9

1.4K 58 6
                                    

"Alek? To wracasz z nami czy zostajesz tu jeszcze?" - Zapytał Rudy stojąc w progu kuchni ze swoją torbą w ręku.
"Wracam z wami, dajże mi no jeszcze chwilę." - Odparł Alek odwracając się spowrotem do Basi.
"W porządku" - Janek wyszedł z kuchni, aby iść usiąść na kanapę w salonie.
Ja w tym czasie czesałam włosy w łazience. Były bardzo niesforne, dlatego też walczyłam z nimi przez ponad dwadzieścia minut.
Gdy wreszcie się z nimi uporałam, oczyściłam szczotkę z pojedynczych włosów, które pozostawiłam na szczotce. Spięłam włosy w luźnego koka z tyłu, a kilka, nieusłuchanych jak zwykle, pasemek plątało się luźno po mojej twarzy.
Spiąwszy włosy, wyszłam z toalety i udałam się do salonu, gdzie po jednej stronie kanapy siedział Rudy, a po drugiej Zośka. Zośka jak zwykle był w swoim świecie, zamyślony.
Rudy patrzył przez okno jednocześnie chyba nucąc coś pod nosem.
Usiadłam obok Janka, a ten puścił w moją stronę uśmiech i spowrotem spojrzał się za okno, jakby wypatrując czegoś w oddali.
"Coś tam jest? Czemu się tam tak patrzysz?" - Byłam diabelsko ciekawa, co przykuwa tak mocno uwagę chłopaka.
"Tak, chyba ktoś tam jest." - wskazał palcem.
Po drugiej stronie dróżki, przy której leżała chatka Basi, był las.
W tymże właśnie lesie, między drzewami, za krzakami stał dość pokaźny pojazd. Chyba ciężarówka.
Sam widok samochodu przyprawiał mnie o ciarki, powodował, że przypominała mi się sytuacja z przedwczoraj, w końcu podobną ciężarówką przejeżdżali w lesie Niemcy.
Miałam tylko nadzieję, że to nie ta sama ciężarówka, która była to tamtej nocy.
"To chyba nie... -" - chciałam skończyć, lecz przerwał mi Rudy.
"Nie wiem, to może być ta sama." - Odparł.
"Może lepiej na wszelki wypadek się ewakuować? Albo schować?" - Zapytałam.
"Trzeba pogadać z Zośką, on będzie wiedział najlepiej." - Odpowiedział chłopak.
"Zośka, chodź tu na chwilę." - Zawołałam Zawadzkiego.
"Widzisz to auto? O tam?" - wskazał palcem Rudy.
"No widzę, co z nim?" - Zapytał Zośka.
"W takim samym jechało kilku szkopów wczoraj w lesie." - Oznajmił Bytnar.
"Mam rozumieć, że podejrzewasz iż to ich samochód, a oni gdzieś się mogą czaić, tak?" - upewnił się Tadeusz, a Rudy przytaknął.
"Czyli trzeba coś wymyślić, żeby było bezpiecznie. Najlepiej by było gdybyśmy  chyba szybko stąd uciekli. Im szybciej tym Lepiej." - Oznajmił dowódca.
"Idę zapytać o coś Basi i powiedzieć Alkowi. Wy w tym czasie zapakujcie najważniejsze rzeczy, ale nie bierzcie wszystkiego." - Dodał po chwili.
Wraz z Rudym udałam się po kolei do wszystkich pokojów, w których swoje rzeczy trzymali nasi towarzysze i zabraliśmy z ich toreb to, co mogłoby się nam przydać.
"Słuchajcie więc. Zrobimy tak -" - przerwał Zośka oczekując aż wszyscy powrócą do salonu, gdzie sam się znajdował.
Wzięłam jedną torbę, którą wypełniliśmy po brzegi i udałam się do salonu.
Alek, Hala i Basia już tam byli.
"Wyjdziemy tyłem. Tam za domkiem jest mały pasek, którym postaramy się po cichu dostać do stacji kolejowej, po czym wsiąść w pociąg i wrócić do Warszawy. Taki jest plan ucieczki. " - Opowiedział chwytając ode mnie torbę, którą przed chwilą ze sobą przywlokłam.
"A, no i idziemy parami, tak w razie gdyby coś się stało." - Dodał, a po chwili stał już obok Hali, a Alek obok Basi. Byłam więc w parze z Jankiem.
"Najniźsi idą przodem" - zażartował Alek.
"Mogą iść w środku, bo przodem idę ja, szanowny Aleksie." - Odparł Zośka.
"No wiem, żartuję przecież." - Odpowiedział.
Takim oto sposobem ja i Janek szliśmy za Zośką i Halą, a przed Basią i Alkiem.
Wędrowaliśmy w totalnej ciszy, słychać pewnie było tylko szelest krzewów, między którymi się przemieszczaliśmy, po wyjściu
Tylnymi drzwiami domu.
Rudy pomógł mi przeskoczyć płot, po czym sam się na niego wspiął i zeskoczył.
Szliśmy dalej prosto przez mały las.
Kiedy oddaliliśmy się od domku dość znacznie, usłyszeliśmy strzały w oddali i wybuch, co mogło znaczyć tylko, że ciężarówka stojąca w lesie należała do Gestapo.
"Basiu, wszystko będzie w porządku. Nie płacz, proszę." - Alek uspokajał Basię, która zaczęła płakać, prawdopodobnie usłyszawszy wybuch.
"Basieńko moja, ważne, że nam się nic nie stało. Nie przejmuj się." - chłopak nadal próbował złagodzić sytuację.
Chwilę później Basia była już odrobinę spokojniejsza, lecz nadal widać było po niej, że nie czuła się najlepiej.
W tej sytuacji wiodły u mnie prym zmartwienie i przerażenie, jednak mimo to,
W środku cieszyłam się, że w porę uciekliśmy i nic się nam nie stało.
Zośka nadal patrzał na wszystko opanowanym i zimnym spojrzeniem, co bardzo mnie zadziwiało. Zawsze w takich sytuacjach panikowałam, bałam się i denerwowałam, a on był nieugięty i trzymał się twardo swojej postawy.
Wyszliśmy z zalesionego obszaru, a ku naszym oczom ukazała się stacja kolejowa, która była naszym celem.
Wbiegliśmy na peron, po chwili nadjechał pociąg. Obejrzeliśmy się po sobie, aby upewnić się, że jesteśmy wszyscy razem.
Po chwili zorientowaliśmy się, że brakowało Tadeusza. Zakłopotany Rudy chciał zacząć szukać po całej stacji, lecz zatrzymał go Glizda, który wskoczył na podwyższenie aby wypatrzeć Kotwickiego.
"Spokojna głowa, już tu idzie." - Oznajmił zeskakując ze stopnia.
Moment później Zawadzki faktycznie wrócił.
"Gdzieś ty poszedł, co?" - Zapytał Rudy z lekkim wyrzutem.
"Po bilety! Przecież jeśli pojechalibyśmy na gapę, a nuż konduktor wszedłby do naszego przedziału i zaczął sprawdzać bilety to już po nas." - Odpowiedział.
"Dobra, przestańcie się wykłócać i chodźcie bo nam zaraz odjedzie." - Maciek wskazał na pociąg i pociągnął nas do środka. Weszliśmy do prawie pustego przedziału, Zośka i Hala zajęli miejsca na przodzie, Alek wraz z Basią poszli na tył, obie pary z lewej strony wagonu, a ja z Rudym usiedliśmy mniej więcej w połowie przedziału, w rzędzie pod oknem z prawej strony.
Siedzieliśmy moment w ciszy, którą zaraz przerwał Zośka podchodzący do nas i podający dwa bilety.
Około godzinę później byliśmy spowrotem w Warszawie, do rozpoczęcia się godziny policyjnej pozostało zaledwie dwadzieścia minut.
"Do zobaczenia!" - krzyknął Rudy do Alka i Zośki na pożegnanie, musieliśmy biec do domu, bo droga wcale nie była krótka, a godzina dwudziesta druga tuż tuż.
Koszmarnie przeszkadzało mi to, że byłam w sukience, bo biegnąc w niej czułam się conajmniej niekomfortowo.
"Ach! Mówiłam Ci, że ja i sukienka to nie jest dobre połączenie" - rzuciłam.
"Oj, no nie marudź już, tylko biegnij, bo nie zdążymy, a wtedy to poza marudzeniem nic nam nie zostanie." - Odparł Bytnar chwytając mnie za rękę, aby móc mnie za sobą pociągnąć.
Biegliśmy nieustannie przez prawie dwadzieścia minut, a gdy na horyzoncie pojawiło się wejście do kamienicy, zaczęłam zmniejszać tempo biegu.
"Nie zwalniaj, już prawie jesteśmy." - Blondyn przyspieszył.
Jakim cudem on jeszcze jest w stanie mówić?
Wbiegliśmy na klatkę schodową.
"Jeszcze tylko schody, dasz radę." - Powiedział.
Moment później staliśmy już pod drzwiami mieszkania, a Janek szukał w kieszeniach spodni klucza. W pewnym momencie byłam skłonna myśleć, że go zgubił, lecz na nasze szczęście szybko go znalazł.
Weszliśmy do środka, drzwi się zatrzasnęły, a po tym zostały zamknięte na klucz.
Oparłam się plecami o ścianę i zjechałam w dół, aby znaleźć się w pozycji siedzącej, skrzyżować ramiona i ukryć w nich głowę.
Janek kucnął przede mną próbując zachęcić mnie abym wstała, chwycił moje dłonie i wstał, co spowodowało, że ja też wstałam. Pociągnął mnie na sofę do salonu, gdzie siadł obok mnie.
"Damy sobie radę, jesteśmy cali i zdrowi. Nie smuć się, bo bardzo tego nie lubię." - Powiedział trzymając moja twarz w swoich dłoniach i przecierając kciukami łzy z moich policzków.
"Jesteś dzielna, będzie dobrze." - Dodał, a jego intensywnie niebieskie tęczówki wpatrywały się w moje.
"Nie martwi Cię ta sytuacja? Nie myślisz czasami o tym, że kolejnego dnia możesz się już nie obudzić, bo w progu zjawią się Niemcy?" - Pytałam.
"Przecież gdyby nie ty, mnie by już tutaj dziś nie było." - Dodałam cicho, lecz chłopak nie zdawał się zwracać uwagi na te słowa.
"Każdy się martwi, każdy, Oliwka. Ale kiedy mam przy sobie bliskie mi osoby, wolę spędzać czas na uciesze z wszystkich tych dobrych chwil, które z nimi przeżywam." - Oznajmił, a ja przytuliłam się do niego. W jego objęciach czułam się całkowicie bezpieczna.
Dawno nie przeżyłam dwóch aż tak stresujących dni...

Łapanka... || Kamienie Na Szaniec || Jan Bytnar "Rudy" Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz