta oplotła mnie nią w pasie. Podwinąłem jej sukienkę, a ona zaczęła rozpinać mi spodnie. I tak jak myślałem, nie miała na sobie bielizny. Zacząłem całować jej szyję, czasem też przygryzając, gdy mój kutas w nią wchodził. Robiłem szybkie i brutalne ruchy, czasem zagłębiając się w nią bardziej. Moje wargi znów napotknęły jej. Ścisnąłem delikatnie jej pośladek, a blondynka zajęczała wprost do mych ust, gdy wszedłem w nią głębiej i szybciej. Czułem dosłownie, jak przeżywała orgazm, a jej ciało drżało pod wpływem przeżywanej rozkoszy. Zacisnęła palce na mojej szyi, delikatnie wbijając mi w nią paznokcie. Być może brała tabletki, bo inaczej nie zaproponowałaby mi seksu w klubowej toalecie, ale wolałem nie ryzykować. Puściłem jej nogę i wyszedłem z niej, po czym zmusiłem do klękania. Dziewczyna wiedziała, co miała robić. Posłusznie wzięła mojego penisa w usta i zaczęła ssać. Jęknąłem, przytrzymując się drzwi kabiny. Zaplotłem palce w jej włosy i zacząłem posuwać jej buzię. Po chwili mój fiut eksplodował, a ja ciężko dyszałem z powodu przeżywanej ekstazy.
      Ale wtedy usłyszałem otwieranie drzwi. Odwróciłem głowę i dosłownie miałem ochotę sam siebie zabić. Chyba nade mną czuwała jakaś klątwa.
- Ivy. - powiedziałem cicho, ale podejrzewałem, że kobieta nawet tego nie usłyszała. Znów była speszona tym, w jakiej sytuacji mnie zastała. Gdyby to była inna kobieta, miałbym to gdzieś, ale to była Ona.
- Przepraszam. - szybko wyszła, niemal wybiegła. Nie obchodziła mnie już blondynka, którą chwilę temu rżnąłem. Mój plan to chociaż spróbować dogonić i wyjaśnić jej, że to, co widziała, nie mogło jakkolwiek wpłynąć na naszą relację w pracy.
      Szybko ubrałem spodnie i wbiegłem w tłum ludzi. Próbowałem ją znaleźć. Nawet pytałem barmana, czy jej nie widział, ale oczywiście w takim tłumie ciężko zapamiętać kobietę, która mogłaby wyglądać podobnie, jak 50 innych kobiet. Wybiegłem przed klub ale tam również jej nie zastałem. Ze złości uderzyłem w rosnące nieopodal drzewo. Teraz, pozostało mi tylko czekać do poniedziałku, by z nią porozmawiać.
      Nie mogłem tak po prostu zostawić tej sprawy niewyjaśnionej, więc kiedy nadszedł poniedziałek, wstałem ciut wcześniej tylko po to, by wyjaśnić całą sytuację z Ivy. Zasługiwała na wyjaśnienia, przynajmniej tak mi się wydawało. Nie często pracownik widział swojego szefa w dwuznacznej sytuacji.
      Po przyjeździe do firmy, zorientowałem się, że szatynki jeszcze nie było, więc miałem chwilę czasu, by choć trochę ułożyć w głowie naszą rozmowę, choć podejrzewałem, że i tak potoczyłaby się inaczej, niż bym chciał. Przywitałem się z Emily i od razu poszedłem do swojego gabinetu, by tam w spokoju poczekać na swoją sekretarkę.
      Stałem przed wielką szybą i patrzyłem na panoramę miasta, kiedy drzwi nagle się otworzyły, ale nie odwróciłem się. Podejrzewałem, kim była osoba, a jej głos mnie w tym przekonał.
- Przepraszam. Nie wiedziałam, że Pan już jest. - powoli odwróciłam się i widzę, że szatynka chciała już wyjść. Powstrzymałem ją jednak.
- Ivy... - powiedziałem cicho, lecz wystarczająco głośno, by dziewczyna usłyszała. Nie sądziłem jednak, że mogłoby jej przeszkadzać to, że zwróciłem się do niej po imieniu.
- Nie pamiętam, żebyśmy przeszli na ty. - westchnąłem, idąc w jej kierunku, ale zatrzymałem się w połowie drogi. Rozumiałem to, że po tym, co widziała, mogła traktować mnie na dystans.
- Dobrze, panno Johnson. Powinniśmy porozmawiać na temat sobotniej sytuacji.
- Nie ma o czym mówić. Było, minęło. Poza tym... Nie zamierzam Panu mówić, jak ma Pan żyć. Chciał się Pan zabawić, ja to rozumiem. Naprawdę. - zaskoczyła mnie tak pozytywnym podejściem. Większość kobiet, gdyby zobaczyła mnie, jak pieprzyłem inne laski, zaczęłyby być zazdrosne, dlaczego nie wybrałem ich. Najważniejsza zasada, nie romansowałem z pracownicami mojej firmy.
- I w żaden sposób nie wpłynie to na naszą relację w firmie? - upewniłem się. Kobieta przytaknęła, po czym dodała:
- Sama nie mam chłopaka. I gdybym mogła, pewnie też bym odreagowywała w ten sposób. Ale robię to inaczej. - nagle zamilkła, bo zorientowała się, że pewnie powiedziała za dużo. I kiedy zamierzała już coś powiedzieć przerwałem jej. Nie miała chłopaka, a to już dla mnie była kolejna informacja.
- Gdyby Pani mogła, co mam przez to rozumieć? - jej czerwone policzki zdradziły, że znów się przy mnie denerwowała. Może nie powinienem był o to pytać, ale sama zaczęła ten temat.
- Nic. Przepraszam. Rozpędziłam się trochę. Tak mam kiedy się denerwuję. Zaczynam gadać od rzeczy. Nie powinien Pan zwracać na to uwagi.
- Denerwuje się, Pani? - jednak nie dawałem za wygraną. Podszedłem bliżej i próbowałem dotknąć jej ramienia, by chociaż trochę przestała się przy mnie peszyć, ale niemal natychmiast się odsunęła, jakbym co najmniej poparzył ją czymś gorącym. Byłem zaskoczony jej reakcją, ale zanim cokolwiek bym powiedział, szatynka zrobiła to pierwsza.
- Chce Pan kawy? Tak, przyniosę Panu kawy. - zmieniła temat. Podała mi listy, które odebrałem i zniknęła w mgnieniu oka.
      Nie spodziewałem się, że ta rozmowa tak się mogłaby potoczyć. Podejrzewałem, że powie mi właśnie coś w stylu, że nie ma o czym gadać i tyle, ale nigdy nie pomyślałbym, że ona speszyłaby się czymś, co sama zaczęła i ucieknie. Ale nie zamierzałem truć jej tym głowy.
      Raz nazwała mnie wścibskim. Nie chciałem, by ta sytuacja się powtórzyła. Po prostu wróciliśmy do tego, co było wcześniej. Normalnie pracowaliśmy. Był tylko jeden problem. Jak miałem ją przekonać, po tym, co widziała, by została moją narzeczoną na niby?

Udawana narzeczona ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz