James
Aż do weekendu unikałem Ivy. Widziałem ją pod moim blokiem, i być może widziała mnie z inną kobietą. Nie chciałem jeszcze bardziej mieszać w jej życiu. Wiedziałem, że to nie było dobre rozwiązanie. Ale seks to jedna z głównych czynności, jaka pozwalała mi choć na trochę zapomnieć o problemach. Inne to siłownia i praca. Próbowałam dwóch i nic nie pomogło. Powiedziałem Ivy, że poczekam, aż będzie gotowa i to prawda, ale potrzebowałem...
Kurwa, czego ja właściwie potrzebowałem oprócz Ivy blisko siebie? Nie potrzebowałem tych wszystkich panienek, które ruchałem przez ostatnie kilka dni, nie potrzebowałem ćwiczeń, dzięki którym i tak wyglądałem dobrze, ale potrzebowałam pracy, choć kilka dni urlopu by nie zaszkodziło. Wiedziałem, czego potrzebowałem. Tego samego, co kobieta mojego życia, która trafiła tam przeze mnie. Potrzebowałem z kimś pogadać i to nie był , ani Parker, ani Roxanne, a tym bardziej moja matka. Potrzebowałem terapii. Cholernie uzależniłem się od Ivy i bez niej nie potrafiłem funkcjonować. Oczywiście, że nie chodziło o to, żebym o niej zapomniał, bo było to niemożliwe. Po prostu chciałem jakoś poradzić sobie z tym, co teraz aktualnie się działo.
W samochodzie między mną, a Ivy panowała niezręczna sytuacja, kiedy jechaliśmy na lotnisko. Żadne z nas się nie odzywało. Och, gdy tylko przypomniałem sobie naszą rozmowę przed blokiem, na moich ustach od razu pojawił się uśmiech.Czekałem na nią od prawie pięć minut i nie przeszkadzało mi to. Odesłałem kierowcę taksówki, dając mu kilka banknotów. Podejrzewałem, że to o wiele więcej niż w rzeczywiście dostawał napiwków. Szatynka była co najmniej zdziwiona, gdy zauważyła mnie pod blokiem. Zwłaszcza, że ani razu nie wspomniałem o tym, że po nią przyjadę. Sam zresztą o tym nie wiedziałem, aż do dzisiejszego ranka. To wyszło tak spontanicznie.
- Powinna na mnie czekać taksówka. - powiedziała, podchodząc bliżej. Przez chwilę nic nie mówiłem, uważnie jej się przyglądając. Rzeczywiście, ubrała się odpowiednio na pogodę w Nowym Jorku, zwłaszcza, że mieliśmy końcówkę listopada. Miała na sobie ciemnoniebieskie jeansy, biały golf, czarne buty typu muszkieterki, a w dłoniach trzymała puchową kurtkę koloru beżowego. Włosy zaplotła w warkocz i nie miała na sobie ani grama makijażu. W takim wydaniu jeszcze jej nie widziałem, ale musiałem przyznać, że podobał mi się ten widok.
- Odesłałem ją. Zapłaciłem mu wystarczająco dużo, by sobie odjechał. - dziewczyna zgromiła mnie wzrokiem, zakładając ręce na piersi.
- Przekupiłeś taksówkarza? - po wypowiedzeniu tych słów, z jej ust wywiodło się ciche warknięcie. Akurat w jej przypadku, zabrzmiało to cholernie seksownie. - Wolałabym jechać z nim, niż z tobą. Może niech któraś z twoich panienek ci potowarzyszy? - na moje usta wkradł się lekki uśmieszek, bo zdecydowanie wyczułem w tej wypowiedzi zazdrość.
- Jesteś zazdrosna? - spytałem, odbierając od niej walizkę i chowając ją do bagażnika.
- Ja? Co? Nie. - poznałem Ivy wystarczająco, by wiedzieć, że w tym momencie kłamała. Być może terapia wpłynęła na nią pozytywnie i zdała sobie sprawę z tego, że jednak mnie pokochała? Ale nie chciałem wyciągać pochopnych wniosków.
- Mów, co chcesz. Ja i tak wiem swoje. - zauważyłem to, jak dziewczyna wywróciła na mnie oczami, ale nic nie powiedziała i po prostu wsiadła do samochodu po stronie pasażera.Szatynka przez całą drogę nic nie mówiła, zajęta swoim telefonem. Od czasu do czasu tylko spoglądałem na nią, mając nadzieję, że w końcu się przełamie. Ale widziałem, jak pod nosem nuciła piosenkę Demi Lovato: "Sorry not sorry". Ta piosenka zdecydowanie nie pasowała do naszej sytuacji, a mimo to nie wyłączyłem jej. Pierwszy raz od momentu, kiedy wsiadła do mojego auta, się uśmiechnęła. Żałowałem tylko, że to nie dzięki mnie.
Ivy przez cały czas mnie ignorowała i mimo, że próbowałem nawiązać z nią jakąkolwiek rozmowę, ona odpowiadała mi głupim: Tak, albo nie i na tym się to kończyło. Nie była jeszcze na mnie tak wściekła, żeby praktycznie w ogóle się do mnie nie odezwać. I nie dziwiłem się, że tak się zachowywała. Kilka dni wcześniej powiedziałem jej, że ją kochałem, a później widziała mnie z innymi kobietami, które kompletnie się dla mnie nie liczyły. Byłem popapranym człowiekiem, który nie zasługiwał na taką kobietę, jak Ivy.
Nawet podczas lotu samolotem mimo, że siedzieliśmy obok siebie, to jednak starała się zachować jak najdłuższą odległość, co jednak nie było, aż tak możliwe. W końcu zdała sobie sprawę z tego, że nie mogła tak dłużej tego ciągnąć. Nienawidziłem niewyjaśnionych spraw. Oczywiście, że nie będę robił tego na środku samolotu. Znałem wybuchową stronę Ivy, więc to nie byłby dobry pomysł. Szatynka słuchała muzyki na słuchawkach, więc powinna była dość szybko odczytać moją wiadomość, którą dostała po tym, jak już wstałem i ruszyłem do łazienki. Nie mogłem być pewny tego, że w ogóle by się tu zjawiła, ale jednak wierzyłem w to, że jednak zaciekawił ją mój SMS.
Chwilę później drzwi toalety się otworzyły i widziałem w nich Ivy. Nie czekałem. Niemal natychmiast wepchnąłem ją do środka, jednocześnie zamykając drzwi na klucz i przywarłem do jej ust. Na pewno pomalowała je jakąś bezbarwną pomadką, ponieważ czułem słodki smak. Uśmiechnąłem się poprzez pocałunek, wciąż go nie przerywając. Słyszałem ciche sapnięcie ze strony mojej sekretarki i wykorzystałem to. Wtargnąłem językiem wprost do jej wnętrza. Dziewczyna nie przerwała pocałunku, ale później jakby przytomniała i oderwała się momentalnie. Nie czułem jednak urazy, że to zrobiła. Zwłaszcza, kiedy podniosła dłoń w celu uderzenia mnie. Przydałoby mi się. Jednak tego nie zrobiła. Próbowałem odzyskać oddech po dość intensywnym pocałunku i zbliżyłem się do szatynki, opierając swoje czoło o jej, a dłonie położyłem po obu stronach Ivy.
- Uderz mnie. Być może to ci pomoże, by przestać się na mnie gniewać. A ja w końcu oprzytomnieję. - dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona, unosząc jedną brew w zapytaniu.
- Wiesz, że jesteś nienormalny? - stwierdziła, odpychając mnie delikatnie, ale nie na tyle, by móc odejść.
- Jesteś pierwszą, która mi to mówi, bo większość lasek twierdzi, że jestem doskonałym kochankiem, po tym, jak kilkukrotnie przeżyją orgazm. - po moich słowach dziewczyna się zarumieniła, zagryzając wargę. Doskonale wiedziała, o czym mówiłem, aczkolwiek nie poznała jeszcze moich wszystkich zdolności.
- Albo jesteś niepoprawnym romantykiem, albo popapranym seksistą. - powiedziała stanowczo, zakładając ręce na piersi. Uśmiechnąłem się, patrząc na dziewczynę drapieżnym wzrokiem.
- Raczej to drugie, choć drzemią we mnie obie dusze. - wyprostowałem się i również skrzyżowałem ramiona, ale w przeciwieństwie do szatynki, moja twarz wyglądała łagodniej i na bardziej rozbawioną.
- Tak w ogóle to po co mnie tu ściągnąłeś? - spytała, obchodząc mnie i opierając się o umywalkę. Było tu trochę ciasno, ale było wystarczająco dużo przestrzeni, byśmy mogli normalnie się poruszać.
- Jak długo jeszcze zamierzasz się na mnie gniewać? - zamiast odpowiedzieć, po prostu spytałem. Nie zamierzałem owijać w bawełnę.
- Wystarczająco długo, byś w końcu przyznał, że okłamałeś mnie, co do swojej miłości. - stwierdziła, nawet na mnie nie patrząc. Nie wiedziałem, skąd wzięła tą absurdalną informację, ale to był właśnie czas, by sobie wszystko wyjaśnić.
- Nie okłamałem cię. - odpowiedziałem i widziałem, jak dziewczyna chciała się wtrącić, ale szybko dodałem: - Kocham Cię.
- Gdybyś mnie kochał, nie pieprzyłbyś tych wszystkich lasek. - widziałem w jej oczach łzy. Cholera, nie takiego efektu się spodziewałem. Kurwa mać, co ja najlepszego zrobiłem?
- Tak radzę sobie z problemami. Gdybyś powiedziała mi wprost, co do mnie czujesz, nic takiego nie miałoby miejsca. Jestem tylko mężczyzną i potrzebuję od czasu do czasu wyładować napięcie. - powiedziałem szczerze. Dziewczyna wciąż nie podniosła na mnie wzroku. Dałem jej czas na przetrawienie tego, co właśnie powiedziałem.
- Dowiedziałam się, że być może mam filofobię, czyli strach przed zakochaniem się, i nie powiem ci od tak, co naprawdę czuję. Dobrze wiesz, że mam za sobą trudny okres, a jednak ciężko ci to zrozumieć. - westchnąłem, przeczesując palcami włosy, słysząc wybuch Ivy. Ja jednak nie chciałem się kłócić, więc odpowiedziałem spokojnie:
- Rozumiem to. Parker od zawsze był dupkiem. Pierwszy raz słyszę o czymś takim, jak strach przed zakochaniem się. Ale to wychodzi samo z siebie. Myślisz, że łatwo jest ruchać inne laski, w tym samym czasie, myśląc o tobie? - no i w końcu to przyznałem. Wiedziałem, że pojebanie to brzmiało. Być może byłem chory i naprawdę potrzebowałem jakiejś terapii. I wiedziałem, że jedynym leczeniem, jakie mogło mi pomóc to usłyszenie od Ivy tych pieprzonych dwóch słów. Wtedy już nie miałbym wątpliwości, czy mnie tylko zwodziła, czy naprawdę mnie kochała.
- Kurwa mać... - usłyszałem po chwili warknięcie i momentalnie usta Ivy przywarły do moich. Wylądowałem na drzwiach kabiny toaletowej. Byłem lekko oszołomiony tym, co się właśnie działo, ale jak w transie odwzajemniłem każdy pocałunek mojej sekretarki. Dziewczyna ku mojemu zaskoczeniu zaczęła dobierać się do paska moich spodni. Natychmiast oderwałem się od niej. Być może źle mnie zinterpretowała. Przecież wcale nie chodziło mi o to, że od razu mieliśmy się pieprzyć.
- Ivy, co ty... - zacząłem, ale szatynka mi przerywa.
- Och, zamknij się. - kobieta znów zaczęła zachłannie całować moje wargi. Jednakże uświadamiając sobie, co mogło się stać, mój kutas od razu był w gotowości. Tak, on zdecydowanie nie współpracować z rozumem. Właściwie, to byłem totalnie zszokowany tym, co się właśnie działo.

CZYTASZ
Udawana narzeczona ✓
RomansMiała być narzeczoną na niby. Została nią naprawdę. Ivy po wiadomości, że jej mama jest śmiertelnie chora, postanawia zatrudnić się w najbogatszej firmie modowej w Los Angeles, gdzie poznaje swojego przystojnego szefa. James do tej pory był singlem...