Rozdział jedenasty

7.3K 183 6
                                    

James

    Rzeczywiście, mogłem wcześniej poinformować moją rodzinę, że moją narzeczoną była kobieta cholernie podobna do mojej byłej narzeczonej. Nie pomyślałem o tym, a teraz musiałem się tłumaczyć. Cała trójka siedziała na tarasie. Ewidentnie o czymś zawzięcie dyskutowali, ale kiedy wszedłem, przerwali rozmowę.
- Parker jeszcze nie przyjechał? - zacząłem, mając nadzieję, że ta rozmowa mogłaby przebiec trochę łagodniej.
- James nie zmieniaj tematu. Lepiej powiedz, co tu się dzieje. Dlaczego ta dziewczyna wygląda, jak Vicky? - westchnąłem, słysząc przejęty i lekko podniesiony głos mamy.
- Sam się zdziwiłem, gdy pierwszy raz ją zobaczyłem. - powiedziałem obojętnie. Nadzieja matką głupich, jak to mówią.
- James... - zwrócił się do mnie ostrzej ojciec.
- Okej, są bliźniaczkami.
- Dlaczego to robisz? Kochałeś Vicky, a teraz zamierzasz poślubić jej siostrę bliźniaczkę?
- Nie zamierzałem tego. - ale oczywiście mamy nie dało się do niczego przekonać.
- A jednak... James, Vicky nie żyje. Dlaczego to robisz? Ona o tym wie? - pokiwałem przecząco głową, po czym dodałem:
- Nie, nie wie nawet, że ma siostrę bliźniaczkę. - do mnie też czasem to nie docierało, ale jeszcze głupiej brzmiało to po wypowiedzeniu niż w moich myślach.
- I nie zamierzasz jej o tym powiedzieć? - sam w sumie się nad tym zastanawiałem.
- Vicky nie żyje od 7 lat. Jeżeli Ivy nie dowiedziała się przez 25 lat, to nie dowie się wcale. I skończmy ten temat. - wróciłem do domu i skierowałem się od razu do kuchni, by napić się wody.
    Nienawidziłem wracać do tematu Vicky. Naprawdę ją kochałem, była moją pierwszą miłością. Wszyscy byli przeciwni naszemu związkowi i słusznie. Wciąż obwiniałem się za jej śmierć, bo nie potrafiłem jej uchronić mimo, że obiecałem jej bezpieczeństwo. Minęło 7 lat, ale to wciąż bolało tak samo, jakby to było kilka dni temu. Zawsze kiedy odwiedzałem rodziców, szedłem na cmentarz. Na jej grób. A teraz... Cholernie tego potrzebowałem.
    Po poproszeniu mojej siostry, by chwilę dotrzymała towarzystwa Ivy, wróciłem do pokoju. Szatynka stała na balkonie, odwrócona do mnie tyłem. Nie słyszałam, jak wszedłem, bo nie odwróciła się. Albo po prostu była zamyślona.
- Podoba ci się widok? - spytałem. Dziewczyna wystraszona odwróciła się w moją stronę. Uśmiechnęła się delikatnie. Nie potrafiłem jej powiedzieć prawdy.
- Tak. Bardzo. - odpowiedziała, znów odwracając się w stronę krajobrazu. Cieszyłem się, że mama wybrała akurat tę sypialnię. Był doskonały widok na ogród i fontannę. Nie wszedłem  jednak dalej. Stałem wciąż oparty o framugę drzwi balkonowych.
- Muszę coś pilnie załatwić. Nie będzie ci przeszkadzało, jeśli dotrzyma ci towarzystwa moja siostra? - dziewczyna patrzyła na mnie, jakby chciała coś ze mnie wyczytać, ale odpuściła i uśmiechnęła się.
- Jasne. Widocznie to coś ważnego. - tak, to było cholernie ważne. Posłałem jej niemrawy uśmiech i wyszedłem z pokoju. Poinformowałem Polly, żeby nie mówiła Ivy, dokąd pojechałem i wyszedłem z domu. Choć założyłem, że moja siostra i tak nie dotrzyma słowa. Była straszną gadułą.
    Jakieś 20 minut później, stałem przed grobem Vicky. Gdy patrzyłem na jej zdjęcie, zdałem sobie sprawę z tego, że wyglądała jak Ivy, jak pieprzone dwie krople wody, ale wiedziałem, że zachowywały się zupełnie inaczej. Gdybym potrafił dać jej bezpieczeństwo, być może byśmy byli teraz szczęśliwym małżeństwem i mieli siedmioletnie dziecko, ale nigdy nie dowiem się, jak to by było, gdybym zdołał ją uratować.
    Zapaliłem znicz i postawiłem na jej grobie, po czym usiadłem na ławeczce.
- Jestem zagubiony. Nawet nigdy nie wiedziałaś, że masz siostrę bliźniaczkę. Ja też nie, dopóki jej nie spotkałem. Z wyglądu przypomina ciebie, ale jest zupełnie inna z charakteru. Nie potrafiłem cię uratować i wciąż się za to obwiniam. Mam nadzieję, że gdybyś żyła, wybaczyłabyś mi to, że wtedy pozwoliłem ci samej wracać do domu. - czułem jak po moich policzkach lecą łzy, których nawet nie próbowałem powstrzymywać.
    Po dość długim spędzeniu czasu przy grobie Vicky, skorzystałem z okazji i poszedłem na grób swojego brata. Po tym, co wydarzyło się w moim życiu, czułem się zobowiązany pomóc w leczeniu mamy Ivy. Nie potrafiłem uchronić ani Vicky, ani Matta. Chciałem chociaż uratować mamę Ivy, mojej udawanej narzeczonej i jednocześnie sekretarce. Wiedziałem, że to wszystko za szybko się toczyło. Wiedziałem, że nie powinienem był się z nią spoufalać, bo prawda i tak kiedyś wyszłaby na jaw, a ja nie chciałem, żeby przeze mnie cierpiała.
- Mogę? - słyszałem za sobą cichy głos Ivy. Tak, jak myślałem, Polly nie potrafiła dotrzymać słowa. Na szczęście zdążyłem przyjść na grób brata. Nie wiedziałem, jakbym się wytłumaczył, gdyby zauważyła zdjęcie Vicky. Spojrzałem na nią przez ramię i podsunąłem się, pozwalając, by zajęła miejsce obok mnie.
- Polly? - spytałem. Kobieta uśmiechnęła się.
- Stwierdziła, że potrzebujesz z kimś pogadać, bo dręczą cię wyrzuty sumienia. - moja siostra jak zwykle musiała namieszać, ale też miała rację.
- Być może, ale gdybym potrzebował pogadać, poszedłbym do terapeuty. - dziewczyna ku mojemu zaskoczeniu, położyła głowę na moim ramieniu, ale nie odsunąłem się. "To co wydarzy się w San Francisco, zostaje w San Francisco".
- Pamiętaj, co ci powiedziałam. Gdybyś czuł potrzebę rozmowy, zawsze cię wysłucham. - uśmiechnęła się, ponownie patrząc na mnie. Odwzajemniłem jej uśmiech.
- Pamiętam, ale teraz jedyne czego potrzebuję to wyciszenia. - odpowiedziałem beznamiętnie. Chwilę siedzieliśmy w ciszy i czułem, że tego właśnie potrzebowałem. Siedzieć milcząco przy kobiecie, która wprowadzała do mojej głowy masę myśli i mętlik.
- Więc, co takiego złego zrobiłeś, że masz wyrzuty sumienia? - nie wiedziałem, jak ona to robiła, ale była cholernie pozytywna pomimo choroby mamy.
- Okłamałem kogoś. I zastanawiam się, czy jeśli powiem tej osobie prawdę, to czy ona mi wybaczy. - powiedziałem wymijająco, mając nadzieję, że nie powiedziałbym czegoś co nakierowałoby nas na rozmowę o tym, że to właśnie ona była osobą, którą okłamywałem.
- Prawda zawsze jest lepsza od kłamstwa. Nawet najgorsza. - uśmiechnęła się, po czym dodała: - Wracamy? Twoja mama kazała ci przekazać, żebyś nie siedział tu za długo, bo wrócisz na zimny obiad. - powiedziała, wstając. Po tym, co mi powiedziała, chciałbym cholernie powiedzieć jej prawdę. Ale nie zrobiłem tego z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że cmentarz nie był na to odpowiednim miejscem. A po drugie dlatego, że znienawidziłaby mnie, gdyby się dowiedziała, więc w tym przypadku kłamstwo było lepsze.
    Przez resztę dnia spędzałem większość czasu z rodziną, niż z Ivy. Obawiałem się tego, że będzie chciała wrócić do poprzedniej rozmowy, a ja nie byłem na to gotowy. Nie mogłem tak po prostu jej powiedzieć, że miała siostrę bliźniaczkę. Moi rodzice i Polly to były jedyne osoby, którym to na razie powiedziałem. Oczywiście, że wielokrotnie zastanawiałem się, czy przypadkiem nie odwiedzić rodziców Vicky i nie powiedzieć im o tym. Ale z drugiej strony, po co? To nie oni porzucili swoje dziecko, Ivy w żadnym stopniu nie była spokrewniona z tą rodziną.
    Kiedy wszedłem do sypialni, Ivy akurat wychodziła z łazienki. Odziana jedynie w ręcznik. Kurwa! I jak ja miałem się przy niej powstrzymywać, kiedy tak cholernie mnie kusiła? Ale wiedziałem, że nie mogłem. Nie z powodu zasad pracowniczych, ani tego, że nie chciałem. Po prostu nie mogłem zrobić tego Vicky.
- Wybacz, myślałam, że jesteś jeszcze z rodzicami. - powiedziała speszona. Ile ja bym dał, by zerwać z niej ten ręcznik, rzucić na łóżko i namiętnie się z nią kochać. Wiedziałem to. Totalnie mnie porąbało, bo nie myślałem już o tym, żeby ją zerżnąć, jak wszystkie inne kobiety. Pragnąłem ją kochać. Ugh, to było cholernie popieprzone uczucie.
- Nie szkodzi. - uśmiechnąłem się niemrawo i wszedłem głębiej do pokoju. Moje oczy powędrowały za każdym jej ruchem. Minęła łóżko i podeszła do komody, z której wyciągnęła krótkie szorty i koszulkę na ramiączkach. Jeżeli zamierzała w tym spać, będę musiał się ostro hamować, by jej nie przelecieć. Szatynka odwróciła się do mnie i uważnie mi się przyglądała.
- Coś się stało? Czuję, jakbyś przez cały dzień mnie unikał. - zaczęła. Cholera, jak miałem się teraz z tego wyplątać. Postanowiłem udawać głupka, którym zresztą i tak byłem.
- Wydaje ci się. - powiedziałem obojętnie. Dziewczyna wzruszyła ramionami i wróciła do łazienki. Wyobraziłem sobie, jak zdejmowała z siebie ręcznik. Chciałbym zobaczyć jej nagie ciało, ale wiedziałem, że to niestosowne. Cholernie mnie kusiło sprawdzić, czy aby na pewno zamknęła drzwi, ale powstrzymałem się. Usiadłem nie łóżku, mając nadzieję, że odpędziłbym choć trochę moje myśli od Ivy, ale to nie pomogło, gdy tylko uświadomiłem sobie, że na myśl o mojej sekretarce mój kutas już stał na baczność. Nie mogłem pozwolić na to, by zobaczyła, więc orientując się, że nikogo nie miała na korytarzu, poszedłem do głównej łazienki, w której zamknąłem się na klucz. Odkręciłem wodę, rozebrałem się i wszedłem pod prysznic.
    Moja głowa wciąż była pełna tego, co chciałbym robić z tą słodką i niewinną szatynką. Ale gdy tylko wyobraziłem sobie jej śliczną twarz, wróciły wspomnienia z Vicky. Całkiem nieświadomie zacząłem sobie walić. W San Francisco nie miałem żadnej laski do ruchania. Wszystko, co wydarzyło się w SF, kiedy jeszcze byłem z Vicky, wyrzuciłem i nigdy do tego nie wróciłem. Gdyby tak było, na pewno nie musiałbym teraz się męczyć z robieniem sobie dobrze ręką. Oj, Ivy, co ty ze mną wyprawiasz?

Udawana narzeczona ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz