Rozdział trzynasty

6.2K 175 4
                                    

Ivy

    Kiedy wysłałam wiadomość mojej przyjaciółce z nową informacją, usłyszałam otwieranie drzwi. Odwróciłam się przestraszona. Na szczęście był to James.
- Czemu uciekłaś? - lepiej było powiedzieć prawdę, czy udawać głupią. Wybrałam to drugie.
- Ja? Nie. Nie uciekłam. - odpowiedziałam. Blondyn zamknął drzwi na klucz i podszedł bliżej. Mimo, że dzielił nas jakiś metr odległości to jednak cofnęłam się.
- Nie umiesz kłamać. - stwierdziłam. Przewróciłam oczami, wzdychając i rozłączając połączenie, bo teraz nie miałam ochoty gadać nawet z Lucy.
- Dzień jeszcze się nie skończył, a ja dowiedziałam się dwóch rzeczy. Że pieprzysz swoją byłą, która nie wiem, co ma w sobie takiego, że nie potrafisz inaczej. I tego, że twoim bratem jest dupek, który mnie skrzywdził. - czułam, jak pod powiekami zbierały mi się łzy, ale starałam się je powstrzymać.
- Nawet nie dałaś mi tego wyjaśnić. - czułam jego obecność za sobą.
- Nie musisz mi nic wyjaśniać. To twoje życie, a ja niepotrzebnie się unoszę. - starłam dłonią spływające łzy.
- W takim razie, o co się wściekasz? - czułam, że jest zbyt blisko. Cała furia, którą przed chwilą czułam, zniknęło. Zamiast tego pojawił się ból i cierpienie. Odsunęłam się, gdy próbował dotknąć moich ramion. Pojawienie się Parkera znów wywołał u mnie odrazę do mężczyzn. Tym razem nawet do Jamesa. - Spójrz na mnie. - szepnął.
     Jego głos również był przepełniony bólem oraz troską. Chciałabym mu powiedzieć, ale wiedziałam, że nie mogłam. Mimowolnie odwróciłam się i mimo, że spuściłam od razu głowę, on złapał mój podbródek między palce i nakazał, bym spojrzała w jego oczy.
- Co takiego zrobił ci mój brat, że znów mnie odtrącasz? - zamknęłam oczy, kiedy jego dłoń pogładziła mój policzek. Tym razem nie odsunęłam się. Wiedziałam, że mogłam mu zaufać. Cholera, ja mu ufałam, choć nie na tyle, żeby powiedzieć mu mój największy sekret.
- Nie chcę o tym rozmawiać. Nie jestem na to gotowa. - blondyn nie odpowiedział. Po prostu mnie przytulił. Nie wiedziałam czemu, ale czułam się bezpiecznie w jego ramionach. Wiedziałam, że przy nim nic mi nie groziło. Po siedmiu latach był pierwszym mężczyzną, któremu byłam w stanie zaufać. Wiedziałam, że ta relacja, która nas łączyła, to już nie było tylko szef i pracownica. To coś więcej, czego sami jeszcze nie potrafiliśmy odnaleźć. Wiedziałam też, że zbyt szybko się przywiązywałam. A ja czułam, że byłam już na tym etapie, że choćby jedno cierpienie przez tego przystojniaka, i bym się rozpadła. Chyba zbyt szybko to wszystko się działo.
    Nie sądziłam, że rodzice Jamesa zaproszą na to przyjęcie tak dużo osób. Miałam nadzieję, że nikt nie będzie mógł mnie rozpoznać. Być może, aż tak bardzo się nie zmieniłam, skoro Parker potrafił mnie rozpoznać. Z racji, że było ciepło, wszyscy bawili się w ogrodzie. Razem z Jamesem siedzieliśmy na murku przy fontannie.
- Chcesz się przejść? - spytał nagle. Uśmiechnęłam się i potaknęłam. Wstaliśmy i chyba z przyzwyczajenia wziął moją dłoń. Zanim jednak ruszyliśmy, zaczepiła nas para starszych ludzi.
- Witaj, Jamesie. - cała trójka podała sobie dłonie. Dlaczego miałam wrażenie, że gdzieś już widziałam tych ludzi? Jeżeli tak było, to możliwe, że również mnie pamiętali. Miałam jednak nadzieję, że nie.
- Ivy Johnson? - spytała kobieta. Odpowiedziałam, że tak. Choć nadal nie miałam pojęcia, skąd mnie znali. A może po prostu rodzice Jamesa powiedzieli im, kim byłam? Ale ich reakcja była co najmniej dziwna, jak na to, by się dowiedzieli od kogoś o mnie. - Minęło tyle czasu. Pewnie nas nie pamiętasz? Twoja mama często przychodziła do nas w odwiedziny. - i wtedy dostałam oświecenia. Ugh, czemu ja wcześniej na to nie wpadłam?
- Pamiętam już. Rzeczywiście minęło trochę czasu. - uśmiechnęłam się niemrawo.
- Twoi rodzice tak nagle postanowili wyjechać. Byliśmy zdezorientowani, bo wcześniej nic nam nawet nie mówili. - i to lepiej. Wolałam, żeby nikt nie wiedział o prawdziwym powodzie naszego wyjazdu. - A jak teraz się trzymają? - tym razem pytanie zadał mężczyzna.
- Dobrze. Tata nadal prowadzi firmę, a mama... - ucięłam, nie chcąc mówić im o prawdziwym problemie mojej rodziny.
- Och, rozumiemy. Nie musisz nawet tego mówić. Twoja mama nadal znosi zachowanie twojego ojca. - kobieta uśmiechnęła się pokrzepiająco, po czym zwróciła się do Jamesa. - Idziemy porozmawiać z twoimi rodzicami. Życzymy wam, jak najlepiej. - odetchnęłam z ulgą, gdy tylko dwójka starszych ludzi odeszła. Mój szef ewidentnie nie zamierzał odpuścić tej rozmowy.
- Czemu nie mówiłaś, że mieszkałaś kiedyś w San Francisco? - spytał zaciekawiony. Odwróciłam się w stronę blondyna i westchnęłam, bo wiedziałam, że ta rozmowa mnie nie ominie.
- Mówiłeś, że to co dzieje się w SF, zostaje w SF. Ja przyjęłam tą zasadę siedem lat temu i wyrzuciłam wszystko, co kiedykolwiek się tu wydarzyło.
- Przez Parkera? - tym razem postanowiłam być z nim szczera.
- Poniekąd. - odpowiedziałam trochę wymijająco, po czym dodałam: - Pójdę po coś do picia. Za chwilę wrócę. - uśmiechnęłam się delikatnie i już chciałam odejść, kiedy niespodziewanie mężczyzna złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Jego usta niemal zmiażdżyły moje. Być może powinnam była oderwać się od niego, uderzyć go w twarz i uciec, ale nie zrobiłam tego z dwóch powodów. Po pierwsze, dlatego, że wszyscy patrzyliby na nas dziwnie, a po drugie, dlatego, że nie potrafiłam. Teraz już wiedziałam, że James nie był Parkerem i to mnie w nim zachwyciło.
- Dlaczego mnie pocałowałeś? - spytałam, gdy w końcu oderwał się ode mnie. Ewidentnie nie był speszony tym, że prawie wszyscy się na nas gapili, a ja w przeciwieństwie do złotowłosego, rumieniłam się.
- Bo rodzice patrzą. - ugh, czemu ja czułam się, jakbym była w liceum? Okłamywaliśmy rodziców, by nie sprawić im przykrości. Przecież to było chore. Byliśmy dorośli i sami wiedzieliśmy, jak powinniśmy żyć. Ale zdążyłam już poznać rodziców Jamesa i byli trochę specyficzni.
    Założyłam włosy za ucho, uśmiechnęłam się i odeszłam, lekko zawstydzona. W kuchni na szczęście nikogo nie było, więc mogłam w spokoju nalać sobie soku. Niespodziewanie jednak dotknęłam swoich ust, uświadamiając sobie, że przed chwilą czułam smak ust mojego pracodawcy. Ale wiedziałam, że skoro zaoferowałam się pomóc Jamesowi w jego kłamstwie, to jednak do czegoś się zobowiązałam.
- Było nam razem dobrze. - usłyszałam za sobą głos, którego miałam nadzieję nie usłyszeć. A przyrzekłam sobie wcześniej, że cały wieczór miałam spędzić z Jamesem. Że też zachciało mi się samej pójść po napój. Odsunęłam się, jak najdalej od mężczyzny.
- Trzeba było tego nie spieprzyć. - warknęłam, chcąc wyjść, ale złapał mnie za łokieć. Niemal od razu się odsunęłam, znów czując to samo, co wtedy, gdy próbował mnie skrzywdzić.
- Wyostrzył ci się charakterek. - uśmiechnął się zadziornie. Czułam, jak wszystko podchodziło mi do gardła.
- Bo nie jestem już taka łatwowierna, jak kiedyś.
- Widzę. Ale nawet nie zdążyliśmy porozmawiać. - w moich oczach natychmiast zebrały się łzy, które skutecznie próbowałam zwalczyć. - Nadal go nosisz. - powiedział, wskazując łańcuszek i znów się odsunęłam, gdy próbował do mnie podejść. Wiedziałam, że tutaj nie mógłby nic mi zrobić, ale mimo wszystko bałam się go.
- Jakoś nie było okazji ci go oddać. - podniosłam głos, zrywając biżuterię z szyi i rzucając w jego stronę. - Może dasz to innej naiwnej, którą będziesz chciał zgwałcić po pijaku? - czułam jak łzy znów zbierały się pod powiekami, ale tym razem ich nie powstrzymywałam, niemal wybiegając z kuchni. Po drodze napotkałam Jamesa, ale nawet z nim nie miałam ochoty teraz rozmawiać, więc szybkim krokiem wyszłam na taras i zniknęłam przy jednym z drzew, gdzie na pewno nikt nie chodził.

Udawana narzeczona ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz