~ dwa dni od porwania ~
Pov. Serbia
Wiem, że Czechy jest u Albanii. Po prostu to wiem. Nie odpuszczę mu tak łatwo.
Teraz zobaczycie, że nie warto ze mną zadzierać. Ruszyłem do jego domu i ponownie zacząłem walić w drzwi- czego?! - otworzył mi drzwi
- wypuść Czecha już! - krzyknąłem
- mówiłem, że go tu nie ma! Zaraz zadzwonię na policję
- blefujesz, a wiesz skąd to wiem? Bo jesteś na to zbyt sprytny. Wiesz, że gliny tu przyjadą , a ja coś powiem o narkotykach lub broni odrazu będą chcieli przeszukać dom. Nie narażałbyś się na takie niebezpieczeństwo zwłaszcza, że masz sporo klientów prawda? Po drugie i tak już jesteś na bakier z prawem. Po co ci kolejne kłopoty co? Porwanie to poważna sprawa - zakończyłem swój wywód
- skąd wiesz, że wszystko trzymam w domu?
- nawet jeśli nie to i tak by cię zamknęli
- nie wejdziesz tu - popatrzył na mnie groźnie myśląc chyba, że się wystrasze.
- słuchaj ja nie mam czasu na twoje wymysły! - przepchnąłem go o wszedłem do środka. Jedną z opcji jest to, że zamknął go w piwnicy. Tam się też udałem znalazłem klucze do drzwi od piwnicy. Otworzyłem je i to co zobaczyłem - matko... - to jedyne co mogłem z siebie wydusić.
Czechy był cały pobity i zakrwawiona. Widać, że Albania nie próżnował. Zacząłem Odwiązywać Czecha. Nie wierze, że Albania posunął się aż tak daleko. Wziąłem chłopaka na ręce i myślałem jak cholera zwiać. - poczekaj momencik - ostrożnie odłożyłem Czecha. Zamknąłem drzwi od środka na klucz aby ,Albania nie wszedł .
Jestem kurwa inteligenty sam zamknąłem się w piwnicy wroga zajebiscie. Zacząłem się rozglądać i zauważyłem okno. Za duże to ono nie jest ale myślę, że nie będzie dużego problemu. Myślę, że może się to udać. Poszedłem otworzyć to okno. Podszedłem do Czecha i ponownie wziąłem go na ręce. Ledwo kontaktował ,a więc liczył się czas. Pomogłem mu wyjść. Kiedy był już na zewnątrz to ja również Wyszedłem. Znowu go wziąłem i zacząłem jak Najszybciej biec do szpitala który był nieopodal. Chociaż tyle dobrego. Lekarze poinformowali jego mamę, a ja czekałem ma korytarzu aż skończą i będzie można z nim porozmawiać.Pov. Czechosłowacja
Dowiedziałam się, że Czechy jest w szpitalu. Zmartwiłam się niemiłosiernie i natychmiast tam ruszyłam. Słowacja oczywiście jechała ze mną. Na miejscu wyszłyśmy z auta i pognałyśmy do recepcji - dzień dobry. Szukamy Republiki Czeskiej to mój syn trafił tu dzisiaj...
- aktualnie lekarze się nim zajmują i Opatrują. Będzie można do niego wejść później
- dobrze rozumiem, ale nic poważnego się nie stało?
- nie wiem proszę panią. Lekarz wszystko pani powie, a teraz proszę usiąść - zrobiłam jak nakazała. Usiadłam na krześle i wzięłam torebkę na kolana. Ręce mi drżały nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Mam nadzieję, że nic poważnego mu się nie stało. Po chwili poczułam ciepłą rękę na mojej.
- nie martw się mamo. Napewno jest wszystko dobrze - spojrzała na mnie Słowacja, a ja na nią
- wiem ja tylko... - westchnęłam - i tak się martwię Słowacjo. Nawet nie wiem co mu się stało, a to istotne...
- może Serbia wie?
- to znaczy?
- No siedzi tam - wskazała na chłopaka w wieku mojego syna - może on coś wie o zdrowiu Czecha?
- może masz rację... Mogłabyś z nim porozmawiać? Ja w tym czasie poczekam na lekarza
- dobrze - moja córka wstała i poszła do przyjaciela Czecha. Rozglądałam się za jakimś lekarzem ale nic. Po czasie moja córka wróciła
- i co? Wie coś może?
- nie. Niestety nie chcieli mu nic powiedzieć bo nie jest z rodziny. Dowiedziałam się jednak, że to on uratował Czecha...×××××××××××××××××××××××××××××××××××××××××
Coraz bliżej końca książki :3
Słów : 579