14

1.1K 49 1
                                    

Rudy P. O. V.

Dzisiaj mijają prawie dwa tygodnie odkąd Oliwia siedzi w domu. Takim właśnie sposobem ominęły ją jej własne urodziny. Jak na złość, akurat w dzień jej urodzin nikt nie mógł przyjść, z powodów osobistych.
Trochę mnie to zmartwiło, ale Oliwia nie wyglądała jakby się tym smuciła, a co więcej, wyglądała na raczej szczęśliwą.
Mimo to, bardzo chciałem jakoś jej to wynagrodzić, a pewien głos ze środka już zadbał o to, abym wiedział, co zrobić i jak będzie najlepiej. Stwierdziłem, że dobrym posunięciem będzie zaproszenie Kostuchy do Wedla, bo wspominała coś, że lubi gorąca czekoladę. Odzyskała już sprawność, więc nie stało to na przeszkodzie.
Jednak nie zamierzałem zaprosić jej na całkiem zwyczajną wizytę.

Było już po dziesiątej, a Oliwia dalej siedziała w swoim pokoju i nie wiedziałem czy najzwyczajniej w świecie spała, czy poprostu nie ma zamiaru jeszcze wychodzić. Tak więc podszedłem do drzwi sypialni i zastukałem.
"Proszę." - usłyszałem, więc wszedłem do środka pomieszczenia.
Potocka siedziała przy swoim biurku, kreśliła coś w notesiku, który chwilę później zamknęła.
"Reflektujesz na śniadanie?" - Zapytałem.
"Nie trzeba. Dzisiaj wstałam trochę wcześniej niż Ty i zdążyłam już zjeść. Przepraszam, że na Ciebie nie czekałam, ale myślałam, że z głodu umrę." - Oznajmiła.
"Nie szkodzi." - Odpowiedziałem.
Usiadłem na jej łóżku, na przeciw krzesła, na którym siedziała.
"Mam takie małe pytanie." - byłem lekko niepewny, ale wiedziałem, że za bardzo mi na tym zależy i nie mogę tego sknocić.
"A więc pytaj." - Uśmiechnęła się do mnie.
"Czy dasz się zaprosić w pewne miejsce?" - przerwałem. - "Na r-randkę?" - O dziwo poszło mi lepiej niż wydawałoby mi się, że może być.
"Hmmm, myślę, że tak." - Puściła co mnie oczko.
"Bardzo się cieszę." - Uśmiechnąłem się bardzo szeroko i podszedłem do biurka, przy którym siedziała.
Na blacie leżał notesik. Miał skórzaną oprawę i małą pętelkę na długopis.
"A co my tu mamy?" - chwyciłem przedmiot do ręki i zacząłem udawać, że czytam to, co jest na kartkach, które wertowałem.
"Ej! Zoostaw to!" - Kostucha poderwała się z krzesła, aby wyrwać mi notes z ręki. Jednak ja uniosłem do góry rękę, w której trzymałem zeszyt, przez co Potocka nie mogła go dosięgnąć. Stała przede mną i podskakiwała, próbując odebrać mi to, co przed chwilą wziąłem.
"No daaj!" - Oburzyła się lekko.
Chciałem trochę ją podrażnić, dlatego nie ustępowałem. Kiedy Oliwia poraz kolejny poprosiła mnie, żebym zwrócił jej ten przedmiot, cmoknąłem w powietrzu, a wolną ręką wskazałem na swój policzek.
Oliwia mimo to nadal usiłowała wyrwać mi notes z ręki. Bezskutecznie.
Chwilę później dziewczyna przestała skakać, a ja poczułem cmoknięcie na moim policzku. Trochę się nie spodziewałem takiego posunięcia. Opuściłem rękę w dół i podałem Potockiej zeszyt.
"O której chcesz wychodzić?" - Zapytała.
"Myślę, że za niedługo." - Odparłem.
"Świetnie." - Oznajmiła.
"To może ja już pójdę." - Powiedziałem.
W końcu nie byłoby zbyt miło, gdybym wyszedł na randkę taki nieogarnięty.
Udałem się do swojej sypialni i zacząłem się szykować. W moim przypadku, wyszykowywanie się nie zajęło mi wiele czasu. Wystarczyło tylko, że lekko przeczesałem włosy i założyłem na siebie trochę bardziej eleganckie ubrania. Ubrałem ciemne, czarne spodnie, jasną koszulę, a na górę narzuciłem granatowy płaszcz.
Wyszedłem z pokoju i czekałem w przedpokoju na Oliwię.
Na samym początku wydawało mi się, że będę czekać wieki, jednak ku mojemu zdziwieniu, Kostucha wyszła z pokoju po dość krótkim czasie.
Kiedy zobaczyłem ją, byłem oczarowany. Wyglądała ślicznie. Miała na sobie czarną sukienkę, wiązaną w pasie i długą do kolan. W jej przypadku kolor czarny był rzeczą normalną, chodziła tak na codzień i nawet jej to pasowało. Włosy miała rozpuszczone, a takie uczesanie było u niej rzadkością.
"Zapraszam panienkę. Możemy już wychodzić?" - chwyciłem jej dłoń w swoją.
"Oczywiście."
Chwilę później szliśmy już jedną z bardziej ruchliwych warszawskich ulic w stronę Wedla. Otworzyłem drzwi lokalu, jednocześnie zapraszając moją towarzyszkę do środka.
Podeszliśmy do stolika, zdjąłem płaszcz i zawiesiłem go na wieszaku. Usiedliśmy przy stoliku. Siedząc na wprost Oliwii cały czas na nią patrzyłem. To pewnie wydawało się jej być bardzo dziwne.
"Mrugaj, bo Ci oczy wypadną." - zażartowała.
Mrugnąłem oczami kilka razy, co tylko wywołało śmiech Oliwii.
"Uważaj, żebyś się nie zakochał." - uśmiechnęła się, prawdopodobnie zauważywszy, że cały czas na nią spoglądam.
Nie robiłem tego specjalnie, jednak coś nie pozwalało oderwać mi od niej wzroku.
Kiedy do stolika podeszła kelnerka, zamówiliśmy dwie gorące czekolady, które moment później znalazły się na naszym stoliku. Były bardzo smaczne.
"Smakuje?" - oparłem się o oparcie krzesła w jednej ręce trzymając kubek czekolady.
"Bardzo." - usłyszałem.
"Posłuchaj, bo..." - Oliwia zaczęła, ale nie skończyła, nie wiem dlaczego.
Nachyliłem się do stołu, w jej stronę.
"O co chodzi?" - Spojrzałem się w jej stronę.
Nachyliła się w moją stronę, przez co stykaliśmy się czubkami nosa. Zaraz po tym poczułem jak Kostucha chwyta moją dłoń.
Będąc tak blisko niej, dotarło do mnie, że nie powinienem marnować takiej okazji, toteż wykonałem ruch i dałem jej buziaka.
Nie wyglądała na zaskoczoną. Krótko po tym, powtórzyła to, co zrobiłem ja. Podobało mi się to. Nie wiem czemu, ale właśnie to mi się podobało.

Jednak nie, wróć. Wiem dlaczego mi się to podobało. Najzwyczajniej w świecie się zakochałem.
Dopijając resztki czekolady, dostrzegliśmy, że atmosfera w lokalu stała się dość napięta. Wokół nas siedzieli sami Niemcy, a przeważająca część z nich patrzyła się na nas. Jednak nie tak całkiem zwyczajnie, bo było to ów spojrzenie, które wyrażało chcęć mordu. Chyba znaleźliśmy się w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiednim czasie. Trochę mnie to przerażało, ale wiedziałem, że jeśli czegoś nie zrobię, to skończymy jak ta czekolada. Roztopieni i połknięci, a może też i przy tym rozgnieceni na miazgę. Oliwia nie wyglądała, jakby atmosfera w tym miejscu była pozytywna.
"Na nas chyba czas, co?" - szepnąłem, a Oliwia tylko kiwnęła głową. Położyłem pieniądze na stoliku, powoli wstaliśmy od stolika i skierowaliśmy  się do wyjścia.
Chwyciłem Oliwię za rękę i pociągnąłem w boczną uliczkę, abyśmy byli mniej zauważalni. Bardziej niż pewnym było to, że któryś z Niemców pójdzie za nami. Szliśmy kawałek krętą dróżką, aby później skręcić w kolejną, dość ciasną, która później okazała się być ślepym zaułkiem. Słyszałem za nami kroki Niemca, przyciągnąłem więc Oliwię jak najbliżej siebie. Szkop zdawał się nawet nie wpaść na to, że mogłaby tutaj być jeszcze jakaś uliczka. Poprostu pobiegł gdzieś dalej, przed siebie.
Kiedy byłem już całkowicie pewien, że jesteśmy bezpieczni, chwyciwszy za rękę Oliwię, wyszliśmy z ciasnego zaułka i udaliśmy się w drogę powrotną do domu.
Powoli się już ściemniało, czas leciał nieubłaganie. Wyszliśmy z domu chyba około trzynastej, a na moim zegarku w tym momencie była godzina dwudziesta.
Nareszcie dotarliśmy na miejsce.
Oliwia poszła przebrać się w swoją koszulę nocną, a ja zadowolony z siebie dreptałem przez jakiś czas w tą i spowrotem po salonie. Kostucha poszła już chyba spać, więc stwierdziłem, że ja też raczej powinienem to uczynić.
Udałem się do łazienki, umyłem i przebrałem w piżamę. Poszedłem do swojego pokoju i ułożywszy się wygodnie w łóżku, zasnąłem.

Łapanka... || Kamienie Na Szaniec || Jan Bytnar "Rudy" Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz