kolega od imprez (Wyatt Oleff) [ZAKOŃCZONE]

Rozdział 11

Dzieliły nas może 3-4 centymetry niemal nasze oddechy łączyły się w jedną całość. Patrzyliśmy przez chwilę sobie głęboko w oczy po czym... Tak dokładnie. Obudziłam się, znowu. Tylko tym razem widziałam więcej niż wcześniej. Miał prazowe włosy i padał deszcz. W sumie tylko tyle zapamiętałam. Po chwilowych namysłach szybko wstałam i się ubrałam. Zeszłam na dół i zobaczyłam Beata siedzącego na kanapie. Obok była... Mama? Co ona tu robi? Przecież ona tylko pracuje i ma nas w dupie. Powiedziała żebym usiadła bo musimy porozmawiać. Usiadłam nie pewnie po czym mama oznajmiła- wyjeżdżam na delegacje i nie będzie mnie przez dwa tygodnie. W sumie czego mogłam się spodziewać. Zresztą zawsze jej nie ma więc te dwa tygodnie różnicy nie zrobią. Wstałam i bez słowa wyszłam z domu. Po drodze zapaliłam papierosa (czyt: całą paczkę) i nawet nie poczekałam na Julkę. Byłam tak wkurwiona na matkę. Ona wogole się nami nie interesuje. Tylko praca i praca. Szłam i nie zwracałem na nic uwagi. Papierosy leciały jeden po drugim na ulicę. Po jakis 20 minutach byłam w szkole. Stanęłam pod budynkiem i poczekałam chwilę na Julkę bo chciałam ja przeprosić za to, że byłam wkurzona na nią pomimo tego że nic złego nie zrobiła. Po paru minutach była już pod szkołą. Przeprosiłam ją i na szczęście mi wybaczyła. Po chwili chodzenia po szkole z jula zobaczyłam jakiś tłum. Przepychała się przez wszystkich żeby zobaczyć o co chodzi. Gdy byłam na przodzie zobaczyłam tą sucz. Gadała coś o tym że zaprasza wszystkich ponownie na imprezę. Poprzepychalam się spowrotem do Julki żeby ją poinformować o imprezie u Martyny. Julka odpowiedzala tylko- idziemy!
Wiedzalam, że będzie chciała iść no ale jak ona idzie na imprezę to ja też muszę. No bo w sumie wiadomo co ostatnio się stało. (jeżyk xd) W sumie tak patrzac na logikę to ja jestem jeżykiem. Papierosy bo palę, a gówno bo sumie nim jestem.

Nie wiem co napisać więc (320 słów) 💜🦔