Koniec kwietnia 1942r.
"Jutro z rana jedziemy na mały wypad na wieś, co ty na to?" - Zapytał Rudy, który w tym momencie siedzial obok mnie na kanapie i ręką obejmował mnie w talii.
"Świetny pomysł. Idziemy się już spakować?" - Odpowiedziałam.
"Możemy, chodźmy."
Po chwili byliśmy już w pokoju Janka.
"Wiesz co?" - stanął przede mną, a wyprostowane ręce położył na moich ramionach. - "Jesteś kochana." - uśmiechnął się do mnie szeroko, co ja odwzajemniłam. Po chwili wróciliśmy do pakowania bagaży.
Otworzyłam torbę, do której włożyłam trochę ubrań, które sama sobie kupiłam, koszulę, która kiedyś podarował mi Rudy i dwie sukienki Duśki, które wyjął z jej szafy Janek i powiedział, że jego siostra i tak w nich nie chodzi, więc mogę je sobie wziąć. Niby jedziemy tylko na dwa dni, ale nikt nie powiedział, że nie przyda mi się tyle ubrań.
Niecałe dziesięć minut później byliśmy gotowi.
"To co? Dzisiaj idziemy spać wcześniej? Wiesz, żeby jutro dobrze się czuć." - Powiedział chłopak.
"W sumie dobry pomysł."Poszłam się umyć i byłam gotowa do spania.
Następnego dnia
Obudził mnie Rudy, krzyczący, że spóźnimy się na pociąg.
"Wstawaj! Oliwia! Spóźnimy się!" - Panikował.
"Już, już. Przecież dopiero wpół do jedenastej" podniosłam się powoli z łóżka, wzięłam ubrania i skierowałam się do toalety.
"Ale o jedenastej odjeżdża pociąg!" - usłyszałam Rudego z salonu.
Po piętnastu minutach wyszłam z toalety i udałam się do salonu, gdzie czekał Janek.
"W samą porę. Możemy już wychodzić?" - Zapytał, raczej retorycznie, bo czas nas gonił. Pokiwałam głową potwierdzająco, po czym udałam się do pokoju po mój bagaż.
"Ja wezmę." - Bytnar wyjął mi bagaż ręki.
Dziesięć minut później szliśmy warszawskimi uliczkami, w stronę dworca kolejowego. Weszliśmy do pociągu, gdzie czekał już Alek i Zośka z Halą.
"Witam państwa." - przywitał się Zośka, a zaraz za nim powtórzył Alek.
"Cześć." - Odpowiedzieliśmy jednocześnie i siedliśmy na siedzeniach między Alkiem, a Zośką z Halą.
Gdy pociąg ruszył, z siedzenia przed nami wychylił się Alek.
"Nie zgadniecie co ze sobą wziąłem!" - powiedział wesoło.
"Kota? Psa? Narzędzia?" - Dopytał Rudy.
"Nie, no co ty. Piłka! Wziąłem piłkę!" - Odpowiedział, był szalenie ucieszony.
"O, to świetnie." - Odpowiedział Janek, który zaczął się cieszyć niemniej niż właściciel piłki.
Pociąg wjechał właśnie w las, było tu cicho, a natura wyglądała na raczej nienaruszoną.
"Widzę właśnie przed sobą bardzo piękny widok" - Oznajmił Rudy, spoglądając na mnie z cwaniackim uśmieszkiem.
"No, ładnie tutaj." - Odpowiedziałam.
"Nie o las mi chodzi." - dodał trochę ciszej, odgarniając jeden z wielu kosmyków włosów pałętających się po mojej twarzy.
Rumieńce mimowolnie wdały się na moją twarz.
Pociąg się zatrzymał, a my mogliśmy wychodzić. Mogłabym siedzieć tak i patrzeć w niebieskie oczy Janka godzinami, ale gdybyśmy tak jeszcze siedzieli, pociąg prawdopodobnie odwiózłby nas na kolejną stację.
Wyszliśmy z pociągu i skierowaliśmy się w stronę domku Basi Sapińskiej - sympatii Alka. Kiedy byliśmy już na miejscu, Sapińska otworzyła nam drzwi, a zobaczywszy Alka, rzuciła się mu na szyję, przywitaliśmy się i weszliśmy do środka.
"Ładna pogoda jest, nie chcecie iść nad jezioro? Tutaj niedaleko jest jedno." - Zapytała pogodnym głosem Basia.
"Jestem za." - Alek i Rudy odpowiedzieli wręcz chóralnie.
Lada moment szliśmy już leśną ścieżką.
Paprotki, drzewa, krzewy i kwiaty były tutaj w każdym miejscu, pięknie się rozwijały, było zielono.
"Ładnie tu." - Oznajmiłam.
"Oj, bardzo." - Odpowiedział Rudy, po czym puścił do mnie oczko.
Szłam dalej przed siebie i podziwiałam naturę, nagle poczułam jak ktoś chwyta mnie za nadgarstek. Dłoń tej osoby trzymała moją rękę raczej delikatnie, lecz mimo to przypomniała mi się sytuacja sprzed roku, kiedy chwytał mnie tak pewien Niemiec. Właściciel dłoni obrócił mnie w swoją stronę, był to Rudy. W ręce trzymał jasnoniebieskiego kwiatka, którego po chwili włożył między pasma moich włosów.
"Pasuje do twoich oczu, ogółem, do twarzy Ci z nim." - Uśmiechnął się.
Las był piękny sam w sobie, ale jeszcze ładniej wyglądał, jeśli miało się przy sobie osoby, które są dla nas ważne.
Kiedy byliśmy już na miejscu, Hala rozwinęła koc, a Alek od razu udał się w miejsce, gdzie mogliśmy zagrać w siatkówkę. Zostawiłam na kocu swój płaszcz i poszliśmy grać.
Grałam Ja, Janek, Maciek i Basia. Hala i Zośka nie wyrażali chęci do gry.
"To ja zagram z moją Basieńką." - oznajmił Alek przyciągając do siebie Sapińskią.
"To ja zagram z Oliwią." - Powiedział Janek z wyczuwalnym zadowoleniem w głosie.
Alek zaserwował piłkę, a ta zaczęła lecieć w moją stronę. Byłam gotowa do odbicia, ręce miałam w górze, jednak cały misterny plan zepsuł mi Rudy wyskakujący przede mnie i ścinający piłkę do przodu.
"No ej! To nie w porządku! Już prawie odbiłam!" - Oburzyłam się sztucznie, jednak tylko po to, aby trochę podrażnić Janka.
"Nie gadaj. Jestem pewien, że będąc o dwadzieścia centymetrów niżej od sznurka mogłabyś mieć problem z przebiciem jej na drugą stronę." - Niedosłownie odbił piłeczkę Janek.
Przez następne godziny graliśmy i droczyliśmy się między sobą.
Nagle Rudy udał się na koc, gdzie siedział Zawadzki wraz z Glińską, aby zrzucić z siebie ubrania i w bieliźnie wskoczył do jeziora.
"Ha! Kto nie wskakuje ten zgniłe jajo!" - krzyknął będący już w wodzie.
"Zgniłe jajo, albo Zośka!" - zażartował Maciej pozostawiając ubranie na kocu i wskakując do wody tak, jak Bytnar.
"Basia? Oliwia? Wchodzicie?" - Zapytał Alek, który usłyszawszy przeczącą odpowiedź ze strony Basi, wyszedł na brzeg, chwycił ją za rękę i wciągnął do wody.
"Alek! Teraz będę cała mokra!" - Oburzyła się brunetka, ochłapując Glizdę wodą.
Zaraz po tym zauważyłam, że w moją stronę zmierza Rudy, prawdopodobnie z tym samym zamiarem, co jego przyjaciel.
Chwilę później zostałam wrzucona do wody.
"No, teraz przynajmniej żadna z was nie jest zgniłym jajem, ani Zośką." - Stwierdził Rudy śmiejąc się przy tym głośno.
Popłynęłam kawałek do przodu, a zaraz za mną przypłynął Krokodyl*.
"Nie martw się, dam Ci później moją koszulę, jeśli będziesz chciała." - Oznajmił spokojnie.
W tym czasie Alek tulił Basię.
"Co ty na to, żeby..." - przerwałam chłopakowi.
"Ochlapanie ich to bardzo dobry pomysł." - odpowiedziałam, a na nasze twarze wystąpiły szerokie uśmiechy.
Jak postanowiliśmy, tak i zrobiliśmy,
Po chwili para była pod wodnym ostrzałem.
"Ja wam zaraz dam!" - krzyknął Alek, po czym chlusnął w nas obojga wodą.
Basia natychmiastowo uciekła z wody.
Oblewaliśmy się tak wodą do momentu, w którym nie zawołał nas Zośka.
"Wychodźcie już, syrenki. Zaraz będzie ciemno." - powiedział, a my śmiejąc się w głos wyszliśmy z wody.
"Masz" - narzucił na mnie swoje okrycie Rudy.
"Mam pomysł!" - Krzyknął Alek.
"Rozdzielamy się, a kto pierwszy będzie w domu Basi, ten wygrywa!" - Zarządził.
"Głupszej zabawy nie mogłeś wymyślić, Glizdo?" - Zapytał Zośka jakby wściekle, jednak wyczuć można było sarkazm.
Chwilę później ja zostałam sama z Bytnarem, Zośka udał się z Halą spowrotem drogą tą, którą tu przyszliśmy, a Alek zniknął z Basią gdzieś za drzewami.
"Znam taki skrót. Chodziłem kiedyś nim z Alkiem za każdym razem jak chcieliśmy nastraszyć Zośkę." - Oznajmił.
"Chodźmy więc." - Odpowiedziałam, a chwilę później znaleźliśmy się w środku lasu. Szliśmy przed siebie.
"Trochę się tu zmieniło odkąd ostatni raz tutaj byłem..." - westchnął Rudy ciągnąć mnie do środka wielkiej, liściastej kępy.
Szliśmy dalej prosto, aż w końcu wylądowaliśmy na normalnej dróżce.
Zauważyłam po chwili coś, co bardzo mnie zaniepokoiło i przeraziło.
Było tutaj wiele drzew, których gałęzie były niestety bez liści, lecz zamiast nich, rośliny ozdabiało nic innego, jak wisielce...
Ten zakamarek lasu nie był bogaty w roślinność, tak, jak dróżka, którą szliśmy nad jeziorko. Na drzewach wisiały martwe ciała, a na ziemi zauważyłam kilka ciał. Miałam wrażenie, że zaraz stracę przytomność.
"Oliwia, spokojnie. Wiem co widzisz, ale przysięgam Ci, że nie wiedziałem, że takie coś się tutaj stało." - Wydusił Rudy.
Chwilę później słychać było dźwięk nadjeżdżającego samochodu. Niemcy.
Janek pociągnął mnie za sobą w krzaki znajdujące się trochę dalej od krawędzi drogi. Przykucnęliśmy w gąszczach i czekaliśmy aż samochód nas ominie.
Pojazd jechał powoli, jakby patrolując okolicę. Nareszcie nas ominął.
"Słuchaj mnie teraz uważnie. Pobiegniesz cały czas prosto, później jak dotrzesz do skrzyżowania, skręcisz w prawo. Potem wzdłuż małej rzeczki i dalej prosto, powinnaś tak dotrzeć do domu Basi." - Wytłumaczył chłopak.
"N-no dobrze, a ty?" - Zapytałam z niepokojem.
"Uciekaj!" - krzyknął do mnie, a ja usłyszałam jak samochód w oddali zatrzymuje się i wychodzą z niego Niemcy. Zaczęłam biec tak, jak mówił mi to przed chwilą Rudy.
Łzy cisnęły mi się na oczy. Przecież tych Niemców będzie tam przynajmniej pięciu, a on jest sam jeden. Przeciez oni go zabiją. Zaczęłam płakać. Dlaczego on nie mógł uciec ze mną?
Znalazłam się na skrzyżowaniu, a skręciwszy w prawo, moim oczom ukazała się mała rzeczka. Wszystko było dla mnie teraz rozmazane, to przez łzy.
Nogi mnie bolały, jednak musiałam dobiec do celu.
Jeszcze chwila i byłam w domu Sapińskiej.
Pobiegłam do jednej z Sypialni i położyłam się na łóżku, twarzą do ściany.
Rudy nie żyje. To wszystko moja wina. Czemu? Dlaczego nie pobiegł ze mną? Myślałam płacząc jednocześnie.Leżałam i robiłam sobie wyrzuty przez następne pół godziny. Do moich drzwi pukał już Alek, lecz ja za żadnym razem nie odpowiadałam, potrzebowałam teraz odrobiny samotności. Byłam świadoma, że Alek świetnie poprawiłby mi humor, ale nie był to czas na żarty. Leżałam dalej, skulona, głową do ściany.
W pewnym momencie poczułam jak materac ugina się pod wpływem czyjegoś ciężaru. Odwróciłam się, aby zobaczyć kim była ta osoba. Moim oczom ukazał się Rudy we własnej osobie.
Natychmiast usiadłam i spojrzałam się na chłopaka.
"Jak dobrze, że nic Ci się nie stało." - Wyszeptałam.
"A ja cieszę się, że Ty jesteś cała i zdrowa." - chwycił moją twarz w swoje dłonie, kciukami ocierając łzy z moich policzków.
Cmoknęłam chłopaka w usta.
Po chwili jednak, gdy zdałam sobie sprawę z tego, co zrobiłam, wycofałam się i mimowolnie zaczerwieniłam.
Janek przyciągnął mnie do siebie tak, abym patrzała mu w oczy i powtórzył to, co ja zrobiłam chwilę temu.
Wtuliłam się w ciało chłopaka, a ten się położył.
Zasnęłam....*Krokodyl - jeden z pseudonimów Jana Bytnara
CZYTASZ
Łapanka... || Kamienie Na Szaniec || Jan Bytnar "Rudy"
FanfictionProblemy zwyczajnej kobiety podczas wojny powodują, że przestaje wierzyć w to, że może stać się coś dobrego. Na jej drodze pojawia się coś, a raczej ktoś, kto nada na nowo wszystkiemu sens. Opowieść zakończona, przynajmniej na ten moment. Autorka ok...