James
Wczorajszy dzień był pełen wrażeń. Do godziny 15 nie mogłem się na niczym skupić. Chodziłem w kółko po swoim gabinecie, zastanawiając się, czy powinienem był być teraz przy Ivy. Czy mnie potrzebowała? Czy powinienem był ją wesprzeć w tych trudnych chwilach? Aż w końcu zdecydowałem się pojechać do szpitala. Uznałem, że mogła siedzi tam sama i potrzebowała mnie. Cholernie się denerwowałem. Zwłaszcza po tym, co się ostatnio stało. Już miałem do niej podejść, chciałem ją przytulić i po prostu być przy niej, ale zauważyłem ją w towarzystwie starszego mężczyzny, pewnie ojca i przyjaciółki. Oparłem się o ścianę, wiedząc, że mnie nie zauważyła. Cholera, ona mnie nie potrzebowała. Miała kochających bliskich, a ja tylko bym przeszkadzał jej w tym, żeby była szczęśliwa. Niczego bardziej nie pragnąłem, niż szczęścia Ivy. Wyszedłem ze szpitala. Usiadłem na pobliskiej ławce. Nie chciałem jeszcze wracać do pracy i do rzeczywistości. Wiedziałem, że gdybym niczego nie spieprzył, nie czułbym się teraz jak gówno. Że nie mogłem podejść do kobiety, która cholernie przypominała Vicky i która zgodziła się na bycie moją udawaną narzeczoną. A może lepiej się stało, że się dowiedziała teraz, a nie kiedy to jeszcze bardziej by się skomplikowało.
Byłem zdziwiony kiedy do mnie napisała, choć jej wiadomość trochę mnie zaskoczyła. Sam chciałem się trochę od niej odseparować, więc nie pisałem, choć cholernie mnie ciekawiło, jak się czuła i jak poszła operacja jej mamy. Nie sądziłem, że napisze pierwsza. Ale już na początku coś mi tu nie pasowało, więc jej odpisałem. Tuż po tym, zadzwoniła Roxanne, że Ivy była w barze. Kolejna osoba, która była zaskoczona tym, że widzi drugą Vicky. To było cholernie niepoprawne. Postanowiłem pojechać tam. Nie chciałem, by moja sekretarka zrobiła coś, czego później by żałowała, a po alkoholu różne rzeczy można było zrobić. Sam nie wierzyłem w to, że zaproponowałem jej nocowanie u mnie. Zwłaszcza, że przy niej tak ciężko było mi się hamować. Przecież mogliśmy podjechać do szpitala i mogłaby zabrać swoją torebkę, a wtedy nocowałaby u siebie. Ale to też prawda, że wolałem się upewnić, iż będzie bezpieczna, że na pewno zamknęłaby drzwi zaraz po wejściu i po drodze nigdzie by się nie przewróciła, dlatego zabrałem ją do siebie.
Właśnie robiłem jej śniadanie i przygotowałem tabletki przeciwbólowe, mając nadzieję, że zaraz mogłaby się obudzić, bo jak nie to niestety jadłaby zimne. Podejrzewałem, że nic nie będzie pamiętać, więc wolałem ją do tego przygotować. Otworzyłem drzwi sypialni i zobaczyłem, jak wierciła się na łóżku. Cholernie seksownie wtedy wyglądała. Nawet, gdy nie zachowywała się, jak dama.
- Kurwa. – usłyszałem, jak zajęczała, więc podejrzewałem, że niemiłosiernie bolała ją głowa. Skutki picia w dużych ilościach alkoholu. - Po co mi to było. - usłyszałem kolejne sapnięcie. Widziałem jak otwierała powoli oczy, przewracając się na plecy. I ewidentnie zauważyła, że coś tu nie grało. – To nie jest mój sufit. – powiedziała, patrząc w górę. – To nie jest moja szafa, a to nie moje łóżko. – nie umiałem się powstrzymywać i z mojego gardła wydobył się śmiech. Dziewczyna spojrzała w moją stronę i przestraszona poderwała się z miejsca. – A to, to już na pewno nie jest moje. – chciałbym skomentować to w stylu, że zawsze mogło być, ale po ostatnich wydarzeniach, powstrzymałem się. Na moje usta wkradł się prawie niewidoczny uśmiech. Wszedłem do środka.
- Dzień dobry. – zacząłem, podchodząc do okna i odsłoniłem rolety, wpuszczając do sypialni trochę światła. Usłyszałem, jak dziewczyna warczy.
- Ugh, nie masz litości. – odwróciłem się i zauważyłem, jak zasłaniała oczy, ale po chwili przyzwyczaiła się do światła. – Jak tu trafiłam? Nie zrobiłam nic głupiego? – spytała dla pewności, przestraszona i spojrzała na swoje ciało. Pewnie myślała, że wykorzystałem ją po pijaku. Na szczęście postanowiłem zostawić ją w ubraniach, by nie bała się jeszcze bardziej.
- Pomijając to, że próbowałaś mnie przelecieć, to nie. – uśmiechnąłem się. Dziewczyna jedynie pokręciła głową na boki i usiadła na łóżku ze zwisającymi z niego nogami. Pewnie przygotowywała się do wstania, a ja nie zamierzałem nic przyspieszać. – Przygotowałem ci śniadanie i tabletkę na ból głowy. – powiedziałem. Ivy wciąż się nie odzywała. Albo próbowała ułożyć w swojej głowie pytania do tego, jak w ogóle się tu znalazła, albo po prostu była zawstydzona, że cokolwiek odwalała po pijaku.
- Mogę skorzystać z łazienki? – spytała, gdy w końcu wyszliśmy z pokoju. Poprowadziłem ją do wcześniej wskazanego pomieszczenia i poczekałem na nią. Chwilę później wyszliśmy z niego w trochę lepszym stanie. Zdecydowanie pomogła jej kąpiel i czyste ciuchy mojej siostry, których na początku nie chciała przyjąć, ale ją namówiłem. W ciszy poszliśmy do kuchni i oboje usiedliśmy przy wyspie kuchennej.
- Która godzina? – spytała nagle. Spojrzałem na zegarek w telefonie i odpowiedziałem, że 11:17. – Czemu mnie nie obudziłeś? Powinnam być w pracy. Powinieneś uciąć mi to z wypłaty. – stwierdziła , patrząc na mnie i celując we mnie widelcem. Uśmiechnąłem się.
- Nie przejmuj się tym. Po takiej ilości alkoholu, nawet dobrze byś nie funkcjonowała, więc nie byłoby z ciebie dzisiaj pożytku. A o pieniądze się nie martw, na pewno dostaniesz taką wypłatę, na jaką zasługujesz. – widziałem, że się denerwowała, bo zagryzła wargę i bawiła się widelcem.
- Nie miałabym nic przeciwko. Może przynajmniej dałoby mi do myślenia to, że nie powinnam więcej tyle pić. Miało skończyć się na jednym, maks dwóch drinkach, ale wyszło jak zwykle. Zwłaszcza, że nie tknęłam alkoholu od siedmiu lat. – widziałem, że nie zamierzała mówić ostatniego zdania, ale to już się stało, więc nie chciałem odpuszczać.
- Czy wszystko, z czego zrezygnowałaś ma związek z Parkerem? – spytałem dla pewności. Słyszałem, jak cicho westchnęła.
- Poniekąd. Wiesz... W liceum wcale nie byłam taka święta. Byłam raczej typem buntowniczki. Narkotyki, alkohol, papierosy, liczne imprezy, ucieczki z lekcji tylko po to, by spotkać się z chłopakiem. – wstałem, chcąc podejść do lodówki i wyciągnąć z niej sok. Dziewczyna nie kończyła monologu, a ja uważnie jej słuchałem. Chyba pierwszy raz tak się przede mną otworzyła, by mówić o przeszłości w liceum. – To, co się stało później, strasznie na mnie wpłynęło. Gdy przeprowadziliśmy się do Los Angeles, potrzebowałam terapii. Nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Zrezygnowałam z dotychczasowego życia i uznałam, że to, co stało się w San Francisco muszę zakopać głęboko w sobie i nigdy do tego nie wrócić. Przez pewien czas mi się udawało. Później dowiedziałam się, że Parker przeprowadził się do LA. Całkiem przypadkiem, ale nie spotkałam go, aż do powrotu do SF. – z jednej strony cieszyłem się, że mi to powiedziała, a z drugiej cholernie mnie to zastanawiało.
- Dlaczego w ogóle mi o tym mówisz? – stałem naprzeciwko niej i patrzyłem na nią. Nie chciałem, aby odebrała to w jakiś dziwny sposób.
- Czy to źle, że się przed tobą otwieram? – w końcu na mnie spojrzała. Uśmiechnąłem się przepraszająco.
- Nie, po prostu... Dziwię się, że po tym, jak cię okłamałem, nadal mi ufasz. – usłyszałem jak westchnęła i ponownie odwróciła wzrok, wlepiając go w pusty już talerz.
- Nie wstydzę się tego, jaka byłam w liceum. Wstydzę się tego, co stało się na imprezie z Parkerem, a to są dwie różne sprawy. Każdy jest młody i robi różne głupstwa. Ten związek nie miał nawet miesiąca. – i była między nami krępująca cisza, którą przerwała szatynka. - Jak w ogóle tu trafiłam? – usiadłem naprzeciwko niej.
- Nic nie pamiętasz? – pokiwałem przecząco głową. Uśmiechnąłem się wspominając wczorajszy dzień.
- Wysłałaś do mnie wiadomość. – po jej minie widziałem, że to jeszcze pamiętała. – Postanowiłem do ciebie zadzwonić, ale komórkę przejęła twoja przyjaciółka, pomijając fakt, że nazwałaś mnie szefem JędrnePośladki. – po jej minie widziałem, że się tego wstydziła.
- Nigdy więcej picia. – stwierdziła, po czym pozwoliła mi dokończyć.
- Zadzwoniła do mnie Roxi, która jest moją wieloletnią znajomą i pracuje w tym barze. Stwierdziłaś, że ją rucham, co po części jest prawdą, ale tylko wtedy, gdy naprawdę tego potrzebuję. – sam nie wiedziałem, czemu to powiedziałem. – Rozmawiałaś z podłogą. Nadal nie rozumiem, jaki jest w tym sens. – widziałam, jak jej policzki czerwienieją, ale pozwoliła mi dokończyć. – Torebkę razem z kluczykami zostawiłaś w samochodzie przy szpitalu, ale i tak wolałem być pewny, że będziesz bezpieczna, dlatego zabrałem cię do siebie. W windzie zaczęłaś się do mnie dobierać, ale kiedy cię odsunąłem, stwierdziłaś, że potrafię zwodzić kobiety, a później zasnęłaś. – usłyszałem, jak cicho westchnęła i zagryzła wargę, więc znów się denerwowała.
- Co za wstyd. – powiedziała, ale zanim zdążyłem odpowiedzieć, dodała: - Zająłeś się mną tylko dlatego, że bałeś się, że stanie się ze mną to samo, co z Vicky. – cholera, przejrzała mnie.
- Poniekąd. – wstałem ze swojego miejsca. Ciężko mi się rozmawiało o zmarłej narzeczonej, więc wolałem się czymś zająć.
- Przypominam ci ją. – stwierdziła. I nie było odwrotu. Już zaczęliśmy tą rozmowę. Oparłem się o lodówkę i westchnąłem. Wzrok miała wlepiony w podłogę. Wiedziałem, że to w końcu nadejdzie, ale nie wiedziałem, że tak szybko. Nie byłem na to przygotowany.
- Kropla w krople jesteś jak ona. Różnią was tylko charaktery.
- Czuję się dziwnie z tym, że ktoś mnie porównuje do kobiety, która wygląda jak ja. Może powinnam jednak zrezygnować z pracy u ciebie? – to zadziałało na mnie pobudzająco, więc mój wzrok od razu przeniósł się na szatynkę, która cały czas na mnie patrzyła.
- Nie ma takiej potrzeby. Coś nas do siebie przyciąga i to na pewno nie jest Vicky. – dziewczyna uciszyła mnie gestem dłoni.
- Poczekaj, bo to idzie za daleko. – westchnęła i dodała. – Nie jestem gotowa na to, by wiedzieć, dlaczego mnie zatrudniłeś i kim dla mnie była Vicky. Po prostu, na razie chcę wiedzieć, jaka była. – nie sądziłem, że po 7 latach będę musiał komukolwiek mówić o tym, co mnie łączyło z Vicky.
- Poznałem ją na przyjęciu organizowanym przez matkę. Akurat ukończyłem studia. Dowiedziałem się, że państwo Martin niedawno, co przeprowadzili się do San Francisco. – dziewczyna przerwała mi nagle.
- Martin? – przytaknąłem. Cholera, czyżbym powiedział za dużo? – Moja mama ma panieńskie Martin. – to by się w sumie zgadzało. – Ale mówiła mi, że nigdy nie miała rodzeństwa. – czyli to się jeszcze bardziej komplikowało.
- Może porozmawiaj o tym z mamą? – zaproponowałem.
- Na razie wolę sama to przemyśleć. Wybacz, przerwałam ci. Kontynuuj.
- Spodobała mi się od pierwszego wejrzenia. Była... Tajemnicza. W tamtym czasie nie myślałem o tym, żeby się zakochać. Więcej imprezowałem, ale gdy ujrzałem Vicky, wszystko się zmieniło. Chciałem poznać ją bliżej. Była piękna, seksowna i pociągająca. Miała śliczne, niebieskie oczy. Choć nikt nie wierzył w ten związek, bo dzieliło nas siedem lat, to jednak wiedzieliśmy, że zakochaliśmy się w sobie na zabój. – czułem jak po moim policzku spływa samotna łza. Dziewczyna ku mojemu zaskoczeniu wstała i przytuliła mnie. Odwzajemniłem jej uścisk.
- Nie musisz tego mówić, jeśli nie chcesz. Przepraszam, naciskałam na ciebie. Rozumiem, że jest ci ciężko. – uśmiechnąłem się i oderwałem od szatynki. Ivy patrzyła na moją twarz. Było mi cholernie przyjemnie, gdy dotknęła mojego policzka i starła łzę.
- Płaczę, jak ciota. – dopiero po chwili zacząłem żałować, że te słowa w ogóle opuściły moje usta.
- Nie ma w tym nic złego. Jesteś mężczyzną, ale to nie oznacza, że nie możesz płakać. Płacz jest naturą rzeczy, nie mamy na to wpływu. Możemy się powstrzymywać, ale kiedy nas coś smuci, wtedy warto jest się wypłakać i wygadać. – cholera, nie sądziłem, że kiedykolwiek usłyszałbym tak miłe słowa ze strony dziewczyny. Teraz już wiedziałem, że Ivy była inna.
- Pamiętasz pamiętnik, który przypadkiem znalazłaś? – dziewczyna pokiwała twierdząco głową. – Z niego dowiedziałem się, że Vicky była w ciąży. Napisała to tydzień przed tym wypadkiem. – wtedy kompletnie się rozkleiłem. To nie było w ogóle w moim stylu, żeby przy kimś płakać. Ale wiedziałem, że Ivy nie będzie mnie osądzać.
- Przykro mi. – ponownie mnie przytuliła. – Dlatego tak cię to boli. Nie straciłeś jednej osoby, ale dwie. Istotę, która nawet nie zdążyła się urodzić, ani rozwinąć. Naprawdę przykro mi, że tyle przeszedłeś. – oderwała się ode mnie. Chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Nie wiedziałem, czy to wina tego, że tak się oboje przed sobą otworzyliśmy, czy tego, że wciąż coś nas do siebie ciągnęło, ale nasze usta nagle się złączyły. Odwzajemniłem każdy jej pocałunek, którym mnie obdarowywała. Wplotłem palce w jej włosy i delikatnie zacisnąłem. Czułem cholerną potrzebę tego, by się w niej znaleźć, ale wiedziałem, że nie mogłem. Mimo wszystko złapałem ją w talii, więc dziewczyna oplotła mnie w pasie nogami. Posadziłem ją na blacie kuchennym, ale wciąż nie przerwaliśmy pocałunku. Teraz już wiedziałem, nie była jak Vicky, dlatego się w niej zakochałem, ale czy będę potrafił z nią być, nie raniąc jej? Nagle, niespodziewanie oderwaliśmy się od siebie, ale wiedziałem, że oboje tego chcieliśmy. Dziewczyna uśmiechnęła się, przygryzając wargę.
- James... – powiedziała szeptem. Znów się denerwowała
- Jesteś dla mnie ważna. Niezależnie od tego, czy wyglądasz jak Vicky, czy nie, dlatego smutno mi, kiedy wciąż wiem, że jesteśmy pokłóceni, a mimo to rozmawiamy ze sobą normalnie. – odważyłem się w końcu z nią porozmawiać.
- Ja też nie chcę się z tobą kłócić. I tak naprawdę, wybaczyłam ci już. Ale nie chcę na razie rozmawiać o Vicky i o tym, co stało się w SF, aż nie będę gotowa. – zgodziłem się na to. Sam chyba nie byłem na to przygotowany, dlatego cieszę się, że to zaproponowała. – Nie mam ze sobą komórki, a tata miał dzwonić, gdyby mama się obudziła.
- Zawiozę cię. – uśmiechnąłem się, gdy dziewczyna zeszła z blatu.
- Nie chcę robić kłopotu. Wezmę taksówkę. – powiedziała, znów mnie odtrącając. Było mi smutno, ale tym razem zamierzałem ją o tym poinformować.
- Nie odtrącaj mnie ze względu na to, co się stało. – odwróciła się w moją stronę i uśmiechnłęa się blado.
- Nie odtrącam cię. Po prostu uważam, że dopóki nie będę gotowa, powinniśmy wrócić do poprzedniej relacji. – kurwa mać.
Nie chciałem być natrętny, dlatego zgodziłem się. Wiedziałem, że utrzymanie dystansu między mną, a Ivy będzie ciężkie, ale przynajmniej się starałem. Nie tak jak ostatnio. Chciałem uszanować decyzję mojej sekretarki.
Gdy tylko szatynka opuściła mój apartament, sięgnąłem po whisky. To było cholernie przykre uczucie. Nie mogłem dotknąć, pocałować kobiety, która mnie pociągała. I w której się zakochałem. Kurwa, nawet nie chodziło o Vicky. Ivy była jej pieprzonym przeciwieństwem. Po prostu pokochałem ją, dlatego, że zbyt bardzo się do siebie zbliżyliśmy na początku znajomości. Ale zamiast utrzymać dystans, oboje spieprzyliśmy sprawę. A teraz? Było już za późno, by to wszystko naprawić.
CZYTASZ
Udawana narzeczona ✓
RomanceMiała być narzeczoną na niby. Została nią naprawdę. Ivy po wiadomości, że jej mama jest śmiertelnie chora, postanawia zatrudnić się w najbogatszej firmie modowej w Los Angeles, gdzie poznaje swojego przystojnego szefa. James do tej pory był singlem...