R: Przyjdę, a razem ze mną twój koniec

546 43 19
                                    

❗️WŁAŚNIE TEN ROZDZIAŁ❗️ ❗️ZAWIERA SPOILERY Z MANGI, A❗️ ❗️DOKŁADNIEJ❗️
‼️ CHAPTER 290 i dalej ‼️

Pisze ten rozdział o 1 więc wybaczcie ort.
#narrator

Po pamiętnej walce Endeavora społeczeństwo zmieniło co do niego nastawienie. Był teraz uważany, za godnego miana bohatera nr.1. Jednak istniały osoby, których to niemiłosiernie wkurzało. To, jak i wszystko co go dotyczyło. Jednak najbardziej z wszystkich, nienawidził go Touya. Jego zmarły syn. Jednak chwila, kto powiedział, że on umarł? Może przeżył? Jednak jakie było prawdopodobieństwo? Żadne. Jedyne, co po nim wtedy zostało to palące się niebieskim ogniem urządzenia do ćwiczeń, w sali do tego przeznaczonej, i żuchwa. Nie było wątpliwości, że zwęglił swoje ciało. Jednak, jak obiecał dzień wcześniej podczas kłótni z ojcem: Przyjdę, a razem ze mną twój koniec. Napewno nie takich słów się spodziewał. Jednak nie rozumiał ich znaczenia aż po dziś dzień.

Godziny patrolu mijały spokojnie, jednak wszystko ma swój koniec. Gdy jeden z biurowców się zawalił a wszyscy ujrzeli niewiadomego pochodzenia rzecz wszyscy rzucili się do ucieczki. Obydwoje Todorokich chciało tam biec, jednak gdy zobaczyli nomu spojrzeli po sobie porozumiewawczo i pobiegli w jego stronę. Było ich więcej, jednak były to niskiej klasy o małej sile bezmózgie potwory. Shōto nie grało to. Atakują potężnym atakiem budynek, a tutaj wysyłają nomu na jeden cios. Mogło to oznaczać, że chcą ich zmęczyć lub odwrócić uwagę. Niestety, nie mogli nic z tym zrobić, dopóki nie pokonają wszystkich. Nadchodziły one z każdej strony i nikt nie miał kto im pomóc. Jakby wszyscy bohaterowie wyparowali. Jednak wiadomo było, iż zajęli się tamtym budynkiem. A mówili nikt nie zaatakuje w wigilie, a tu prosze. Godzina siedemnasta i atak ligi w prezencie pod choinkę.

Chłopak pomagał swojemu ojcu jak mógł, ale nie do granic możliwości. Wolał dłużej pomęczyć się z nimi, i zachować siły na to co będzie później, bo atak tylu bezmózgich bez dalszego ciągu wydarzeń byłby stratą.

Robił uniki i często zamrażał wiele z nich. Gdy zobaczył, że ze wschodu żaden już nie idzie, przebiegł przez nie, a Endeavor po wykończeniu paru innych dogonił go. Rozglądali się tak aby zobaczyć czy nie ma już innych nomu, lub rannych ludzi. Nagle usłyszeli gwizdanie. Charakterystyczne ciche gwizdanie dochodzące zza ruin na przeciwko.

Z uśmiechem na ustach wszedł na płyty betonowe. Obok niego stanęły dwie dziewczyny i jeden chłopak. Enji i Shōto od razu rozpoznali ich. Syn spojrzał na ojca, i jedyne co dostrzegł to zszokowanie. Jednak było jeszcze większe, gdy to cała rodzina rozeszła się w boki pozostawiając samego Dabiego na ich dwóch.

Zmierzał w ich stronę z butelką w ręce. Uśmiechał się szyderczo i patrzył na nich z psychopatycznym uśmiechem.

- DABI! - Krzyknął Endeavor gdy był na tyle blisko, że wiedział, że złoczyńca usłyszy. Zaśmiał się, ale zaraz przybrał spokojny, opanowany wyraz twarzy i tylko mały uśmieszek spoczywał na jego ustach.

- Po co używasz mojego pseudonimu... - Odkręcił butelkę i podniósł ją do góry wylewając zawartość na swoje włosy, które zrobiły się białe. - W końcu Touya brzmi o wiele lepiej! - Obydwaj stali zszokowani. - Twoja kariera właśnie legnie w gruzach! Obiecałem ci! Przyjdę, a razem ze mną twój koniec! - Zaśmiał się a Shōto nadal wpatrywał się w niego jak w obrazek.

- Nie jesteś Touyą! - Krzyknął Endeavor. On tylko uśmiechnął się na to.

- Nie ważne czy mi wierzysz, ważne, że właśnie cała Japonia przed telewizorami ogląda i słucha tego co robiłeś prze te wszystkie lata! Możesz tylko patrzeć jak idziesz na dno! - Obrócił się i nadal szyderczo śmiał.

Chronić pomimo wszystko | villain family Todoroki [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz