Rozdział czterdziesty drugi

9.6K 158 54
                                    

James

    Kiedy zadzwoniła do mnie Lucy z informacją, że Ivy zaczęła rodzić, z początku byłem oszołomiony, nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Odkąd dowiedziałem się o ciąży mojej żony, nie mogłem się doczekać, aż przyjdzie na świat nasza córeczka, a teraz kompletnie mnie zszokowało. Jednak w porę zdążyłem się opamiętać i niemal od razu ruszyłem biegiem w stronę windy.
- Odwołaj wszystkie spotkania na dzisiaj. - powiedziałem szybko do mojej recepcjopnistki.
- Dlaczego? Co się stało? - zapytała, kiedy znalazłem się w windzie. Jednak nie zdążyłem odpowiedzieć, ponieważ drzwi blaszanego pudła się zamknęły. Postanowiłem wezwać kierowcę, bo sam nie byłem pewien, czy dam radę dojechać.
     Gdy tylko wbiegłem do szpitala, zauważyłem Lucy, który siedziała przed salą porodową. Na pierwszy rzut oka od razu było widać, że również się denerwowała. Natychmiast do niej podbiegłem.
- Gdzie Ona jest? - spytałem. Lucy podniosła wystraszona wzrok na mnie.
- Zabrali ją na porodówkę. Ale zabroniła ciebie wpuszczać. - ostatnie zdanie mnie zszokowało.
- Dlaczego? - przynosiła wzrok wszędzie, tylko nie na moją twarz.
- Powiedzmy, że wiem o czymś, o czym ty nie wiesz. Ale mogę cię o tym poinformować dopiero po porodzie. - wyprostowałem się, słysząc to, co właśnie powiedziała.
- Chcesz mi powiedzieć, że Ivy okłamywała mnie przez 9 miesięcy? - spytałem, próbując sobie to przetrawić. W duszy miałem nadzieję, że jednak źle coś zrozumiałem.
- Nie do końca przez dziewięć. Ale zrobiła to dla ciebie i waszej córki. Ale nie naciskaj na razie. Powiem ci po porodzie. - usiadłem obok Lucy, wciąż nie wierząc w to, że Ivy mogła ukrywać coś przede mną i mi nawet nie powiedzieć. Co gorsza, musiałem czekać, na narodziny córki, by się dowiedzieć prawdy. Nawet jeśli myślałem o tym, co mogła ukrywać to jednak nic nie wpadało mi do głowy. Może mnie zdradziła i to nie moje dziecko? Ugh, nie, na pewno nie. Ivy taka nie jest. A przynajmniej tak mi się wydaje.
     Zaraz po moim przyjeździe, przyjechali rodzice mojej żony. Chyba byli jeszcze bardziej zdenerwowani ode mnie i Lucy. W końcu to ich jedyna córka wydaje na świat ich wnuczkę. Denerwowałem się. Zwłaszcza, że zaczęła rodzic wcześniej, niż powinna. Poród trwał już prawie trzy godziny, i nie było żadnych informacji. Z bezradności zacząłem chodzić w kółko, aż nie zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz: Mama. Gdybym nie odebrała, dzwoniła by bez przerwy, dlatego z ciężkim westchnieniem odebrałem.
- Halo? - znałem swoją rodzicielkę i ona też mnie znała. Wiedziałem, że od razu pozna, iż coś było nie tak.
- Tak dawno się nie odzywałeś, synku, że zaczęłam się martwić. Ale po twoim głosie słyszę, że coś się dzieje. - oczywiście, że musiałem jej o wszystkim opowiedzieć, pomijając to, co powiedziała mi Lucy. - I nadal nic nie wiadomo? - spytała po usłyszeniu wszystkiego.
- Na razie nie. - powiedziałem, odwracając się w stronę drzwi porodowych i zauważyłem lekarza z nich wychodzącego. - Ale idzie lekarz. Muszę iść. - nie czekając na odpowiedź mamy, rozłączyłem się i od razu podszedłem do zebranej rodziny Ivy.
- Gratulacje. Ma Pan śliczną i zdrową córkę. - powiedział lekarz, podając mi dziecko. Szczerze, nie mogłem się na nią napatrzeć. Wyglądała jak prawdziwa kopia Ivy. Jej oczy, jej twarz. Cała ona! Czułem, jak po moich policzkach spływają pojedyncze łzy. Byłem najszczęśliwszym tatą na świecie. Zostało tylko jedno pytanie:
- Co z Ivy? - spojrzałem kątem oka na Lucy, która spięła się słysząc moje pytanie. Lekarz westchnął.
- Przykro mi. Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy. - stałem się jednocześnie najszczęśliwszym i najsmutniejszym człowiekiem.
- Chce Pan powiedzieć... - zaczął mój teść, ale przerwał, bo nawet jemu to przez gardło nie mogło przejść.
- Naprawdę mi przykro. - i odszedł.
     Kurwa mać! O tym mówiła Lucy. Czemu wcześniej na to nie wpadłem. Ivy wiedziała od początku. Odkąd poznała prawdę, nie pisnęła ani słówkiem. Ale dlaczego? Może byśmy coś na to zaradzili? A może nie? Ugh, sam już nie wiedziałem, co myśleć.
- Kazała ci to dać. - powiedziała Lucy, kiedy oszołomiony usiadłem na krześle, wcześniej oddając córkę dziadkom. Sam nie wiedziałem, czy chciałem to czytać, ale w końcu otworzyłem i zacząłem czytać.

Drogi Jamesie,
    Wiem, że możesz czuć wściekłość do mnie, kiedy będziesz czytał ten list. Ale uwierz mi, nie mogłam postąpić inaczej.
     Straciłeś Vicky i wiem, jak było ci ciężko. Była w ciąży, o czym nie wiedziałeś. Dlatego ja powiedziałam ci od razu, gdy tylko się dowiedziałam o tym. Wiedziałam, jaki będziesz szczęśliwy z powodu tego, że zostaniesz ojcem.
     Ja też byłam, do momentu, aż nie dowiedziałam się, że podczas porodu mogą powstać komplikacje. Mogłam umrzeć ja, albo moje dziecko. Poprosiłam lekarza, aby zrobił wszystko, by uratować naszą córeczkę. Jeżeli czytasz ten list, to znaczy, że się udało.
     Mam nadzieję, że zrozumiesz, iż nie mogłam postąpić inaczej. Ja przeżyłam 25 lat życia, a nasza córka nie była niczemu winna, by móc ją stracić. Dlatego mam prośbę.
     Dobrze opiekuj się naszą córką.

Twoja na zawsze,
Ivy

Czułem jak po moich policzkach płynęły łzy, gdy czytałem ten list. Z jednej strony byłem wściekły, bo mi o tym nie powiedziała, ale z drugiej, rzeczywiście miała rację. Byłem cholernie szczęśliwy, widząc naszą córkę.
- Jak ją nazwiesz? - spytała mama Ivy, podając mi z powrotem córkę. Nie musiałem się nawet zastanawiać nad odpowiedzią.
- Ivy Vicky Shadow. - moja żona sprawiła mi najlepszy prezent jaki mogła dać. Straciłem swoją kobietę, ale zyskałem córkę.

******

Niestety, to już ostatni rozdział "Mojej udawanej narzeczonej".
Mam nadzieję, że nie jesteście źli, że tak zakończyłam tą książkę. Wiem, trochę smutne, ale co poradzić. Nie wszystko musi kończyć się szczęśliwie.
Możecie pisać, co myślicie na temat tak zakończonej książki. 

Udawana narzeczona ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz