Z omdlenia wybudziło mnie szarpnięcie za rękaw. Obejrzałam się wokół siebie, zdałam sobie sprawę z tego, gdzie jestem. Ciężarówka, w której byłam ja i jeszcze kilka osób podskakiwała i szarpała na dziurach i kamieniach, na które nieustannie najeżdżała. W środku pojazdu było ciemno, jedynym źródłem światła były małe szparki w niektórych miejscach, dzięki którym zobaczyć mogłam, że siedzi obok mnie chłopak i szturcha mnie w ramię. Spojrzałam na chłopaka, a ten tylko się uśmiechnął. Nie do końca pamiętałam to, co stało się wcześniej. Miałam nadal ciężkie powieki, a mój nos zdawał się krwawić.
"Przepraszam, wiesz może co się stało? I jak się tu znaleźliśmy? I gdzie jedziemy?" - zapytałam nieśmiało osobnika, który siedział obok mnie.
"No..." - westchnął jakby
bezradnie - "byliśmy na ulicy, była łapanka. Przez przypadek zauważyli Cię Niemcy, kiedy ulice były już puste, więc dołączyłaś do nas, pod mur." - mówił niespokojnie.
"I co dalej? Wybacz, ale zapomniałam wszystko..." - czułam się lekko zakłopotana.
"No dobrze, nie szkodzi" - Oznajmił.
"Później oddzielili nas od innych, którzy prawdopodobnie zostali rozstrzelani" - ciągnął dalej
"I tak się nieszczęśliwie złożyło, że jeden z Niemców chwycił Cię, tak jakbyś miała być jakimś specjalnym towarem." - zawiesił się na krótki moment - "zaczęłaś się z nim szarpać. Oberwałaś, puściła Ci się krew z nosa. Później oberwałaś jeszcze kilka razy, jeśli nie kilkanaście. Tak Cię skopał, że straciłaś przytomność." - znów przerwał. - "zaraz po tym przyjechał wóz, ten w którym jesteśmy teraz. Wszyscy mieli wejść do środka, bo skończylibyśmy jak Ci pechowcy pod ścianą. Widziałem to, co zrobił Ci ten Niemiec, ale wiedziałem, że masz szansę przeżyć. Dlatego też, dźwignąłem Cię i pomogłem wejść do wozu, bo byłaś prawie wcale nieprzytomna. " - zakończył swoją wypowiedź i westchnął.
"Dzięki, może jeszcze chwilę pożyjemy..." - Spojrzałam na chłopaka i szeroko się uśmiechnęłam.
"Damy radę."
"Będzie dobrze, mówię Ci." - dodał.
Ja zaczęłam tracić już resztki mojej nadziei na przeżycie. Wiozą nas do obozu, albo na rozstrzelanie gdzieś do lasu. To się nie skończy dobrze.
"A powiesz mi jak masz na imię? Fajnie byłoby się kiedyś spotkać w normalnych warunkach, a nie więźniarce." - Spytał mnie chłopak, wyglądał na dość szczęśliwego, co w takiej sytuacji jak nasza obecna było conajmniej niespotykane.
"Posłuchaj, nie wiem czy to dobry pomysł wymieniać się teraz nazwiskami, przecież to tak jakbyśmy poprostu się przedstawili tym Niemcom..." - wydukałam.
"Racja" - odpowiedział.
Samochód nagle się zatrzymał. Dobrze wiedziałam, że oznacza to, że dotarliśmy już na miejsce. Byłam przerażona tym, co może się za chwilę stać, co spowodowało, że łzy zaczęły cisnąć mi się na oczy.
Mimo tego, że samochód stał w miejscu, nie było słychać kroków i krzyków żadnego z żołnierzy, zamiast nich, po chwili, dobrze słyszalne były strzały. Byłam jeszcze bardziej przerażona. Usłyszałam wybuch, a zaraz po tym jęk umierającego.
Sekundy po tym otwarły się drzwi ciężarówki. Otworzył je niezbyt wysoki, jasnowłosy chłopak.
"Wysiadajcie, jesteście wolni!" - po tych słowach ludzie szybko i radośnie zaczęli opuszczać wóz.
Chłopak, który wcześniej mi pomógł, podszedł teraz do tego, który otworzył wóz.
"Mamy ranną, pomożecie
jej?" - zapytał
"Jasne" - Odparł wskakując na pokład ciężarówki, po czym zbliżył się do mnie i podniósł do góry, aby bezpiecznie wyciągnąć mnie z auta.
Powoli i ostrożnie się przesuwał.
"Dasz radę?" - Zapytał stawiając mnie niedaleko krawędzi ciężarówki.
Nogi bolały mnie niemiłosiernie, bolały mnie na tyle, że samodzielne postawienie kilku kroków było dla mnie raczej problematyczne.
"N-nie wiem. Chyba nie." - Odparłam niepewnie.
"No dobrze, pomogę Ci w takim razie." - oznajmił blondyn sadzając mnie na brzegu, aby później zeskoczyć z ciężarówki.
Obrócił się do mnie przodem i zdjął mnie ostrożne z progu.
"Alek! Chodź tu!" - zawołał kogoś.
Po chwili podbiegł do nas bardzo wysoki chłopak.
"Jestem, jestem. Cóż się stało?" - zapytał spoglądając raz na mnie, a raz na swojego kolegę.
"Jest jedna ciężko ranna, co z nią?" - zapytał.
"O takie rzeczy lepiej pytaj Zośkę, ale ja poradziłbym Ci odprowadzić ją do domu i pomóc jej trochę." - Oznajmił Alek mrugając jednym okiem do przyjaciela.
"Chyba powinienem się chociaż przedstawić. Mówią na mnie Rudy." - powiedział chłopak dalej niosąc mnie na rękach.
"Fajnie. Ja jestem Oliwia." - spojrzałam się na Rudego, który uśmiechał się bardzo szeroko.
"Bardzo ładne imię. Pójdę z Tobą do domu, ale będziesz musiała mi powiedzieć gdzie." - Uśmiech nie schodził mu z twarzy.
"Dobrze, będę mówić Ci gdzie iść i skręcać."
Podczas naszej krótkiej drogi troszkę pożartowaliśmy, było przyjemnie.
"To tu." - oznajmiłam próbując stanąć na właśne nogi.
"Nie, przestań. Wniosę Cię." - Oburzył się Rudy.
"Dam przecież radę, nie martw się już." - Odparłam.
"Mówiłem, że Cię wniosę, więc Cię wniosę." - Powiedział stanowczo i wszedł do środka budynku.
"Które piętro?"
"Trzecie. Drzwi po prawej."
Nie byłam pewna czy chłopak nie jest Niemcem. Mówił po polsku i chciał mi pomóc, tylko dlatego mu zaufałam.
"Chyba teraz powinnaś otworzyć drzwi." - Postawił mnie na ziemi, mimo to podpierałam się o jego ramię.
Otwarłam drzwi i wpusciłam chłopaka do środka.
Nie ściągając butów udałam się do kuchni. Przemierzyłam samodzielnie trzy kroki, po czym poczułam jak upadam. Już wydawało mi się, że leżę na ziemi, lecz poczułam czyjeś ręce łapiące mnie w talii chamując mój upadek.
"Dziewczyno, oszalałaś? Przecież Ci pomogę!" - Powiedział Rudy obejmując mnie w pasie.
"Teraz idź powoli, żebyś sobie nie zrobiła krzywdy." - Powiedział spokojnym głosem.
Kiedy nareszcie znalazłam się w kuchni, wyjęłam z szafki dwa kubki i zrobiłam herbatę.
"Trzymaj." - Podałam Rudemu kubek z ciepłym napojem.
"Dziękuję." - Wziął łyka - "bardzo dobra".
Odstawił swój kubek na kuchenny stół, a mi pomógł przejść do salonu, gdzie stała mała sofa. Wrócił się po nasze herbaty i postawił je na malutkim kawowym stoliku. Obok mnie leżała moja gitara, chwyciłam ją i zagrałam krótką melodię, którą kiedyś sama ułożyłam.
"ślicznie grasz." - skomplementował mnie Rudy.
CZYTASZ
Łapanka... || Kamienie Na Szaniec || Jan Bytnar "Rudy"
FanfictionProblemy zwyczajnej kobiety podczas wojny powodują, że przestaje wierzyć w to, że może stać się coś dobrego. Na jej drodze pojawia się coś, a raczej ktoś, kto nada na nowo wszystkiemu sens. Opowieść zakończona, przynajmniej na ten moment. Autorka ok...