Kostucha P. O. V.
Dziś dzień przeprowadzenia akcji na ciężarówkę przewożącą więźniów z Szucha na Pawiak, albo na odwrót.
Rudy zakazał mi brania udziału w tej akcji, ale i tak zamierzam tam pójść.
Rudy od samego rana szykował się, a ja tylko stałam z boku i się przyglądałam nic nie mówiąc. W moim pokoju, pod łóżkiem, leżała mała kupka, na której było wszystko to, co potrzebowałam, aby móc wyjść na akcję. Zgromadziłam tam ubrania - wygodną koszulkę i spodnie, broń, bo kto wie czy akurat mi się nie przyda, no i naboje. Bez naboi ani rusz.
Wiedziałam, że Janek będzie wychodził z domu wcześniej, bo będzie chciał stawić się przed akcją na miejscu zbiórki, gdzieś niedaleko miejsca zamieszkania Zośki.
Już na godzinę przed wyjściem krzątał się po mieszkaniu, upewniał czy ma ze sobą wszystko to, co potrzebne. Był zestresowany, co było bardzo dobrze widoczne.
"Wszystko w porządku?" - Zapytałam. Byłam bardziej niż pewna, że w porządku nie jest, bo się chłopak piekielnie denerwował, ale może jak się wygada to mu przejdzie.
"Denerwuję się trochę, wiesz? Podobno ten wóz ma przewozić osoby, które już trochę tam siedzą." - Westchnął. - "Boję się, że tam będzie ktoś naprawdę poturbowany. Przerażają mnie takie widoki. Bardzo." - Dopowiedział opierając się o ścianę i odchylając głowę lekko do tyłu.
"Będzie dobrze. Zośka tam będzie, Alek pewnie też. Dacie radę." - Pocieszałam go.
"przecież to nie zawsze Ty musisz wskakiwać do więzniarki, prawda?" - Zapytałam.
"Niby nie muszę, ale najlepiej gdy robię to ja. Jestem najniższy i w ogóle, dlatego zawsze ja muszę to robić." - spuścił głowę w dół i patrzał się w podłogę.
"Będzie dobrze, zobaczysz." - dodałam.
"Miło, że tak uważasz." - Odparł.
Cmoknęłam go w policzek, a ten się uśmiechnął. Miło było widzieć, że uśmiech wraca na jego twarz.
"Ja będę musiał już iść. Bądź tutaj i strzeż dobrze tego mieszkania, żołnierzu!" - zażartował.
Uśmiechnęłam się tylko, ale nie odpowiedziałam, bo gdybym faktycznie zrobiła to, co zamierzałam zrobić, byłoby to już oszustwo, a na tym mi ani trochę nie zależało.
"Powodzenia, żołnierzu." - Uśmiechnęłam się. Janek krótko mnie przytulił i wyszedł z mieszkania.
Podeszłam do okna, aby upewnić się, że Bytnar opuścił mieszkanie.
Kiedy tylko zobaczyłam, że skręca w najbliższą przecznicę, schyliłam się pod łóżko i wyciągnęłam mój ekwipunek.
Prędko przebrałam się we wcześniej naszykowane ubrania i naładowałam pistolet. Z niewiadomych mi przyczyn, broń mnie nie odrzucała.
Kiedy byłam gotowa, sprawdziłam czy w mieszkaniu wszystko jest w porządku, abym mogła spokojnie wyjść.
Wszystko było tak, jak trzeba, ucieszyło mnie to.
Wyszłam z mieszkania i zamknęłam drzwi na klucz.
Udałam się w miejsce spotkania, o którym mówił wczoraj Zośka. Oczywiście nie zamierzałam iść w to miejsce, gdzie niedawno szedł Rudy, a tam, gdzie miała odbywać się akcja. Miałam trochę czasu, ale mimo to spieszyłam się. Im szybciej tam będę, tym większe szanse mam na to, że dobrze się schowam i żaden z harcerzy mnie przedwcześnie nie zobaczy. Dotarłam na miejsce, było pusto, więc pewnie byłam pierwsza.
Nie było się tutaj gdzie schować, niestety, więc wlazłam za kontener na śmieci, gdzie moje szanse na bycie zauważoną odrobinę malały.
Chwilę później usłyszałam głos Janka i Zośki, którzy o czymś rozmawiali.
Słychać się dało jeszcze kilku innych harcerzy. Ja jednak zamierzałam wyjść dopiero, gdy coś się zacznie dziać, aby nikt mnie przedwcześnie nie przegonił do domu.
Moment później rozmowy ucichły, a zamiast nich słyszalny był dźwięk przeładowywanego pistoletu - prawdopodobnie tego, który dałam Rudemu i tego, który miał także Zośka i ja. To mogło oznaczać tylko, że zaczyna się. Wyszłam cichaczem zza śmietnika i przeładowałam moją własną broń. Przemieściłam się trochę do przodu, cały czas idąc pod ścianą, co dało mi kolejną chwilę niezauważalności. Gdy byłam już z przodu, oddałam trzy szybkie strzały.
Za pierwszym razem - chybiłam, za drugim - trafiłam w nadkole pojazdu, a za trzecim razem nareszcie udało mi się trafić w oponę.
Wszyscy zebrani tam chłopcy wyglądali na dość zaskoczonych tak szybkim zwrotem akcji. Ciężarówka z powodu przestrzelonej opony zmuszona była do zatrzymania się. Harcerze spojrzeli się po sobie, aby po chwili dojść do wniosku, że nie strzelił żaden z nich. Niecałą minutę później, oczy większości harcerzy spoglądały w moją stronę. Zapewne chcieli już pytać o to, co tu robię i tak dalej, lecz z samochodu zaczęli wybiegać Niemcy. Jeden szkop zaczął strzelać, drugi biegał wokoło samochodu, tymczasem trzeci podawał amunicję i broń pierwszemu. Po chwili zza pojazdu wyskoczyło jeszcze dwóch uzbrojonych żołnierzy, poprostu świetnie.
Chłopcy naprędce posunęli się do przodu i zaczęli strzelać w stronę przeciwnika. Dołączylam do nich i stanąwszy na przodzie strzeliłam. Jeden, drugi, trzeci, czwarty strzał, za żadnym razem nie udało mi się trafić. Pociski Niemców co chwila latały gdzieś obok mnie. Bardzo zależało mi na tym, aby nareszcie trafić. Byłam świadoma tego, że strzelanie do kogokolwiek to nic dobrego, ale sytuacja wymagała tego ode mnie, a ja przestałam myśleć o tym, czy to dobrze czy nie.
Wyciągnęłam ramiona do przodu, a w dłoniach trzymałam pistolet. Byłam o krok od naciśnięcia spustu, jednak ktoś szarpnął mnie za ramię do tyłu. Do momentu, w którym nie wiedziałam jeszcze tego, kto to zrobił, w głębi duszy modliłam się, aby nie był to Niemiec.
Osoba ta wyciągnęła mnie do tyłu, za całą grupę harcerzy. Odwróciłam się i zobaczyłam, że pociągnął mnie Rudy.
"Co ty tu robisz?!" - wyglądał na bardzo zirytowanego.
"Mówiłem Ci, żebyś nie szła! Ale ty musiałaś oczywiście zrobić po swojemu!" - krzyknął.
"Miałaś nie iść!" - wściekł się i chwycił mnie za ramiona przyciągając trochę bliżej do siebie.
"Ale musiałam, rozumiesz? Musiałam!" - odpowiedziałam.
"Nikt Ci nie kazał. Miałaś nie iść, do cholery!
Miałaś nie iść!" - był bardzo zirytowany.
Wyrwałam się z objęć Janka i wróciłam spowrotem na przód, gdzie stałam wcześniej. Wymierzyłam dokładnie w dwóch, jeszcze żywych Niemców.
Nacisnęłam na spust i znów chybiłam.
Ależ ze mnie niezdara...
Oddałam kolejny strzał.
Tym razem trafnie, kulka uderzyła w stopę przeciwnika, który po oberwaniu skulił się na chwilę z bólu. Tenże sam jednak Niemiec po chwili się otrząsnął i strzelił.
Trafił za pierwszym razem. Upadłam na ziemię, na moich spodniach była teraz duża, czerwona plama. Dotknęłam lekko rany, piekielnie bolała.
Chciałam się podnieść z ziemi, jednak najpierw nie pozwoliły mi obrażenia, a później podnoszący mnie z ziemi Rudy i wleczący gdzieś za najbliższy budynek, abyśmy byli bezpieczni.
"Mówiłem, żebyś nie szła." - Mówił spokojnie, ale wyczuwalna była w tonie jego głosu irytacja. Irytacja i zmartwienie.
"Przepraszam. Miałeś rację." - głos mi się łamał i byłam bliska płaczu.
"Wiem. Tylko nie płacz, dobrze?" - spojrzał mi się w oczy, a już moment później niósł mnie szybkim krokiem spowrotem do domu.
"Wiesz, że będziesz teraz uziemiona na jakiś czas?" - Zapytał.
"Wiem, doskonale o tym wiem." - Odparłam.
Nareszcie dotarliśmy na miejsce. Noga bolała mnie piekielnie. Janek otworzył mieszkanie, wniósł mnie do środka i położył na łóżku w moim pokoju.
"leż tu, zaraz wrócę." - Wyszedł z pokoju.Rudy P. O. V.
Poszedłem do łazienki po opatrunki. Może wiele nie pomogą, ale to jedyne co w tym momencie mogę zrobić dla Oliwki.
Co jej odbiło? Dlaczego? Myślałem nad tym cały czas, bo nie dawało mi to spokoju.
Podszedłem do półki na której były bandaże i chwyciłem kilka opatrunków.
Cały czas martwiłem się o to, czy z Oliwią będzie wszystko w porządku.
Wróciłem do pokoju, a Oliwia nadal leżała na łóżku. Dźwignęła się na łokciach trochę do tyłu tak, że była teraz w pozycji półeżącej. Kucnąłem obok niej, abym mógł dobrze opatrzyć ranę.
W czasie kiedy zajmowałem się krwistą dziurą na nodze Kostuchy, ona patrzyła naprzemiennie na moje oczy i na to, co robię. Kiedy skończyłem, spojrzałem się na nią, także w oczy. Miała dość nietypową urodę, co bardzo mnie intrygowało.
Miała pomarańczowe, wręcz ogniste włosy, bardzo bladą cerę, twarz przyozdobioną w całości piegami i piękne, jasnoniebieskie oczy, które swoją zimną barwą mocno kontrastowały z kolorem włosów. Była też bardzo drobna. Urzekała mnie całą swoją osobą i charakterem.
"Dlaczego to robisz, co?" - Zapytała.
"Przecież równie dobrze mógłbyś wtedy pomóc mi poprostu trafić do domu, zostawić i nie wracać. Tak samo przecież mógłbyś wcale nie pozwalać mi u Ciebie mieszkać." - Mówiła.
"Może i tak..." - nie zdążyłem dokończyć.
"Ale dlaczego? To naprawdę duże poświęcenie. Dlaczego?" - Pytała dalej.
Ja jednak zamiast odpowiadać podniosłem się z kolan i stanąłem nad nią.
Zbliżyłem swoją twarz do jej twarzy i spojrzałem jej w oczy raz jeszcze.
W tym momencie Potocka próbowała się podnieść, pomogłem jej. Pozwoliłem jej opleść się wokół szyi ramionami, zmniejszając dystans między naszymi twarzami jeszcze bardziej, aby moment później złączyć nasze usta w pocałunku, który Kostucha odwzajemniała, co trochę mnie zdziwiło.
Byłem w niej zakochany, ale nie sądziłem, że mogłaby odwzajemniać moje uczucia.
CZYTASZ
Łapanka... || Kamienie Na Szaniec || Jan Bytnar "Rudy"
FanfictionProblemy zwyczajnej kobiety podczas wojny powodują, że przestaje wierzyć w to, że może stać się coś dobrego. Na jej drodze pojawia się coś, a raczej ktoś, kto nada na nowo wszystkiemu sens. Opowieść zakończona, przynajmniej na ten moment. Autorka ok...