16

1.1K 43 8
                                    

Kostucha P. O. V.

Wczorajsza sytuacja w lesie była bardzo...
Nie wiem jak to określić, ale wydaje mi się, że dobrze opiszę to używając słowa "niespodziewana". Była niespodziewana przynajmniej w tamtym momencie, tamtej sytuacji i tamtym miejscu.
Po incydencie sprzed kilku dni, tym kiedy Janek dał mi do zrozumienia, że w jego odczuciu nie jestem tylko "przyjaciółką", trochę myślałam nad tym, czy może dojść do takiego scenariusza. Myślałam, myślałam, ale nic nie wymyśliłam. Wiedziałam tylko, że czuję się w stosunku do niego raczej tak samo.
Jedyne, czego nie przewidziałam to to, że Janek postanowi wziąć sprawę w swoje ręce akurat po tej akcji.
Może to i dobrze, że tak postąpił. Po co mielibyśmy z tym zwlekać przez niewiadomo ile czasu, jeżeli doskonale wiedzieliśmy czego chcemy.
Całkiem cieszy mnie fakt, że sam Janek Bytnar zapytał mnie o to czy zostanę jego dziewczyną i, że doszło to do skutku.
Na samą myśl o tym, co się stało w lesie, wybuchały we mnie wulkany ekscytacji.
"Oliwka, zjesz coś?" - z zamyślenia wyrwał mnie Rudy, który chyba właśnie skończył gotować.
"Ja? Chętnie." - Uśmiechnęłam się szeroko.
"No, to chodź, w takim razie." - Rzucił wesoło, na chwilę pojawiając się w progu mojego pokoju.
Usłyszawszy kucharza, wstałam z krzesła, na którym siedziałam i ruszyłam do salonu, aby usiąść przy stole razem z Rudym i zjeść zupę, którą przygotował.
"Myślę, że będzie Ci sma --" - nie dałam mu dokończyć.
"Przepyszne. Co to za zupa?" - Spojrzałam się na chłopaka.
"Pokrzywowa! Wiem, że zupa pokrzywowa może nie brzmieć smacznie, a wręcz może nawet odrzucać, ale wbrew pozorom jest całkiem dobra." - Oznajmił, pochłaniając łyk zupy.
"Nigdy nie wpadłabym na to, że można ugotować zupę z pokrzyw." - zaśmiałam się.
"Pamiętam, że kiedy byłem mały, razem z kilkoma kolegami z podwórka lubiliśmy rozdeptywać pokrzywy i czasami uderzać w nie patykami, bo wierzyliśmy, że dzięki nam, te roślinki przestaną zagrażać ludzkości." - wspominał Bytnar.
"A wiesz? Robiłam podobnie. Tylko, że w moim przypadku zawsze ciągnięto mnie do piaskownicy, do zabawy z dziewczynkami, które tylko w kółko klepały babki. Nie wiem czemu, ale jako dziecko, zawsze raczej ciągnęło mnie do tych zabaw, w które bawili się chłopcy." - opowiadałam.
"Ciekawa sprawa. Ja, kiedy wyrosłem już z bawienia się w unicestwianie pokrzyw, zajmowałem się Duśką. Później samo wyszło, że klepanie babek okazało się nie być takim nieprzyjemnym jak mi się wydawało." - Ciągnął dalej śmiejąc się przy tym.
"Mnie też później przekonali rodzice, kiedy powiedzieli mi, że w kuchni też się klepie babkę, po upieczeniu ciasta."
"Od małego uwielbiałam patrzeć jak babcia piecze ciasto i jej w tym pomagać, to chyba było moje ulubione zajęcie." - Dodałam po chwili.
Babcia, bardzo dawno już jej nie widziałam. Nie wiem nawet czy żyje. Pamiętam, że widziałyśmy się poraz ostatni kiedy miałam około ośmiu, może dziesięciu lat, a teraz mam lat dwadzieścia.
"Wszystko w porządku?" - Rudy wesoło pomachał mi ręką przed oczami widząc, że jestem zamyślona i gapię się ciągle w jeden punkt na ścianie.
"Tak, wszystko w porządku." - Oznajmiłam, jednak od środka drążyło mnie pytanie
"co się stało z moją babcią?"
Babcia była moją najlepszą przyjaciółką, zawsze mnie wspierała i mogłam na nią liczyć. Mimo wszystko nie mogłam teraz zacząć jej szukać, bo to trochę zbyt duże ryzyko, jednak pozostaje mi tylko liczyć na to, że babci nic się nie stało i ma się dobrze, aby udało mi się później jakoś nawiązać z nią kontakt.
"Jesteś całkowicie pewna?" - dopytywał.
"Całkowicie. Na całe dwieście dziesięć procent." - uśmiechnęłam się wstając od stołu. Janek wstał razem ze mną i mnie objął. Staliśmy w uścisku przez moment.
"Będzie dobrze, wiesz?" - Janek mnie pocieszał.
"Mam taką nadzieję." - wydusiłam wtulając się w jego klatkę piersiową.
Nagle zadzwonił telefon, który stał na małym stoliczku w rogu pokoju, po przeciwnej stronie gramofonu.
"Ja odbiorę." - oznajmił udając się w stronę dzwoniącego urządzenia.
"Halo?" - zaczął.
"Czeeść." - przywitał się pogodnie.
"Mhm." - przytaknął.
Później na krótką chwilę nastała cisza.
"No, myślę, że tak."
"A o której?" - pytał.
"Świetnie. A gdzie?" - dopytywał.
"Brzmi interesująco." - zaśmiał się.
"Peewnie. Do zobaczenia." - pożegnał się z szerokim uśmiechem na twarzy.
"Idziemy na piknik!" - ucieszył się.
"To świetnie."
"Idź się już przebierz, za niedługo wychodzimy." - poganiał.
"No dobrze, dobrze." - Śmiałam się.
Otwarłam szafę i wybrałam ciemną, czarną sukienkę. Przylegającą, luźną lekko przy dole, ze sztywnego materiału i z paskiem wiązanym w pasie i kieszonkami na zatrzaski na przodzie.
Włożyłam ubranie na siebie, a do pokoju wparował Rudy.
"Gotowa?" - uchylił drzwi.
"Oo, wyglądasz prześlicznie." - mówił lekko obniżonym głosem podchodząc do mnie, a ja mimowolnie, lekko się zarumieniłam na twarzy.
"Wychodzimy?" - Zapytał.
"Daj mi się jeszcze troszkę umalować, dobrze?" - Dodałam.
"Ach, przecież się nie musisz malować. Już wyglądasz cudnie, więc po co miałabyś się malować?" - uznał wyciągając mnie z pokoju.
Włożyliśmy buty i wyszliśmy.
"A gdzie my idziemy, tak właściwie?" - Pytałam.
"Zobaczysz." - Uśmiechnął się chwytając moją dłoń w swoją i ściskając ją delikatnie.
Szliśmy po mieście, mijaliśmy wielu ludzi, każdy wyglądał na raczej wesołego.
"Przyjemnie dzisiaj, prawda?" - spojrzałam się na chłopaka.
"Bardzo, oj bardzo." - puścił uśmiech w moją stronę.
Chwilę później szliśmy ścieżką po parku.
"Bardzo przyjemnie, bo z Tobą, kochana moja." - cmoknął mnie w policzek.
Widzieli nas Alek, Basia, Hala i Zośka.
Kiedy podeszliśmy bliżej do naszych przyjaciół, wszyscy mieli uśmiechy ogromne jak banany na twarzy.
"Widzieliście to? Nasza Oliwka ma chłopaka!" - wykrzyknął Alek zachwycony.
"Nie nasza, tylko moja." - oburzył się Rudy.
Zośka widząc tą scenkę tylko zaśmiał się pod nosem.
Usiedliśmy na kocu, zaraz obok nich.
Alek wyjął jabłko z dużego, wiklinowego kosza i zaczął je jeść. Zośka w tym czasie szkicował coś w swoim notesie, a Hala bacznie się mu przyglądała. Basia w tym czasie zagłębiła się w rozmowie z Alkiem.
W ich towarzystwie siedziało się bardzo dobrze nawet wtedy, kiedy każdy był zajęty czymś innym.
Rudy przyciągnął mnie blisko do siebie, tak, że siedziałam przed nim, a on obejmował mnie ramionami w talii, głowę opierając na moim ramieniu.
"Muszę coś Ci powiedzieć. Taką ciekawostkę." - szepnął.
"Mów, w takim razie." - odpowiedziałam bardzo cicho.
"Kocham Cię." - powiedział po cichu do mojego ucha.
"Ja Ciebie też." - odpowiedziałam.
Przysunęłam do siebie koszyk i wyjęłam z niego kolejne jabłko.
"Masz ochotę?" - zapytałam Janka unosząc owoc lekko w górę.
"Jasne, że tak." - chwycił je w rękę i ugryzł.
"Ej, Rudy, Mam takie pytanko." - Oznajmił Alek z szelmowskim uśmiechem na twarzy.
"Pytaj więc." - Odpowiedział.
"Jeśli wy teraz jesteście razem, to czy ze względu na wasze dość podobne cechy wyglądu, mógłbym teraz na Kostuchę wołać "Ruda"?"- spojrzał się na nas.
"Dobre pytanie. Myślę, że chyba tak." - Bytnar spojrzał się na mnie.
"Ja nie mam nic przeciwko." - Zaśmiałam się.

Łapanka... || Kamienie Na Szaniec || Jan Bytnar "Rudy" Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz