5

2.1K 87 1
                                    

Rudy P. O. V.

Obudziłem się, w lesie już nie padało.
Oliwia nadal spała, więc postanowiłem, że nie będę jej jeszcze budzić. Wyglądała całkiem uroczo.
Przestało padać, jednak las wyglądał tak, jakby wichura szalała tu jeszcze piętnaście minut temu. Powietrze było dość chłodne, czułem delikatny ból w nozdrzach, a moje policzki zapewne były już czerwone od mrozu. Oliwia już nie spała, lecz mimo to jednak nadal udawała, że śpi. W sumie nie przeszkadzało mi to, czasem fajnie jest tak kogoś przytulić. Oliwia jest dość ładną dziewczyną, a na dodatek jeszcze całkiem inteligentną, charakter też ma niezły. Nie ukrywałem, że była dziewczyną w moim guście.
"Wstajesz?" - Odgarnąłem jeden z jej kosmyków włosów za ucho.
"Taaaak" - mruknęła wtulając się we mnie jeszcze mocniej.
"Chodźmy już, bo zmarzniemy jeszcze bardziej." - Zaproponowałem, kiedy zauważyłem, że czubek nosa i policzki Oliwii też zaczerwieniły się z zimna.
"Aa, faktycznie, masz rację." - Oznajmiła.
Kostucha była jeszcze mocno zaspana, pewnie ledwo widziała na oczy.
"A wiesz? Całkiem przyjemnie mi się tak leżało." - Dodała czerwieniąc się jak burak.
Uśmiechnąłem się tylko.
Z naszej małej groty raczej nie dało się wrócić spowrotem na górę, na skarpę, z której wczoraj zeskakiwaliśmy, więc zmuszeni byliśmy iść okrężną drogą.
Bardzo zastanawiało mnie to, skąd mógł wziąć się tu ten szkop. Szedłem z Oliwią między drzewami, których było tu naprawdę, naprawdę dużo, bo las był strasznie gęsty. Gdzieniegdzie można było wpaść na pojedyncze przewrócone kłody, raz grubsze, a raz cieńsze, nie sprawiało to raczej żadnego problemu.
"Stało się coś? Co ty jesteś taki zamyślony, Co?" - Zapytała mnie Potocka.
Chwyciłem jej drobną dłoń w swoją.
"Zastanawiam się nad tym, skąd Niemcy wiedzieli gdzie jest zbiórka. Strasznie mnie to martwi." - Odpowiedziałem jej spokojnie, aby sama nie zaczęła panikować.
"No, trochę mnie to przeraża." - Westchnęła, jednak nadal zdawała się być raczej radosna.
"Może mają u nas jakiś wtyk?" - Stwierdziłem.
"Wątpię. Ani Alek, ani Zośka, ani nawet sam Paweł nie wygląda mi na niemca. Jedynym Niemcem wśród nas mogliby być teraz tylko Wesoły z jego czekoladkami, tylko, że on sprzedaje czekoladki, żeby być wiarygodnym wtykiem u Niemców, co raczej nie miałoby sensu." - Oznajmiła.
"W sumie masz rację. Zastanawiam się tylko czy te właśnie czekoladki naszego Wesołego przypadkiem nie konspirują przeciw nam." - zażartowałem, a dziewczyna serdecznie się zaśmiała.
"Nie jestem pewien, ale Zośka chyba mówił o tym przez telefon z Orszą."
"No tak, to byłoby bardzo możliwe. Telefony przecież są teraz na podsłuchu, co pozwala nam wywnioskować skąd szkopy wiedzą co i jak." - Oznajmiła.
Oliwia była bardzo bystra, imponowało mi to.
"Masz rację."
"Zmienię trochę temat. Wiem, że to może być dla Ciebie trudny temat, ale muszę zapytać, przepraszam. Masz może jakieś rodzeństwo? Brata? Siostrę?" - chciałem ją o to zapytać od jakiegoś czasu, bo wiedząc, że rodzice nie żyją, może dowiem się czy miała jakieś rodzeństwo.
"Nie, nie szkodzi. Pytaj śmiało."
"A jeśli chodzi o rodzeństwo, to jest taki jeden. Znasz go, zresztą. Wysoki, zawsze uśmiechnięty i roześmiany, no i - -" - Tutaj przerwałem dziewczynie.
"Alek! Chodzi o Alka. Ale poczekaj, przecież rodzice Alka żyją, a on nic nie mówił o rodzeństwie." - zaciekawiło mnie to.
"Oj, ale to nie jest takie rodzeństwo, głuptasie. Wszyscy jesteście w sumie dla mnie jak tacy starsi bracia." - Dodała.
Miło było to słyszeć z jej ust, wiele dla niej znaczyliśmy, ona dla nas też. A zwłaszcza dla mnie.
Wyszliśmy z lasu. Teraz wszędzie byli już ludzie, po drodze przewinęło się kilku Niemców, którzy na nasze szczęście przechodzili obok nas obojętnie.
"Chyba powinniśmy iść pokazać się do naszej Zosieńki. Teraz pewnie ze stresu zjada własne nerwy." - Prychnęła Oliwia.
"Jestem pewien, że on już sobie myśli, że jesteśmy martwi, więc chodźmy do niego już teraz." - Przyznałem.
"No, pewnie się ucieszy jak nas zobaczy w swoim progu." - uśmiechnęła się szeroko.
Po krótkiej chwili byliśmy już pod drzwiami Tadeusza.
Zapukałem raz, ku mojemu zdziwieniu nikt nie otworzył. Stuknąłem w drzwi raz jeszcze, tym razem w progu ukazał nam się Zawadzki we własnej osobie.
"Wejdźcie." - Powiedział spokojnie.
"Dzięki." - odpowiedziałem.
Usiadłem obok Oliwii na kanapie stojącej w salonie.
"Gdzie wyście byli przez całą noc? Ja tutaj od zmysłów odchodziłem!" - Zośka stał w progu i patrzył się na nas radośnie i jednocześnie jakby miał zaraz wypalić nam dziury wzrokiem.
"No, schowaliśmy się w takiej norze w tym lesie. A teraz jesteśmy tu, u Ciebie." - wyjaśniłem.
"Nawet nie wiecie jak się cieszę, że nic wam się nie stało." - Oznajmił.
"A, i za niedługo przyjdą tutaj Alek, Gruby, Paweł, Anoda i Buzdygan." - dodał po chwili i zniknął za kuchenną ścianą.
Po chwili ja I Janek dołączyliśmy do Tadeusza.
"A co z Tobą I Orszą? Wszystko w porządku?" - Janek zapytał Zawadzkiego, który w tym momencie wypatrywał kogoś za oknem.
"Tak, wszystko tak, jak trzeba."
"Ja chwilę uciekałem, a Orsza chyba postrzelił tego szkopa, bo jak później wróciłem na to miejsce to była tam już tylko krwista plama po Niemcu i chyba odznaczenie z jego munduru. Takie jakby podwójne czwórki." - Dodał.
"To świetnie. Idzie już ktoś?" - Kostucha zapytała radośnie.
"

Widzę już Alka." - Odpowiedział, a Oliwia w odpowiedzi szeroko się uśmiechnęła.
Około godziny później, wszyscy byli już w mieszkaniu.

Kostucha P. O. V.

Gruby wraz z Anodą jak zwykle zajadali się przekąskami, które przynieśli, Rudy i Zośka jak zwykle coś planowali, Buzdygan raz próbował dołączyć się do Grubego, a raz do Zośki, jednak nie wyszło mu nic z tego, więc pozostało chłopakowi siedzieć na kanapie i rozmyślać, ja stałam wraz z Alkiem pod ścianą i rozmawialiśmy.
"Szedłeś w ogóle na tą wczorajszą zbiórkę?" - Zapytałam Glizdę.
"Otóż szedłem, jednakże byłem spóźniony. Musiałem trochę pomóc ojcu w domu i tak wyszło, że byłem już tak bardzo spóźniony, że postanowiłem nie iść." - Oznajmił Alek z szerokim uśmiechem na twarzy.
"To chyba nawet dobrze, że nie poszedłeś.
Nie wiem czy Ci mówili, ale wczoraj na miejsce zbiórki wyparował jeden z żołnierzy SS i o mało nas nie wystrzelał." - odpowiedziałam.
"O jejku, opowiesz mi dokładniej co się tam stało? Brzmi raczej dość przerażająco." - poprosił.
Opowiedziałam mu o tym, co się stało, a on wydawał się być bardzo zainteresowany całą sytuacją, widać było, że mimo tego iż go tam nie było, zaangażował się emocjonalnie.
"Nawet nie wiesz jak się cieszę, że nic wam się nie stało, przybij piątkę." - Oznajmił radośnie, po czym zbił ze mną piątkę.
Zauważyłam jak Rudy i Zośka idą do kuchni, Janek kiedy spostrzegł, że się na niego patrzę puścił mi oczko.
"Ee, Oliwia, chodź tu na chwilkę." - zawołał mnie Rudy.
"Zaraz do Ciebie wrócę." - objęłam jednym ramieniem przyjaciela i udałam się do kuchni.
"Rudy miał rację, wyglądasz świetnie w sukience, to tak na wstępie." - Zaznaczył Tadeusz.
"Dziękuję." - Odparłam, jednak nadal nie dopuszczałam do siebie myśli, że wyglądam dobrze w sukience, a komplementy chłopaków, mimo tego, że mi schlebiały, sprawiały, że czerwieniłam się i czułam odrobinę niezręcznie.
"Przyszedł rozkaz z góry." - Oznajmił Zośka.
"Powiedziano mi, że jeśli już mamy ze sobą dziewczynę, to potrzebna jesteś do jednej akcji. Masz iść do baru, zająć takiego jednego Niemca, upić go, a później jak już będzie pijany, wywleczemy go z restauracji i gdzieś pojedziemy." - Dodał po chwili.
"Nie ukrywam, ale trochę się obawiam tej akcji. Co jeśli ów szkop, o którym mówisz, zrobi się agresywny? Przecież ja sama sobie nie dam rady." - Odparłam.
"Nie martw się, dwóch naszych będzie w barze, poza lokalem też kogoś postawimy. Już moja w tym głowa." - Odpowiedział.
"A, i ja będę czekał z rikszą przed lokalem. Później gdzieś będzie trzeba pojechać z tym szkopem." - Dodał po chwili Janek, co bardzo mnie ucieszyło.
"Przemyślę to, dobrze?" - Zapytałam.
"Tylko się pospiesz, bo kazano mi tą akcje przeprowadzić jutro." - Mruknął Zośka.
Wróciłam do pokoju, a tam Maciek z resztą chłopaków grali w karty. Nieźle się bawili, a widocznie najlepiej z nich wszystkich bawił się Alek. Ja usiadłam na końcu sofy, a na myśl o tym, że prawdopodobnie będę musiała jutro zajmować się tym Niemcem, przechodziły mnie ciarki.
Po chwili poczułam jak czyjeś ramię mnie obejmuje. Był to Rudy.
"Nie bój się. Jesteś silna, dasz sobie radę. Wierzymy w Ciebie." - Uspokajał mnie Janek, na którego ramieniu opierałam swoją głowę.
"Nie wiem, mam obawy." - Odpowiedziałam. Rudy pocałował mnie w czoło.
"Będę tam, jakby coś się działo, to będę starał się pomóc."
Wtuliłam się w Janka, a ten objął mnie swoimi ramionami.
"Będzie dobrze, zobaczysz." - szepnął do mnie chłopak.

Łapanka... || Kamienie Na Szaniec || Jan Bytnar "Rudy" Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz