11

1.3K 60 5
                                    

Wstałem rano i pierwszą rzeczą jaką zrobiłem było podejście do okna. Słońce pięknie świeciło, roślinność była zachwycająca, a zwierzęta, te które dały radę przeżyć, pałętały się po warszawskich uliczkach. Było pięknie, jak to w maju bywa.
Była dopiero godzina siódma rano, więc postanowiłem, że nie będę jeszcze budzić Kostuchy, a sam coś zrobię. Najpierw postanowilem troszkę posprzątać, bo nie wypada raczej gościć kogokolwiek przy jakimkolwiek nieładzie. Udałem się więc do salonu, chwyciłem ścierkę i umyłem blat stołu i parapety. Wytarłszy już to i owo, sprzątnąłem bałagan, który tam powstał przez naszą nieuwagę. Chwyciłem kubki, które zostały na stoliku po wczorajszej herbacie i zaniosłem je do kuchni, aby tam je umyć. Wróciłem spowrotem do salonu, był już całkowity porządek, co bardzo mnie ucieszyło. No, prawie całkowity. W rogu pokoju stał jeszcze gramofon, którego zawsze zapominam choćby przetrzeć.
Wziąłem więc znowu ścierkę do ręki i zająłem się urządzeniem. Było duże, ciężkie i przede wszystkim zakurzone.
Kiedy skończyłem, zauważyłem, że na kanapie siedzi Oliwia. Nawet nie zauważyłem kiedy tu przyszła.
"Dzień dobry. Kiedy zdążyłaś tutaj przyjść? Nawet nie usłyszałem, że wchodzisz." - Oznajmiłem.
"Przed chwilą tu przyszłam, jak jeszcze myłeś ten gramofon." - Odpowiedziała przecierając oczy.
"To co? Może zrobię jakieś śniadanie?" - Zapytałem
"Nie trzeba, ja zrobię." - Odpowiedziała znikając za kuchennym progiem, aby po chwili wrócić do stołu z kanapkami.
"Wszystkiego najlepszego!" - Przytuliła się do mnie i cmoknęła w policzek.
"Dziękuję, dziękuję." - odwzajemniłem uścisk.
Chwilę później siedliśmy przy stole, aby zjeść śniadanie.
"Bardzo smaczne" - stwierdziłem między gryzami kanapki. Dziewczyna się do mnie uśmiechnęła.
Kiedy skończyliśmy naszą małą "ucztę" wziąłem talerze i poszedłem do kuchni, żeby je umyć. Oliwia w tym czasie krzątała się gdzieś po mieszkaniu.
"A właśnie, kiedy przyjdą goście?" - Zapytała wpadając do kuchni.
"Około trzynajstej. Mamy jeszcze czas." - Oznajmiłem.
"W porządku. I tak musimy jeszcze troszkę tutaj posprzątać." - Odpowiedziała, a po chwili była już w swojej sypialni, a raczej pokoiku dla gości, który teraz jest już jej sypialnią.
Poszedłem za nią i stanąłem w progu, o dziwo Potocka mnie nie zauważyła.
Chodziła po pokoju w tą i spowrotem sprzątając jakieś drobiazgi, urocza z niej kobietka.
"Pomóc Ci?" - Zapytałem. Oliwia najwyraźniej była zaskoczona moją obecnością, bo gdy tylko mnie usłyszała, aż podskoczyła. Była wyraźnie zaskoczona moją obecnością.
"Nie, nie trzeba." - Odparła, a ja zauważyłem, że chowa coś za plecami.
"A co Ty tam chowasz za plecami, co?" - Uśmiechnąłem się szeroko.
"Nic, skądże?"
"Widzę przecież." - podszedłem do dziewczyny i zacząłem ją łaskotać.
"J-Janeek! P-przestań!" - próbowała się wyrywać, jednak ja jej nie pozwalałem.
Próbowała przede mną uciec, ale wylądowała na łóżku, więc teraz stałem nad nią i poprostu ją łaskotałem.
"No weź, nie przestanę Cię łaskotać dopóki mi nie powiedsz co tam masz." - Powiedziałem.
"Dobra, dobra. Przestań już." - dalej się śmiała, mimo, że ja zaprzestałem już łaskotania.
Wstała z łóżka i wyjęła zza siebie pudełko, ładnie przyozdobione czerwoną wstążką.
"To dla Ciebie. Prezent." - Wyjaśniła pozwalając wziąć mi pakunek do rąk.
"Dziękuję."
Poszedłem do stołu i otwarłem karton.
To co zobaczyłem w środku jednocześnie bardzo mnie cieszyło, ale i przerażało.
Na wierzchu leżała czekolada orzechowa, moja ulubiona. A pod nią, mały pistolecik.
Chwyciłem dłoń do ręki, była prawdziwa.
"Oliwia, powiesz mi może skąd wzięłaś ten pistolet?" - Zapytałem podnosząc broń w górę.
"Pamiętasz te kilka dni marca, kiedy musiałeś zostać w domu, a ja chodziłam z Zośką rozbrajać Niemców?" - Zapytała.
"No tak, pamiętam." - Odparłem.
"No więc tak się składa, że jednego dnia ktoś z zewnątrz, prawdopodobnie sojusznik, dostarczył nam kilka takich sztuk."
"Postanowiliśmy z Zośką wziąć dwa, no i mamy." - Dodała uśmiechając się szeroko.
"Rozumiem."
"A podoba Ci się chociaż?" - Zapytała.
Broń i jakiekolwiek inne narzędzia, którymi można zrobić komuś krzywdę nie przypadały mi do gustu, ale sam fakt, że nie jedną już w ręku miałem i nie raz takowej użyłem, powodował, że byłem raczej pozytywnie zaskoczony taką niespodzianką.
"A skąd wiedziałaś, że orzechowa przypadnie mi do gustu?" - Zapytałem.
"Pamiętam jak mówiłeś, że lubisz orzechy, tak więc czekolada orzechowa też chyba będzie Ci smakować." - wyjaśniła.
I w istocie miała rację - lubiłem orzechy, a prawie na równi lubiłem czekoladę orzechową.
Zaczęliśmy sprzątać, bo trzeba było doprowadzić to mieszkanie do porządku.
Skończyliśmy pięć minut przed przyjściem pierwszego gościa, którym był Paweł.
Zaraz za Pawłem przyszedł Alek i Zośka, a po nich Anoda z Buzdyganem.
Ostatnie przyszły dziewczyny - Hala i Basia.
Odkąd skończyliśmy sprzątanie, Oliwia nie wychodziła z pokoju. Zdziwiło mnie to, ale dałem jej chwilę. Niecałe pół godziny później wyszła z pokoju, była wyszykowana jak nigdy. Zauważyłem, że ma nałożone trochę makijażu i, że założyła sukienkę. Zadziwiło mnie, że ubrała się w sukienkę bez zmuszania z czyjejkolwiek strony.
Wszyscy usiedliśmy przy stole, przyniosłem ciasta i każdy zjadł po kawałku.
Kiedy zjedliśmy, wszyscy rozproszyliśmy się po mieszkaniu. Alek stanął pod ścianą, a gdy tylko zauważył stojący niedaleko gramofon, podszedł do niego i uruchomił go. Zaczęła grać muzyka. Momentalnie Alek chwycił Basię za rękę i poprosił ją do tańca.
Ja sam nie zwlekałem i podszedłem do Oliwii.
"Czy mogę prosić Pannę do tańca?" - wyciągnąłem dłoń w stronę Potockiej.
"Panna nie umie tańczyć." - Zaśmiała się.
"Nie szkodzi." - pociągnąłem ją za rękę, aby po chwili objąć ją jedną ręką w pasie i zacząć tańczyć. Powoli kołysaliśmy się w rytm muzyki. Kostucha była do mnie prawie, że przytulona. Nie przeszkadzało mi to, wręcz nawet to lubiłem. Tańczyliśmy tak przez dość długi czas, jednak moglibyśmy chyba tak wiecznie.
"Uroczo." - szepnąłem Oliwii obok ucha.
Ta się uśmiechnęła i zaraz po tym poczułem cmoknięcie na moim policzku. Lekko się zaczerwieniła, nadal tańczyliśmy.
"Dobra, gołąbeczki. Nie chcę wam psuć zabawy, ale no cóż, czasami trzeba" - rzekł Zośka ściszając gramofon.
"No weź, Tadeusz." - Wycedził Alek markotnie.
"Dobra, nie marudźcie. To ważna sprawa, więc im szybciej o tym pogadamy, tym lepiej." - Dodał.
Wszyscy zebraliśmy się wokół stołu.
"A więc, jutro, około dwunastej, będzie przejeżdżała więźniarka. Tam jest ktoś z naszych, więc będziemy ich stamtąd odbijać." - Wyjaśnił, a palcami malował na stole coś w rodzaju mapy, którą tylko on widział i umiał przeczytać.
Później każdemu z nas zostało przydzielone jakieś zadanie.
"Ja też chcę iść!" - krzyknęła Oliwia.
"Nie! Nie możesz iść!" - zaprzeczyłem stanowczo.
"Zośka? Mogę?" - Zapytała.
"Posłuchaj, Rudy może mieć rację. Lepiej żebyś nie szła. To jest naprawdę niebezpieczne zadanie, a my nie chcielibyśmy, żeby coś Ci się stało, Kostucho." - Odpowiedział, a Oliwia w odpowiedzi tylko pokręciła głową.
Po jakimś czasie wszyscy goście się rozeszli, a każdy z nich, wychodząc, rzucał wesołe
"wszystkiego najlepszego!".
Kiedy wszyscy opuścili mieszkanie, Oliwia siedziała na kanapie w salonie, a ja w drugim końcu pokoju.
"Naprawdę? Nie mogę iść? Dlaczego?! Będę tylko cały czas chodzić i rozbrajać Niemców?" - Oburzyła się Potocka.
"Posłuchaj mnie. Nie chcę żebyś szła, bo się martwię, o to, że coś mogłoby Ci się stać. Dlatego wolałbym, abyś została w domu i była czujna w razie czegoś." - Odparłem.
"Chcę iść! Choćby dlatego, że gdyby nie taka akcja, gdyby nie wy, gdyby nie ty, dzisiaj by mnie już wcale nie było. Zginęłabym w obozie, rozstrzelana gdzieś w lesie i pozostawiona w rowie, albo poprostu zmarłabym na ulicy z głodu. Chcę iść." - Upierała się.
"Nie możesz iść! Nie możesz!" - Byłem bliski krzyku.
Dziewczyna zrezygnowana poszła do swojego pokoju. Sprzątnąłem odrobinę po gościach i udałem się za dziewczyną.
Siedziała w swoim łóżku owinięta w kołdrę.
Zbliżyłem się do niej i przytuliłem, chyba płakała.
"Ty płaczesz?" - Zapytałem spokojnie.
"Nie." - Odpowiedziała dość smętnym tonem głosu.
"Nie smuć się proszę. To dla twojego dobra, poprostu nie chcę, żeby coś Ci się stało, kochana." - Szepnąłem.
Siedziałam teraz za nią, obejmując ją w pasie, głowę opierałem na jej ramieniu.
"Ale ja nie umiem tak poprostu siedzieć I patrzeć, kiedy tam się dzieją takie rzeczy, no nie da się." - Odpowiedziała równie cicho.
"Dasz radę." - cmoknąłem ją w policzek.

Łapanka... || Kamienie Na Szaniec || Jan Bytnar "Rudy" Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz