Siedziałam przy swoim biurku i szkicowałam w swoim notesie. Odkąd nie mam gitary, zajęłam się rysowaniem. Idzie mi to jak krew z nosa, ale przynajmniej mam jakiekolwiek zajęcie. Tym razem zajęłam się rysowaniem czegoś podobnego do stawu, a wokół niego różnych roślin, kaczek i łabędzi. Nie miałam bladego pojęcia o rysowaniu, toteż robiłam to dość nieudolnie, a efekty były conajmniej niezadowalające, ewentualnie wyglądały jakby rysowało to dziesięcioletnie dziecko. Nie obrażając dziesięciolatków, oczywiście. Nie zważając na to, czy tym razem praca mi wyjdzie, czy nie, kreśliłam nadal na kartce linie, jedne proste, jedne krzywe, a trzecie były ledwo widoczne, przez co nie do końca umiałam później rozróżnić jedną, konkretną wśród całej reszty.
"Co rysujesz?" - Janek oparł się jedną ręką o moje ramię, a drugą o blat biurka.
"Takie jeziorko, wiesz?" - spojrzałam się na rozpromienioną twarz chłopaka.
"Bardzo ładnie." - Uznał i dłonią, która wcześniej chwytał moje ramię, lekko rozczochrał moje włosy.
"Jaasiu! Tak ładnie mi się włosy ułożyły, no weź." - udawałam oburzenie.
"Teraz wyglądasz naprawdę uroczo." - skomentował. Jeśli to był komplement, miło z jego strony.
"Wiesz, że dzisiaj musimy to zrobić, prawda?" - Zapytał.
"Tak, wiem. Mimo to nadal trochę się obawiam..." - westchnęłam. Naprawdę się obawiałam, ale bardzo nie chciałam zostawiać Janka z tym samego.
"Damy radę, mówię Ci. Tym razem muszę pilnować Cię na tyle, żebyś była cały czas zaraz obok mnie." - Powiedział stanowczo.
"Nie jestem pewna, czy jeśli już zagazujemy to kino, to czy będziesz mnie widział." - zażartowałam.
"Nie martw się, będę Cię widział. Zresztą, bez ciebie stamtąd nie wychodzę." - Oznajmił pogodnym tonem głosu.
"Miło z Twojej strony." - zachichotałam.
"Musimy za chwilę wychodzić, wiesz? Ubierz się jak niczym niewyróżniającą się Polka, żeby nikt nas nie podejrzewał, dobrze?" - Mówił.
"W porządku, zaraz będę gotowa." - Odparłam, po czym wstałam od biurka i zasunęłam za sobą krzesło.
Rudy był już gotowy, on chyba tylko powinien jeszcze włożyć buty i mógłby wychodzić.
"Mogę pomóc Ci wybrać?" - Zapytał wesoło, a na jego twarz wystąpił duży, raczej szelmowski uśmiech.
"Tak, myślę, że tak." - Jaśka chyba ucieszyła moja zgoda.
Wyjęłam z szafy kilka wieszaków z sukienkami. Na jednym wisiała ciemnozielona sukienka Dusi, na drugim - czarna, ta którą zakładałam ostatnio do parku, na piknik. Kolejny wieszak przyozdabiała jasnoniebieska, plisowana na dole sukienka, z białym, koronkowym wykończeniem od ramion, do szyi. Czwarta zaś była czerwona, o długości do połowy łydek.
"I jak? Która będzie najlepsza?" - Zapytałam wyciągając przed siebie wieszaki z ubraniami.
Rudy, który wcześniej opierał się o ścianę, podszedł bliżej do mnie i spojrzał na sukienki.
"Hmmm, myślę, że ta niebieska będzie w sam raz. Zapewne ładnie będziesz w niej wyglądać. O dziwo jeszcze Cię w niej nie widziałem, ani w tej czerwonej." - uniósł lekko jedną brew, udając zdziwienie.
"jeszcze będziesz miał okazję, nie martw się." - puściłam mu oczko, po czym odwiesiłam czerwoną, czarną i zieloną sukienkę do szafy.
Zdjęłam błękitne ubranie z wieszaka, po czym udałam się do łazienki, aby się przebrać.
Weszłam do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Zrzuciłam z siebie ubrania, które dotychczas miałam na sobie i zaczęłam zakładać sukienkę.
Nie zdążyłam całkowicie się przebrać, bo właściwie to nadal stałam w bieliźnie na środku łazienki, a zauważyłam, że drzwi są delikatnie uchylone, a za nimi ktoś stoi i zagląda do środka. Nie ktoś, a Jan Roman Bytnar we własnej osobie.
"Jasieek! Przecież Cię widzę! Idźże stąd i mi tu nie zaglądaj." - rzuciłam, a Rudy uchyliwszy drzwi trochę mocniej, wszedł do środka i ni z tego ni z owego, poprostu mnie przytulił. Wydało mi się to być trochę dziwne, ale może tak wcale nie było.
"bardzo ładnie wyglądasz, mój mały buntowniku." - zaśmiał się, a ja, jak zwykle w takich sytuacjach, zarumieniłam się.
"Już Ci nie będę przeszkadzał, chciałem tylko Ci powiedzieć, że mi się podobasz, wiesz?" - Oznajmił wesoło, patrząc się na moją twarz i uśmiechając się przy tym szeroko.
"No dobrze, dobrze." - Uśmiechnęłam się do Bytnara.
Chłopak chwilę później opuścił łazienkę, a ja się przebrałam. Aby trochę ulepszyć swoją stylizację, postanowiłam jeszcze, trochę się pomalować.
Chwyciłam cienie i lekko zabarwiłam moje powieki na kolor jasnobrązowy, tak aby za bardzo nie rzucał się w oczy, a tylko przyozdabiał całość. Na dodatek umalowałam usta jasnoczerwoną szminką.
Wyszłam z łazienki, a Rudy stał w przedpokoju oparty plecami o ścianę.
"Prześlicznie wyglądasz. Teraz podobasz mi się jeszcze bardziej, Oliwka" - puścił mi oczko, a zaraz po tym, jego dłonie wylądowały na mojej talii przyciągając mnie do Janka.
"To co? Wychodzimy?" - Mówił bardzo cichym, czułym tonem głosu.
"Tak, możemy. Im szybciej tym lepiej." - Odpowiedziałam równie cicho, jak on.
"Pewnie." - cmoknął mnie w usta, a zaraz po tym wychodziliśmy z mieszkania.
Kino było bardzo blisko kamienicy, w której mieszkaliśmy, toteż kilka chwil później staliśmy już przed drzwiami.
"Masz to?" - Zapytałam, bo zamartwiałam się o to, czy całe to gazowanie uda się i czy nikt, poza garstką widzów i ewentualnie kilkoma szkopami nie ucierpi.
"Rzecz jasna, mam, nie martw się." - uspokajał mnie.
Szliśmy powoli do sali kinowej, mijaliśmy wielu Niemców, którzy szli pod rękę z dość tłustawymi kobietami, zapewne Niemkami, każdy z nich spoglądający na nas z pogardliwym, karcącym spojrzeniem, co powodowało, że czułam się odrobinę nieswojo. Chwyciłam Janka za rękę.
Weszliśmy do sali, zajęliśmy miejsca w trzecim rzędzie, bo na wszystkich fotelach bliżej ekranu siedzieli już ludzie.
Postaraliśmy się o to, aby siedzieć po prawej stronie, abyśmy byli w miarę blisko do drugiego, ewakuacyjnego wyjścia, gdzie czekać na nas będzie Alek z Pawłem.
"Trzymaj." - szepnął wpychając mi do ręki butelkę z gazem, którą zaraz potem wepchnęłam pod swój fotel.
Film się zaczął. Było to jakieś lekko tandetne romansidło z grubawym Niemcem w roli głównej.
"Okropne, prawda?" - Janek spytał mnie tak cicho, że ledwo usłyszałam.
"Prawda." - Oznajmiłam.
"W takim razie, wiesz co robić. Zacznę odliczać i wtedy zaczniemy." - Mówił jeszcze ciszej.
"trzy."
"Dwa." - przeszły mnie ciarki.
"Jeden." - wyrzuciliśmy butelki w powietrze.
Zaraz po wyrzuceniu naszej "amunicji" Janek chwycił mnie za rękę i szarpnął w stronę wyjścia. Zaczęliśmy dość szybko biec, a buty na obcasie wcale mi tego nie ułatwiały.
Ludzie wylewali się z kina każdymi możliwymi drogami wyjścia, każdy starał się wyjść jako pierwszy, jak najszybciej, nie zważając na innych. Nawet na szpicli.
Ciężko było mi nadążyć za Bytnarem, trochę go spowalniałam.
Kiedy dotarliśmy do miejsca, gdzie ludzi było trochę mniej, Rudy przyciągnął mnie do siebie i przerzucił mnie przez swoje ramię. Trochę mnie zdziwił taki ruch, ale najwyraźniej to było najlepsze, co mógł zrobić. A nawet jeśli nie najlepsze, to przynajmniej trochę ułatwiało mu to zadanie. Znaleźliśmy się na tyłach kina, kątem oka zobaczyłam Dawidowskiego.
"Wszystko dobrze, Kostucha?" - Pytał mnie Rudy.
"Tak, wszystko w porządku." - odpowiedziałam i poczułam jak Janek stawia mnie na ziemię.
"Dziękuję za podwózkę." - zażartowałam.
"A teraz uciekamy!" - krzyknął Paweł, a my biegiem podążaliśmy za nim.
Kilku szkopów nas goniło, byłam trochę przerażona, jednak uścisk ręki mojego ukochanego trochę mnie pocieszał.
Biegliśmy cały czas prosto, kilka razy skręciliśmy, droga całkiem prosta.
Nadal nie udało nam się zgubić Niemców.
"Uciekajcie!" - Rozkazał Alek, a my rozbiegliśmy się w różne strony.
Ja i Rudy skręciliśmy w najbliższą przecznicę i o dziwo żadnego szkopa już za nami nie było.
Kiedy byłam już całkowicie pewna, że nikogo za nami nie ma, oparłam plecami się o ścianę najbliższej kamienicy, aby trochę ochłonąć. Rudy stanął naprzeciw mnie, opierając się rękami na ścianie, obok moich ramion, tak jakby otaczając mnie.
"Dziękuję, że mi towarzyszyłaś." - szepnął do mnie lekko zdyszany. Stykaliśmy się nosami i patrzyliśmy sobie w oczy. Chciałam mu odpowiedzieć, jednak ten, nie pozwolił mi na to, przylegając na dłuższą chwilę do moich ust.
CZYTASZ
Łapanka... || Kamienie Na Szaniec || Jan Bytnar "Rudy"
FanfictionProblemy zwyczajnej kobiety podczas wojny powodują, że przestaje wierzyć w to, że może stać się coś dobrego. Na jej drodze pojawia się coś, a raczej ktoś, kto nada na nowo wszystkiemu sens. Opowieść zakończona, przynajmniej na ten moment. Autorka ok...