13

1.2K 48 5
                                    

Kostucha P. O. V.

Cały kolejny dzień Rudy pomagał mi, wyręczał i wspierał mnie. Nie za bardzo wiedziałam co mam myśleć po tym, co stało się dzień wcześniej, ale nie ukrywam, że wcale mi to nie wadziło, a nawet z którejś strony, delikatnie mnie to fascynowało. Nie ukrywam, ale gdzieś w głębi duszy czekałam na ten moment.  Czekałam odkąd gdy tylko mnie przytulał, zbliżał się do mnie, albo byliśmy sam na sam i zachowywał się bardzo czule względem mnie, ja odczuwałam motyle w brzuchu, rumieniłam się i sprawiało to wszystko, że czułam się o niebo lepiej. Jego obecność przy mnie poprawiała mój humor.
"Chcesz herbaty?" - Wyrwał mnie z monologu.
"Nie, nie trzeba. Jedną zresztą dopiero wypiłam." - Odparłam, a Janek usiadł obok mnie na łóżku, pozwalając mi abym oparła głowę o jego ramię.
"Czeka Cię teraz krótka odsiadka w domu, wiesz o tym?" - Zapytał.
"Wiem, wiem. A ile ta odsiadka mogłaby potrwać, Janeczku?" - Dopytałam.
"Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że przed urodzinami nie będziesz mogła wyjść."
To na szczęście jest tylko odrobinę mocniejsze draśnięcie, dlatego nie jest aż tak źle." - Dodał.
"Nawet nie wiesz jak cieszy mnie taka informacja. Dobrze wiedzieć, że to nie jest aż takie poważne." - Oznajmiłam i odrobinę rozczochrałam prawą ręką czuprynę chłopaka.
Janek miał rozwichrzone włosy, jak zwykle, wszyscy zawsze chcą mu je układać i "doprowadzać do porządku" jak to nazywają, mi jednak nawet przypadają do gustu w takim stanie.
"To urocze, wiesz?" - Zadumał się.
"Ale co?" - Zapytałam. Nie do końca wiedziałam o co mu chodzi.
"Ty! Chodzi o Ciebie, kochana!" - skwitował wesoło, na co ja się zarumieniłam i delikatnie się do niego przytuliłam.
"A jak się czujesz?" - Zapytał.
"Coraz lepiej. Jeszcze trochę i będę biegać, zobaczysz." - zaśmiałam się, jednak odpowiedź była całkiem szczera.
"Na razie to ty lepiej nie biegaj bo sobie jeszcze coś zrobisz." - Odparł.
"No wiem, wiem." - Odpowiedziałam.
"Jak Ty się tam w ogóle wczoraj znalazłaś, że żaden z nas Cię wcześniej nie zauważył, co?" - Zapytał.
"Przyszłam trochę przed czasem, później się schowałam za takim jednym kontenerem, a jak już się zaczęło, cichaczem przecisnęłam się przy ścianie do przodu no i później było już gładko."- Odpowiedziałam.
"Oj, malutka. Sprytna jesteś." - Powiedział.
"M-Malutka?" - Spytałam trochę niepewnie. Nikt mnie tak nigdy nie nazwał i czułam się odrobinę dziwnie.
"No, przecież jesteś drobna, a mimo tego, że ja wcale taki wysoki nie jestem, jestem od Ciebie wyższy i to wcale nie o kilka centymetrów." - Wytłumaczył.
"Ale jeśli nie chcesz, to możesz być kruszynką!" - Dodał.
"Niech Ci będzie." - zaśmiałam się z chłopaka, a on szeroko się uśmiechnął. To urocze, co robi.
"Zaczekaj chwilę, zrobię nam może coś do jedzenia."
"O I jakiś koc, co ty na to?" - Dopowiedział.
"Chętnie."
Janek ruszył po koc, przyniósł go i zniknął w kuchni na dłuższą chwilę.
"Żyjesz tam? Wszystko w porządku?" - krzyknęłam z pokoju.
"Jak najbardziej!" - odpowiedział wesoło.
"Zaraz przyjdę, daj jeszcze chwilę."
Jak powiedział, tak zrobił. Chwilę później. Był w pokoju z dużą miską pełną posolonych, pokrojonych w talarki i solidnie spieczonych ziemniaków.
"Wiem, że to kartofle, ale zrobiłem je tak, że powinny smakować trochę lepiej niż zwykle." - Puścił mi szeroki uśmiech.
Wziął miskę i usiadł obok mnie pod kocem na łóżku, postawił ziemniaki na swoich kolanach, ale na tyle blisko mnie, że bez problemu się częstowałam.
"Całkiem smaczne. Nawet nie wpadłabym na to, że można tak przygotować ziemniaka." - Oznajmiłam po zjedzeniu jednego.
"Cieszę się, że Ci smakuje." - Powiedział.
"Wiesz? Wczoraj wieczorem, jak ty już zasnęłaś, dzwonił Alek, a później Zośka. Martwili się o Ciebie." - oznajmił.
"To miłe z ich strony."
"Alek jak rozmawiał ze mną przez telefon był najpierw piekielnie przerażony, a później jak mu powiedziałem, że jest z Tobą raczej dobrze, to myślałem, że wyjdzie ze słuchawki i będzie skakał pod sufit z radości!" - Zaśmiał się.
"Ach ten Alek, on to zawsze jest wesoły. Podziwiam go za to." - Westchnęłam.
"Ma chłopak w sobie to coś, prawda." - Uśmiechnął się.
"Ty też masz, wiesz?" - Zapytałam.
"Świetnie słyszeć taką informację." - Zaśmiał się.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy, która wcale nie była tą niezręczną i nieprzyjemną, dobrze było nam we własnym towarzystwie nawet, jeśli mieliśmy milczeć. Ten bezdźwięczny i spokojny stan przerwał nam dźwięk strzałów dochodzący z zewnątrz.
Próbowałam wstać, aby zobaczyć co jest za oknem, lecz zostałam powstrzymana przez Bytnara.
"Leż, ja zobaczę." - podniósł się z łóżka i lekko schylił, aby nie było widoczne nic więcej jak czubek jego głowy i oczy.
Widać było przez chwilę, że analizuje sytuację, bo oczami śledził chyba każdy ruch akcji.
Po chwili wrócił na miejsce obok mnie i spojrzał się na mnie.
"Piekło..." - Wydusił.
"O co chodzi? Co się stało?" - Spojrzałam się na niego, wyglądał na raczej przerażonego.
"Tam przed chwilą rozstrzelali kilka osób. Kobietę w ciąży, małe dziecko, młodą dziewczynę, chłopaka w moim wieku, starszego Pana." - Spuscił głowę w dół, jakby poddając się.
"Posłuchaj, to niczyja wina. No dobrze, może tych szkopów, ale to jest wojna, a to wymaga ofiar." - Chwyciłam go za rękę.
"Ja to wiem, doskonale wiem. Poprostu ta sytuacja jest okropna." - Westchnął, jakby beznadziejnie. Smutnym widokiem było to, jak Bogu ducha winny człowiek czuje się, jakby po części był winny temu, co się dzieje tam na zewnątrz.
Mimo wszystko miał rację - sytuacja była okropna. Ciężko jest żyć spokojnie w tych czasach, kiedy nie wie się, czy za moment do drzwi nie zapuka któryś z żołnierzy
gestapo i Cię nie zabije. Przecież nie możemy być pewni czy przeżyjemy kolejne pięć minut. Najgorsze były noce, głucha cisza, gdzieniegdzie słyszalne głosy Niemców patrolujących okolicę i klatki schodowe w blokach.
Z zamyślenia wyrwał mnie Rudy.
"Wszystko w porządku?" - Przysunął mnie jeszcze bliżej do siebie i przytulił. Odwzajemniłam uścisk.
Czułam się przy nim bezpiecznie, jego osoba dawała mi to poczucie. Janek także bardzo często był powodem mojego uśmiechu. Odkąd go znam, nigdy mnie jeszcze nie zawiódł, nie spowodował, że byłam smutna. Jedynymi sytuacjami, w których się kłóciliśmy, były takie, jak ta wczorajsza. On nie był przekonany co do mojego udziału w akcjach małosabotażowych, a ja do jego udziału, przez co w kółko się o to kłóciliśmy. Nieraz już nas Alek wyśmiał z powodu tych właśnie sprzeczek.
Kolejny czynnik zewnętrzny właśnie raczył przerwać naszą ciszę. Tym razem nie była to strzelanina na dworze, a głośne i mocne pukanie do drzwi.
Bałam się.
Przecież nikt, kogo znam nie puka do drzwi w taki sposób. Jeśli to nikt kogo znam, to odpowiedź jest tylko jedna - Niemcy.
Ktoś na nas doniósł szkopom.
"Ja otworzę. Ty tu siedź. W razie czegoś nie daj po sobie znać i nie płacz, dobrze?
Będzie dobrze." - Rudy spojrzał mi się w oczy. Mówił jakby sam też był pewny, że to gestapo. Trochę pomogły mi jego słowa, przynajmniej wiedziałam, że muszę być dzielna. Muszę dać radę dla Janka.
Rudy otworzył drzwi, a w mojej głowie kotłowały się czarne myśli.
Z niewiadomych mi powodów, już sobie wyobrażałam jak Niemcy stojąc w progu mieszkania odstrzeliwują Rudego, a zaraz po tym wparowywują do mojego pokoju i to samo dzieje się ze mną. Ciarki przeszły po moim ciele gdy tylko zaczęłam wyobrażać sobie takie sceny.
Z moich maskarycznych wyobrażeń wyrwał mnie Alek.
"Bierki?" - Zapytał wesoło stojąc w progu i machając lekko w górze pudełeczkiem z grą.
"No pewnie, ja chętnie." - Odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy.
"Proszę Cię tylko, nie pukaj już tak, bo to brzmiało trochę jakby za drzwiami stał ktoś z Gestapo, a nie Alek." - Zaśmiałam się lekko.
"W porządku."
Rudy dostawił mały stolik kawowy obok mojego łóżka, a obok niego krzesło dla Dawidowskiego, sam usiadł obok mnie.
Zsunęłam się lekko z łóżka, abym siedziała przodem do stoliczka.
Zaczęliśmy grać, było wesoło.
Nadeszła moja kolej, miałam wyciągnąć bierkę ze stosiku. Byłam już bardzo blisko, a reszta patyczków nadal była przeze mnie nienaruszona. Miałam właśnie wykonać ostatni ruch, a tu nagle, Janek ścisnął mnie lekko pod żebrami jednocześnie łaskotając, co spowodowało, że pisnęłam i podskoczyłam do góry rozwalając całą kupkę z bierkami.
"No i znowu ja wygrywam. Ty rozwalasz bierki, a Ty oszukujesz. Ha-Ha!" - Zatryumfował Maciek wywołując śmiech u nas wszystkich.
Ten to ma poczucie humoru.

Łapanka... || Kamienie Na Szaniec || Jan Bytnar "Rudy" Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz