Part 18

965 68 5
                                    

Deszcz padał coraz mocniej, przez co burza zdawała się nie ustawać, a wręcz nasilać. Osłaniałam Catrę całym swoim ciałem, jak tylko mogłam, aby złapała oddech. Wpatrywałam się ze łzami w oczach w jej piękną, choć pobrudzoną i poranioną twarz. Byłam rozdarta na sercu, a w mojej głowie ciągle odbijało się echo, które szeptało, że zaraz stracę ją na zawszę. Ten właśnie głos sprawił, że zaczęłam przytomnieć i w końcu działać. 

Podniosłam się z ziemi, ubrudzona do pasa błotem i, ostrożnie biorąc dziewczynę pod ramionami, zarzuciłam ją na bark. Uważając, aby się nie przewrócić, z trudem kierowałam się po grząskim od deszczu gruncie do liny, po której zeszłam na dół. Jedną ręką złapałam się liny, drugą trzymałam dla bezpieczeństwa Catrę. Zacisnęłam zęby i całymi swoimi siłami pięłam się ku górze. Zostało mi tak niewiele do końca... Dam radę. Choć rękawice wzbogaciły się o dziury, a moje dłonie o odciski i otarcia, powodując dotkliwy ból, nie zamierzałam się poddać. Gdy uniosłam wzrok, dostrzegłam jasne światło nade mną... Czyżby to już koniec...? 

- Ach... - syknęłam, kiedy moja noga osunęła się i z impetem uderzyła o kamienną ścianę, powodując dwu metrowe zejście w dół. 

- Ała... Cholera... - zaklęłam, podnosząc wzrok na dłoń trzymającą linę. Zaczęła krwawić. 

Mój oddech przyśpieszył. Zamknęłam oczy i, wydając z siebie cholernie głośny okrzyk bojowy, zebrałam w sobie całą swoją moc, by szybkimi ruchami dostać się po sznurze na samą górę. Kiedy tylko odeszłam parę kroków od urwiska, nagle, pod wpływem kontuzji, zachwiałam się i tracąc równowagę upadłam na jedno kolano. 

- AAA! - Ukłucie z kolana przeszyło całe moje ciało, sprawiając mi ogromne cierpienie. 

- Halo, Adora! Zgłoś się! Czy wszystko dobrze? Minęła już godzina od twojego ostatniego raportu, więc zaczęłyśmy się o ciebie niepokoić! Znalazłaś Catrę...? - Usłyszałam głos Entrapty dochodzący z krótkofalówki na mojej piersi. 

- Błagam... Pomóżcie... Nie... Nie daję rady... - wysapałam, zdając raport. 

Moje oczy zalewała woda spływająca mi z włosów. Czułam, że tracę przytomność, ale nie mogłam się teraz poddać... Muszę jeszcze trochę wytrzymać... Muszę wytrzymać do przybycia Entrapty i Scorpii. 

Minęło parę minut, nim usłyszałam szczekanie, a wraz z nim pojawiające się za drzewami światła. Jestem uratowana... Hah... 

- Adora! Boże, Adora! Dlaczego nie wezwałaś nas wcześniej?! - wykrzyknęła Scorpia, podbiegając w moją stronę, by pomóc mi wstać. 

- S... Scorpia... Zajmij się lepiej Catrą... Entrapta... Pomóż mi, proszę, iść... - westchnęłam ostatkami sił. 

Entrapta podeszła do mnie szybkim krokiem, a ja zarzuciłam jej ramię na szyję. Mocno zaciskając oczy i przygryzając zęby, stanęłam na równe nogi, nadal lekko kulejąc. Po tym, jak Scorpia według mojego rozkazu wzięła Catrę na ramiona, cały nasz oddział skierował się wprost do mojego auta. Próbowałam się nie przewrócić, patrząc pod nogi, ale im dłużej szłyśmy, tym obraz przed moimi oczami zaczynał się coraz bardziej rozmazywać. Nim się zorientowałam, byłyśmy już przed samochodem. 

- Słuchajcie mnie teraz uważnie... Scorpia... Wyjmij z bagażnika koc i okryj nim Catrę... Entrapta... Wiem, że to może być dla ciebie szalony pomysł z mojej strony, ale nie widzę innego wyjścia... Musisz poprowadzić moje auto i zawieść nas do najbliższego szpitala... Czy... Czy to zrozumiałe...? - wymamrotałam do pozostałej dwójki. 

- Tak jest! - odparły z entuzjazmem.   

Scorpia okryła Catrę kocem, a Entrapta usiadła za kierownicą i odpaliła pojazd. Podając moje nagranie głosowe, złamała hasło i ruszyła w stronę szpitala. Ma zaledwie siedemnaście lat i jest najmłodsza z naszej drużyny, ale swoimi technologicznymi możliwościami przerasta nas wszystkie, więc ufam jej najbardziej na świecie. Na pewno dowiezie nas bezpiecznie na miejsce... Na pewno... Ta myśl towarzyszyła mi do czasu, aż obraz przed moimi powieki stał się całkowicie czarny. 

Catradora | Księga I | Adora i żołnierze HordyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz