Part 27

960 65 7
                                    

Catra POV:

Kierowałam się z Adorą do kuchni, gdzie miałyśmy pomagać w pieczeniu ciast oraz przygotowaniu różnych dań. Nadal jeszcze poprawiałam włosy po tym, jak blondynka mi je potargała. Ta dziewczyna bywa taka nieznośna! Ale... to nie oznacza, że przestała mi się podobać.

- Hej, Catra, a tak właściwie to... o której jest ten cały bal? - spytała, zerkając na mnie kątem oka, na co westchnęłam.

- Dziewczyno, skądś ty się urwała ugh... Nie czytasz ogłoszeń? No, ale jak już pytasz... O dwudziestej - odparłam zrezygnowana, otwierając wrota kuchni.

Na wejściu uderzył w nas piękny, intensywnie słodki zapach wanilii, cynamonu i pomarańczy. Zastałyśmy widok kilkudziesięciu ciast oraz babeczek, nie mówiąc o daniach i przekąskach stojących dumnie na specjalnych wózkach gotowych do przetransportowania na salę. Mój wzrok przykuli Rogelio, wyjmujący z pieca kolejne partie słodkości, i Kyle, ociągający się z robieniem mini przekąsek.

- No proszę! Kto raczył się zjawić po trzech godzinach! My tu harujemy, a wy się obijacie. - Lonnie wyszła z zaplecza ogromnie zirytowana, trzymając w dłoniach butelki z alkoholem, które włożyła do koszyka stojącego na najbliższym blacie.

- Pff... haha! Nie mogę! Widziałaś się w lustrze? - Wybuchłam śmiechem, widząc ją w za ciasnym, różowym fartuszku.

- Ta... Nie zesraj się... A teraz bierzcie te wózki i jedźcie z nimi na salę. Zostało nam tylko sześć godzin, więc ruchy! - krzyknęła, a ja i Adora, nadal nieco się śmiejąc, chwyciłyśmy za sprzęt, wyjeżdżając nim z kuchni.

Po paru minutach dotarłyśmy do ogromnej sali balowej, która bez problemu pomieściłaby tysiąc osób. Jedna z grup nakryła już do wieloosobowych, długich stołów, dodatkowo je dekorując.

Podjechałam do stołu i zaczęłam układać na nim zawartość z wózka gastronomicznego. Oczywiście jeździłam do kuchni i z powrotem setki razy, a to, co już nie zmieściło się na stole, wyłożyłam na pojedynczych stolikach stojących tłumnie pod ścianą.

Po kilku godzinach nareszcie skończyłam pracę i nim się zorientowałam było już parę minut po dziewiętnastej. Za oknem było już totalnie ciemno, jednak salę wypełniał jasny blask kryształowych żyrandoli. Całe wnętrze było pięknie ozdobione balonami, dyniami, manekinami, różnymi szablonami i innymi pierdołami. Rozejrzałam się wokół, ale nigdzie nie widziałam Adory.

- Hej, Catra! Już skończyłaś? Ja i Scorpia przed chwilą wprowadziłyśmy ostatnie poprawki w systemie - wrzasnęła Entrapta, niespodziewanie podchodząc mnie ze Scorpią od tyłu, na co instynktownie syknęłam, jeżąc sierść.

- Matko! Przestańcie mnie straszyć! I tak, już skończyłam! W każdym razie... widziałyście gdzieś Adorę? - zapytałam, na co chwilę się zamyśliły.

- Ach, tak! Parę minut temu powiedziała nam, że idzie do pokoju się przebrać. My też już powinnyśmy się szykować, w końcu zostało pół godziny! - odparła Scorpia i zgodnym krokiem pobiegłyśmy do wspólnego pokoju.

Nie minęło nawet pięć minut, jak dostałyśmy się na swoje piętro i wbiłyśmy do pokoju. Każda z nas otwarła własną szafę w poszukiwaniu jakiegoś stosownego ciuchu na wieczór. Błądziłam wzrokiem po garderobie, aż dostrzegłam w niej elegancki, ciemny uniform. Chwyciłam za wieszak i zaczęłam się ubierać. Jasnofioletowa koszula, idealnie komponująca się z ciemno fioletowymi spodniami i garniturem, u którego zwinnie podwinęłam rękawy przed łokcie. Zarzuciłam na szyję czarny krawat, ale nie zamierzałam go wiązać. Tak na marginesie, nienawidzę sukienek, czuję się w nich strasznie niekomfortowo i dziwnie. Już ubrana stanęłam przed lustrem, uważnie się w nim przeglądając.

- Świetnie - rzuciłam zadowolona pod nosem, odwracając się do Scorpii, która właśnie wyszła z łazienki.

- Jak wyglądam? - zagadnęa z lekkim rumieńcem na policzkach, a mi z Entraptą na jej widok opadła szczena. Była ubrana w czarną, długą aż do kostek sukienkę z dużym dekoltem. Jej talię zdobił pas z czerwonych rubinów. Oprócz pomalowanych na czarno ust nie miała mocniejszego makijażu.

- Zajebiście! - krzyknęła Entrapta, która nadal się nie przebrała. Ta szalona dziewczyna zawsze miała wyjebkę na swój wygląd, a jej szafę zawalała sterta tak samo wyglądających ubrań.

- No dobra, dziewczyny, czas się wyszaleć - mruknęłam z uśmieszkiem i wszystkie trzy dumnym krokiem wyszłyśmy z pokoju.

Catradora | Księga I | Adora i żołnierze HordyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz